Portal Fronda.pl: Wczoraj odbyły się w Gdańsku uroczyste obchody z okazji 30. rocznicy wyborów 4 czerwca. Podczas "Święta Wolności" miał miejsce również wiec z udziałem Donalda Tuska i Lecha Wałęsy. Donald Tusk w swoim przemówieniu zawarł peany na cześć Wałęsy, a z kolei Wałęsa od kilku lat podkreśla, że to on "sam jeden" obalił komunizm.

Andrzej Gwiazda: Nie uczestniczyliśmy w tych uroczystościach. Byliśmy na międzynarodowej naukowej konferencji IPN w Gdyni na temat transformacji. To było bardzo ciekawe i pouczające.

Co do Lecha Wałęsy, jeżeli jego wypowiedzi potraktować poważnie, to mamy dowód na to, że komunizm obalał się sam, a przynajmniej, że komunizm obalało jego zbrojne ramię. Jest to analogia do tego, kiedy premiera zabija szef jego ochrony.

Natomiast Donald Tusk był w Gdańsku, bo miał nadzieję, że "coś mu kapnie", choćby wzrośnie popularność. Do dzisiaj moja noga w Europejskim Centrum Solidarności nie postała. Nie miałem wątpliwości, że ma to być centrum polityczne i centrum do fałszowania Solidarności, co za tym idzie i Polski. Coraz wyraźniej działalność tej instytucji potwierdza moją intuicyjną decyzję, żeby się tam nie pokazywać, bo to ich tylko uwiarygodni. Nie mam zamiaru uwiarygadniać kłamstwa.

"Nie można dać się ograć, nawet jak przegrało się pierwszy mecz. Lech Wałęsa jest znany a całym świecie, nie tylko dlatego, że jest noblistą i prezydentem. Ale przede wszystkim dlatego, że pokazał prostym ludziom, że można chłopskim sprytem czy niebywałą odwagą wygrać z władzą." - stwierdził w przemówieniu Donald Tusk

Wałęsa pokazał prostym ludziom co innego. Że jeżeli mają swoje zdanie, to nawet jeśli agent i wróg stanie na ich czele, to okaże się bezradny. Jest to bardzo ważna nauka. Jeżeli społeczeństwo ma poglądy, wie czego chce i potrafi wyznaczyć sobie kierunek, to agenci są szkodliwi, ale nie decydują o klęsce. Historia Wałęsy to doskonale unaocznia.

Wałęsa był współpracownikiem strony przeciwnej i okazało się, że był kompletnie bezradny wobec solidarnościowej demokracji. Dopiero jego pryncypał, oficer prowadzący, gen. Kiszczak musiał wjechać na ulice czołgami, żeby umożliwić Wałęsie wykonywanie postawionych przed nim zadań.

"W mediach przypominane są zdjęcia, jak Wałęsa pije wódkę z Kiszczakiem. Kaczyński też pił. Ale nie mówię tego złośliwie. A co mieli, strzelać do siebie? Prowadzić na siebie czołgi?" - mówił Tusk podczas wiecu w Gdańsku

Lech Wałęsa okazał się zdrajcą, a Lech Kaczyński Konradem Wallendrodem. Nie wiem czy Kaczyński pił wódkę, bo tego ani na zdjęciach, ani na filmach z Magdalenki nie widziałem. Widziałem Wałęsę, widziałem Michnika. Nie było mnie tam, więc nie mogę tego stwierdzić.

Tylko że Kaczyński ich oszukał, bo kiedy zdobył stanowisko decyzyjne, to okazał się patriotą, do tego stopnia, że uznali, że muszą go zamordować.

Jarosław Kaczyński powiedział dzisiaj, że "Donald Tusk ma obyczaj kłamać i kłamie w każdej sprawie."

Nie było mnie tam, żeby mówić o takich rzeczach. Wiem, jakie były skutki i kto jak się zachowywał. Oczywiście wtedy, kiedy Kaczyński brał w tajnych naradach w Magdalence, to nie byłem po jego serce. Znalazłem się wtedy, kiedy okazało się, że użył tego, żeby sprawnie realizować sprawy polskie.

Pierwszą decyzją, która mnie przekonała o tym, że udział w Magdalence był dla zmylenia przeciwnika, to było przywrócenie pamięci światowej Powstania Warszawskiego i budowa Muzeum Powstania Warszawskiego. Kolejne decyzje potwierdzały patriotyczne dążenie Lecha Kaczyńskiego. Warto też wspomnieć o obronie Gruzji przed agresją.

Mamy tutaj dokładne przeciwieństwo. Przywołałem Konrada Wallendroa, ponieważ uważam, że Lech Kaczyński jest bohaterem. Gdyby mu się to nie udało, to pozostałby na tej pozycji, jak chce go ustawić Donald Tusk i tak byśmy go traktowali. Kaczyński zaryzykował nie tylko swoją karierą, ale i swoją czcią. Postawienie na ryzyko swojej czci jest najwyższą ofiarą jaką można złożyć na ołtarzu Rzeczpospolitej.

