Każdy interesujący się choć trochę sportami walki pamięta młodego, agresywnego chuligana „Szpilę”, który siedział w więzieniu, wszczynał burdy podczas konferencji przed swoimi walkami, chciał się bić z całym światem i nie unikał wielkich sportowych wyzwań.

Nazwiska rywali w pięściarskim CV Artura Szpilki są niezwykle imponujące, znajdziemy tam bowiem choćby Jameela McCline’a, Bryanta Jenningsa, Tomasza Adamka, Adam Kownackiego, Mariusza Wacha, Łukasza Różańskiego, Derecka Chisorę czy przede wszystkim Deontaya Wildera. To właśnie z tym ostatnim, amerykańskim gwiazdorem światowego boksu 16 stycznia 2016 roku Szpilka stoczył emocjonujący bój o zawodowe mistrzostwo świata w królewskiej kategorii wagowej, doznając jednak bardzo ciężkiego nokautu, po którym został wyniesiony z ringu i przetransportowany do szpitala.

Dziś po krnąbrnym Szpili nie ma już zbyt wielu śladów. Urodzony w Wieliczce wojownik bardzo dojrzał i otwarcie przyznaje, że każdą niedzielę rozpoczyna od udziału w porannej Mszy św.

W wywiadzie udzielonym Hubertowi Kęsce dla tygodnika.interia.pl Artur Szpilka wspomina: „Ja przez kawał życia definiowałem samego siebie tylko poprzez boks. Jak podpisałem zawodowy kontrakt, myślałem, że złapałem Pana Boga za nogi. Zacząłem czytać go już siedząc w więzieniu. "Coś ty chłopie zrobił?". To właśnie wtedy dotarło do mnie, że podpisując umowę zgodziłem się na wszystko. A potem miałem wrażenie, że nic ode mnie nie zależy. Byłem uwiązany i miałem uwalone w głowie, że jestem wartościowy tylko jako pięściarz. Co w pewnym momencie spowodowało, że poczułem się bezużyteczny”.

„Mną w pewnym momencie nikt nie mógł pokierować. Mój tata się powiesił, więc nie miałem ojca. Jak patrzyłem na moich kumpli, to im zazdrościłem. Ktoś przyjechał na mistrzostwa Polski z tatą, ten go dopingował. Ależ ja chciałem, coś takiego przeżyć. Patrzyłem się w niebo i mówiłem: "Widzisz, kurde! Zdobyłem mistrza Polski, a ciebie nie ma..." – kontynuuje swą opowieść były polski pretendent do tytułu zawodowego mistrza świata.

Były już pięściarz walczący dziś w KSW przyznaje, że zmienił swoje podejście do sportu:  „Daję z siebie sto procent, ale wiem, że cokolwiek się wydarzy, po walce dalej będę tam, gdzie jestem. Że nic się przez nią nie zawali, żaden fundament. (…) Dojrzałem do tego, żeby nie obrażać się na porażki. Porażki w sporcie, zawody w życiu to właśnie ukształtowało mnie jako człowieka”.

Artur Szpilka wyznał, że jego obecny trener Jarosław Rogala namówił go na odbycie spowiedzi generalnej – z całego życia. „To była chyba najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem! Do spowiedzi generalnej przygotowałem się bardzo dokładnie. Chodziłem z kartką i zapisywałem na niej wszystkie sytuacje, o których sobie przypomniałem. Stanąć twarzą w twarz z cały sobą, ze swoją historią to chyba największe wyzwanie. Pewnych zachowań, których dopuszczało się za młodu, nie czułeś, nie wiedziałeś, że robisz źle. Kiedyś, jak kogoś uderzyłem, to wydawało mi się, że to jest fajne”.

Jednocześnie Szpilka przyznał: „Dziś bardzo wielu rzeczy bym nie zrobił. Dorosłem i zmieniło mi się patrzenie prawie na wszystko. Powtarzam, że jeżeli ludzie żyliby tak, jak nakazuje Dekalog, to nie byłoby zła na świecie, świat byłby piękny. Bo to człowiek człowiekowi wyrządza największą krzywdę. Mnie wiara bardzo pomogła”.