Fronda.pl: Jutro będziemy świętować 105. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Wielu komentatorów przekonuje, że od upadku komunizmu nasza niepodległość jeszcze nie była zagrożona tak bardzo, jak jest dzisiaj. Realizacja proponowanych dziś zmian w traktatach unijnych rzeczywiście sprawi, że nie będziemy już państwem w pełni suwerennym?
Prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS: Zgadzam się z taką opinią. Wszystkie najważniejsze decyzje będą zapadały poza Warszawą – w Brukseli, Berlinie czy Paryżu. Pamiętajmy, że Unia Europejska składa się z państw różniących się gospodarczo, politycznie czy geograficznie. Państwa te nie są też równe pod względem siły głosu w Radzie Europejskiej. W Unii funkcjonują tak różne kraje jak Niemcy i Cypr lub Francja i Słowenia. Wiadomo, że dysproporcja między nimi jest ogromna. Cypr nie ma i nie może mieć tyle do powiedzenia, ile mają Niemcy, a Słowenia tyle, co Francja. Jedyną możliwością realnego wpływu, jaką te mniejsze państwa dotychczas dysponowały, było prawo weta. Dzięki niemu mogły one podstawowe rzeczy zablokować. Przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce to różnie wyglądało. Jeżeli jednak to prawo weta zostanie odebrane, to Unia Europejska stanie się pewną usankcjonowaną oligarchią, w której rządzą ci najsilniejsi, a ci słabsi muszą się podporządkować. Władza w takim systemie należeć będzie do największych graczy i instytucji europejskich, na które ci pierwsi mają duży wpływ. Wiadomo przecież, że Komisja Europejska raczej będzie przychylać się do stanowiska Niemiec niż Cypru lub Polski. Polska jest krajem większym, ale w przypadku wprowadzenia tych zmian traktatowych również staniemy się lennikiem. Będziemy krajem, który ma słuchać, a jeżeli się sprzeciwi, to i tak nie będzie to miało żadnego znaczenia. Realnie nie będzie możliwe zbudowanie mniejszości blokującej, a gdyby to się jakoś udało, to ci duzi znajdą inny sposób na przeforsowanie swojej polityki.
Instytut Myśli Schumana opublikował poświęcone dążeniom do centralizacji oświadczenie, w którym przywołał wymieniane przez o. prof. Krąpca za ks. Messnerem cechy państwa totalitarnego. Analizując dwanaście wyznaczników autorzy wskazują, że już dziś Unia Europejska ma wiele cech charakterystycznych dla państw totalitarnych i porównują obecny proces zmian w UE do budowy nowego ZSRR. To uzasadniona ocena, rzeczywiście idziemy w takim kierunku? UE staje się totalitaryzmem?
W jakimś sensie tak. Dzisiaj Unia Europejska totalitaryzmem jeszcze nie jest, ale tendencje zmierzają właśnie w tym kierunku. W ZSRR funkcjonował centralizm demokratyczny, w którym teoretycznie uczestniczyły wszystkie ciała, ale w rzeczywistości to centrum podejmowało decyzje. Unia Europejska - zwłaszcza po tych mogących nastąpić zmianach, ale i obecnie - przypomina centralizm demokratyczny. To jest więc pierwsze podobieństwo.
Unię Europejską z ZSRR łączą też rządy jednej ideologii. Kto się tej ideologii nie podporządkuje, ten musi się liczyć z problemami. Nie ma gułagów, ale są różne inne sposoby represjonowania niepokornych.
Trzecią cechą jest systemowe kłamstwo. W systemie komunistycznym takim kłamstwem było na przykład twierdzenie, że rządzi lud pracujący miast i wsi, chociaż rządziło biuro polityczne. W Unii Europejskiej takim kłamstwem jest to, że Unia jest pluralistyczna. Ona nie jest pluralistyczna, jest monistyczna. Nie jest systemem demokratycznym, bo jest systemem oligarchicznym. Parlament Europejski jest dyktaturą większości. To nie jest system demokratyczny. Mniejszości polityczne, przedstawiciele prawej strony są wykluczani i w rozmaity sposób nękani. Tę rzeczywistość przedstawia się jako jakąś „wyższą formę” demokracji, pluralizmu i wolności. To systemowe kłamstwo.
Tak więc rzeczywiście, istnieją bardzo niepokojące sygnały, że zmierzamy w tym kierunku.
Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów tej ideologii jest uznanie aborcji za „prawo człowieka”. Terminacja ciąży to jeden z ważniejszych problemów dyskutowanych dziś w Polsce. Tymczasem proponowane zmiany zakładają, że do nowych kompetencji dzielonych wejdzie zdrowie publiczne. Po przeforsowaniu tych zmian może się okazać, że dyskusja o aborcji po prostu zniknie, bo to Unia Europejska zdecyduje o legalizacji w Polsce aborcji na życzenie i polski rząd, parlament ani społeczeństwo nie będą mieli w tej sprawie już nic do powiedzenia?
Oczywiście. Skoro już zadekretowano wyższość prawa unijnego – co jest kolejnym bezprawiem, ale TSUE sobie takie prawo przyznał – i w kompetencje zdrowia wchodzi tzw. zdrowie reprodukcyjne – znowu ten okropny język, ta nowomowa, również typowa dla systemów totalitarnych – to aborcja stanie się kompetencją prawa europejskiego. Wtedy Trybunał Konstytucyjny może udać się na wakacje, a Sejm nie będzie miał nic do powiedzenia. Gdyby zresztą zdarzyło się takie nieszczęście, że Polską będzie rządziła Platforma Obywatelska ze swoimi koalicjantami, to oni to wszystko przełkną i jeszcze podziękują, całując w rękę europejskie elity.