Zdaniem Lecha Wałęsy Europę przed Polakami i Węgrami mogą uratować tylko Niemcy. "Wtedy wielkie zadanie stanie przed Niemcami. My nie mamy takiej siły, ale Niemcy są tym krajem, który pełni przywódczą rolę w Europie. Niemcy muszą mieć plan. Kiedyś zniszczyli Europę, to teraz mogą budować. Są najlepiej zorganizowani i mają środki. Niech zorganizują Europę tak dobrze, jak to zrobili w swoim kraju" - podkreślił były prezydent

Ponieważ ja Wałęsie jesienią 1980 roku oświadczyłem, że przestaję komentować jego wypowiedzi, dlatego że nie było nadziei, że coś się da wyprostować, tak tego się trzymam do dzisiaj.

Donald Tusk wyznaczył Wałęsę do grona "mędrców Europy". Unia Europejska wymyśliła sobie "mędrców Europy" i Tusk wyznaczył i posłał Wałęsę. Skończyło się to totalną kompromitacją. Bo Wałęsa zachował się jak Wałęsa. O czym my mówimy?!

Stwierdzony agent, stwierdzony zausznik Kiszczaka, a my próbujemy dyskutować o tym, co ten facet powiedział. Jeżeli zbierze się to, co on powiedział, to wydaje się, że to byłby największy na świecie katalog idiotyzmów. Kto nam każe tego słuchać?

Dlaczego w takim razie środowisko Platformy Obywatelskiej robi z niego ikonę?

To nie definiuje Wałęsy, bo Wałęsa jest zdefiniowany. To definiuje Platformę Obywatelską. Możemy powiedzieć krótko, Platforma Obywatelska to koncepcja poubecka. To jest koncepcja już nie popartyjna, nie PZPR-owska, tylko jest kontynuacją tajnych służb. Przynajmniej co trochę się do tego przyznaje. A nawet nie tylko Platforma Obywatelska, bo pamiętamy, że Komitet Obrony Demokracji demonstrował z portretami Wałęsy, czyli przyznaje się do kontynuacji tamtych działań.

Czy kiedykolwiek Polacy się zjednoczą? Czy zniknie podział, jaki wciąż mamy po PRL?

Nie. Ponieważ nigdy nie byli zjednoczeni. Z tego należy wyciągnąć wniosek, że też nigdy nie będą. Pamiętamy Targowicę. Musimy też pamiętać, że kilku Targowiczan popełniło samobójtwo, gdy dowiedzieli się, jakie skutki dały ich działania. Możemy się także spodziewać, że po tamtej stronie są ludzie, którzy naprawdę wierzą w to, co mówi im Donald Tusk i nie wiedzą, jakie to ma skutki i do czego prowadzi.

Polacy nie byli zjednoczeni. Krótko po odzyskaniu niepodległości, Polacy zastrzelili demokratycznie wybranego prezydenta. Gdy w 1920 roku szli bolszewicy na Warszawę, to w Białymstoku już utworzył się rząd Polskiej Republiki Ludowej. Pamiętamy rozbicie dzielnicowe i Łokietka. Król musiał ukrywać się w grotach skalnych przed swoimi wrogami, ale w końcu zwyciężył.

To są czysto medialne zagrywki na temat jedności. W 1980 roku nie było jedności. Bezpieka miała utworzyć "trójkąt', który miał rozbić "Solidarność", pod nazwą "Jedność". W Szczecinie było wydawane pismo pod nazwą "Jedność". Jedność miała służyć rozbiciu, a nie zjednoczeniu. Natomiast w 80 r. była solidarność, ale nie jedność, bo w "Solidarności" też mieliśmy różne zdanie. Na bazie różnych opinii, które są potrzebne, udawało się wypracować takie metody działania, które zmusiły naszych przeciwników do użycia przeciwko nam czołgów. Nie potrafili nas złamać, nie potrafili nas zepchnąć z wybranej drogi, ani nie potrafili nas pokłócić, tylko musieli do tego użyć czołgów.

Czerpiąc doświadczenia z historii możemy tylko oprzeć się na opinii Zagłoby: "Wróg nie jest po to, żeby z nim paktować, wróg jest po to, żeby go bić". Niezawsze da się paktować i nie każde paktowanie jest słuszne. W 1989 roku, kiedy przekonywali nas, że musimy się dogadać z komunistami, bo jesteśmy słabi. Otóż, gdy jest się słabym, to nie można się dogadywać, bo dogadywanie się ze słabej pozycji, jest zdradą. Natomiast jeśli się jest silnym, to pierwszą rzeczą jest nawiązywać porozumienia. Gdy jest się słabym, to porozumienia zawsze są niekorzystne. Gdy się jest słabym pozostaje tylko podpisywanie kapitulacji.

Rozm. Karolina Zaremba