Nieobecność Władimira Putina na scenie politycznej jest mocno podejrzana. Przestrzegałbym jednak przed wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków, zarówno co do choroby Putina jak i co do zamachu stanu. Plotki o zamachu stanu wzięły się stąd, że nad Kreml przyleciały helikoptery wojskowe, ale to przecież nie jest żaden dowód. Plotki nt jego zdrowia krążą do czasu  zeszorocznych publikacji w „The Economist”, w których z powołaniem się na jakiegoś oligarchę rosyjskiego spekulowano, że Putin jest chory na raka mózgu. Zalecałbym tutaj daleko posuniętą ostrożność, ponieważ w stosunku do tego co się dzieje na Kremlu ciągle obowiązuje nas definicja starego dobrego Winstona Churchila – jest to walka buldogów pod dywanem. My nie wiemy, co tam się dzieje, jedynie możemy stwierdzić pewne fakty. Faktem bezspornym jest, że Putin od 5 marca nie pojawił się publicznie niegdzie oraz że jego własna służba prasowa oszukuje zapisując imprezy w których uczestniczył z późniejszą datą do dostępnego w internecie kalendarium wizyt prezydenta. Co Putin w tym czasie robi, gdzie jest, jakie jest jego zdrowie – nic na ten temat nie wiadomo. Równie dobrze sytuacja może być dokładnie odwrotna – cieszy się on bardzo dobrym zdrowiem i przygotowuje nam jakieś duże świństwo i w związku z tym odbywa całą sekwencję różnego rodzaju narad.

Bardzo znamienne jest to, że odwołał dzisiejszeje i wczorajsze spotkanie trójstronne w Astanie z prezydentami Kazachstanu i Białorusi. Tego rodzaju spotkania w obliczu narastającej konfrontacji z Zachodem są z punktu widzenia Rosji bardzo ważne, dla potwierdzenia, że Rosja ma jednak jakichś sojuszników. Odwołanie tego spotkania to dla nas taki dzwoneczek alarmowy, że coś się dzieje. Ale co naprawdę, nie wiemy.

Not. ed