Odejście od zasady jednomyślności i przekazanie kolejnych kompetencji Brukseli pozwoli unijnemu establishmentowi narzucić Polsce rewolucję ideologiczną, choćby zobowiązując do respektowania tzw. małżeństw homoseksualnych. Co natomiast zmiany te będą oznaczały dla gospodarki i portfeli Polaków? W będącym inspiracją dla tych zmian manifeście Spinellego pojawia się nawet odejście od własności prywatnej. Obawy, że wkrótce Unia Europejska będzie też zarządzała majątkiem Polaków to absurd czy rzeczywiste zagrożenie?
Stoję na stanowisku, wedle którego nie należy odrzucać najbardziej czarnych scenariuszy, nawet takich brzmiących wyjątkowo absurdalnie. Coraz bardziej wyłączany jest zdrowy rozsądek i te zdrowe mechanizmy funkcjonujące jeszcze w państwach narodowych.
Co do tej rewolucji ideologicznej, musimy pamiętać, że ona niestety nie jest tylko dziełem Unii. Gdyby tak było, sprawa byłaby znacznie prostsza. Ale niestety, Wielka Brytania wyszła z Unii, a rewolucja obyczajowa jest tam bodaj najbardziej zaawansowana.
Czy zrealizowane zostaną te elementy komunistyczne, dotyczące choćby ograniczenia własności prywatnej? Tego nie wiem. Jednak jak mówię, specjalnie bym się temu nie dziwił w sytuacji, w której nie mamy nad tym kontroli. Władza jest oddana w ręce komisarzy i urzędników, na których wybór nie mamy wpływu i nie możemy ich rozliczać. Do tego dochodzi dominująca rola coraz skrajniejszej lewicy. Trzeba w mojej ocenie trzymać się zasady bardzo ograniczonego zaufania do Unii. W tej chwili oni naprawdę mogą wymyślić wszystko, nawet największy absurd.
Jedną z wymienionych we wspomnianym oświadczeniu cech państwa totalitarnego jest łamanie wolności słowa i myślenia. „W UE wolność słowa jeszcze wprawdzie jest, ale jest ograniczana w postaci walki z tzw. fake newsami” – zauważają autorzy. Należałoby dodać jeszcze walkę z rzekomą „mową nienawiści”. Odebranie czterem europosłom immunitetów za polubienie spotu na Twitterze to tylko przejaw pewnej zawiści lewicowej większości chcącej się odgryźć swoim oponentom w PE czy jednak jakiś symptom realizacji koszmaru opisanego przez Orwella?
Wolność słowa jest bardzo ograniczona. W tej chwili istnieje jeszcze w Polsce. Nie wiem jak długo, bo Unia się wkrótce rękami swoich namiestników za nas zabierze. Może istnieje jeszcze gdzieś w Europie Wschodniej, natomiast Europa Zachodnia jest już przeżarta tą polityczną poprawnością. Tam strach się odezwać. Wolność słowa jest bardzo reglamentowana, są ścisłe zasady językowe. Istnieje ogromny katalog grzechów, które można popełnić: homofobia, transfobia, enbyfobia itd. Skoro można popełnić tyle „myślozbrodni”, to funkcjonuje też „policja myśli”. Ludzie bywają więc represjonowani w pracy, wyrzucani z pracy za swoje poglądy. Pojawiło się już też to, co u Sowietów funkcjonowało jako „psychuszki”. W ZSRR oddawano pod opiekę psychiatrów tych, którzy nie zgadzali się z systemem komunistycznym. Dzisiejszą tego wersją jest możliwość skazania na przymusową psychoterapię, która ma leczyć z niesłusznych poglądów np. na temat osób transseksualnych czy homoseksualizmu.
Wolność myśli i słowa jest pierwszą ofiarą. Ofiarą są też szkoły, zwłaszcza szkoły wyższe. Uniwersytety pozostają w awangardzie zamordyzmu. Niektórzy wskazują, że to paradoks, bo uniwersytet jest przecież przestrzenią swobodnych badań. Długo by o tym mówić, ale prawda jest taka, że najbardziej drastyczne i pionierskie stosowane dziś metody ograniczania swobody wypowiedzi wyszły i nadal wychodzą z uniwersytetów. Przykładem jest sytuacja studenta Uniwersytetu Warszawskiego (Oskara Szafarowicza – red.). To jednak ledwie próbka tego, co dzieje się w świecie zachodnim i już płynie szeroką strugą do Polski. Akademicy mają to do siebie, że by chcieli, żeby u nas było jak na Harvardzie. Ale nie pod względem nagród Nobla, tylko właśnie takich kwestii jak realizowanie gender studies, wprowadzanie językowej cenzury itp.
Co więc Polacy muszą dziś zrobić, aby obronić swoją suwerenność?
Musimy jej bronić! Po prostu. 30 lat temu odzyskaliśmy niepodległość i teraz już ją mamy stracić? Trzeba zdemistyfikować obraz Zachodu i Unii jako źródeł i ostoi porządku czy dobrobytu. Porządku tam nie ma, bo jest brudno na ulicach, są awantury, patologie, przemoc. Dobrobyt jest jeszcze ze starego rozdania. Ale Unia Europejska nie jest już żadnym wehikułem rozwoju. Jeżeli Polska się dobrze rozwija, to poniekąd wbrew Unii, a nie dzięki Unii. Trzeba o tym mówić, trzeba się organizować. Zwłaszcza, że oni mają ogromne środki propagandy, nacisku i coraz dotkliwszej represji.