Ekspert udzielił wywiadu portalowi DW.
- „Istnieje więc mnóstwo czynników, które mają na to wpływ, a z pewnością jest to również związane z wstąpieniem Polski do UE. W 2004 roku BKA opublikowała raport na temat niebezpieczeństwa nielegalnego przemieszczania się odpadów na wschód. Chodziło o Polskę, Czechy, Rumunię. Mniej więcej w tym samym czasie, czyli w 2005 r., w Niemczech weszły w życie dość surowe przepisy dotyczące odpadów. Składowanie odpadów organicznych, z przemysłu i z prywatnych gospodarstw domowych, zostało zakazane, ale jest to nadal dozwolone na przykład w Polsce i w Czechach. Oznaczało to, że możliwości utylizacji tych odpadów były ograniczone, a także bardzo drogie dla firm, które musiały się ich pozbyć”
- powiedział.
- „Wcześniej pozbywano się tego nielegalnie na terenie Niemiec, szczególnie w kierunku wschodnim, tj. odnotowano poważne przypadki w Brandenburgii i Saksonii-Anhalt. Śmieci jechały z zachodnich do wschodnich landów. Miliony ton odpadów były nielegalnie składowane w niemieckich żwirowniach, gliniankach i na nieużytkach fabrycznych, co było dość podobne do tego, co wydarzyło się w Polsce dziesięć lat później. Tak, około 2008/09 roku, wykryto pierwsze przypadki. Wzrosła wtedy presja na policję. Z czasem zjawisko to zostało w Niemczech zahamowane. Natomiast eksport do Polski i Czech po prostu w tych czasie stale rósł”
- dodał.
Obecnie sprawą zajmuje się Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Ekspert nie widzi jednak wielkich nadziei na to, że Niemcy posprzątają swoje śmieci.
- „Będzie trudno, bo nawet w Niemczech odpady, które trafiły do żwirowni i innych dziur nie są odebrane. Są gminy, które muszą wydać 20 milionów ze swoich budżetów, aby uprzątnąć nielegalne stosy odpadów na obrzeżach swoich wiosek”
- stwierdził.
Red. Aleksandra Fedorska przywołała przykład nielegalnego składowiska odpadów w woj. wielkopolskim, gdzie za gromadzenie odpadów jest odpowiedzialnych kilka niemieckich krajów związkowych. Jakie są szanse, że kraje te wezmą odpowiedzialność za nielegalne składowanie śmierci?
- „Szanse wyglądają źle, bo nie można po prostu podzielić tego przez trzy. Trzeba przydzielić odpady konkretnym dostawcom i udowodnić co do kogo należy, a to jest trudne do zrobienia. Nawet jeśli władze niemieckie najpierw powiedzą: tak, wygląda na to, że powinniśmy je odebrać, to muszą wydać nakaz niemieckiej firmie, z której pochodzą odpady, a w razie wątpliwości muszą wyegzekwować ten nakaz w sądzie, a to może zająć lata”
- twierdzi Billig.