"BERG+SCHMIDT jest jedną z wiodących firm europejskich wyspecjalizowanych w produkcji i dystrybucji olejów i tłuszczów paszowych z dorobkiem półwiecza funkcjonowania na rynku. Jej siedziba znajduje się w Poznaniu, a zakład w Pomarzanowicach w gminie Pobiedziska.

Za oszustwem na szkodę polskich konsumentów stoją dostawcy komponentów do pasz - małżonkowie Maciej i Monika J. z Poznania, którzy prowadzą polski oddział wspomnianej niemieckiej firmy Berg+Schmidt.

Oficjalnie  poznańska firma sprzedawała producentom pasz tłuszcze spożywcze, ale w rzeczywistości były to tłuszcze techniczne służące m.in. do produkcji paliwa.

Tłuszcze te sprowadzane były do Polski w cysternach, głównie z Ukrainy, Rosji czy Malezji. Zgodnie z wymaganą procedurą na granicy, tłuszcze przeznaczone dla branży spożywczej powinny przejść wskazane kontrole weterynaryjne pod kątem zweryfikowania poziomu zawartości szkodliwych substancji. Jednak  firma prowadzona przez małżeństwo z Poznania obchodziła prawo, deklarując na polskich przejściach granicznych, że wiezie tzw. tłuszcze techniczne służące np. do produkcji paliwa. 

Podejrzaną karmę nieświadomie stosowały potem bardzo znane firmy z branży mięsnej. Zwierzęta, przede wszystkim drób, dostawały więc do jedzenia pasze z substancjami, które mogły być bardzo szkodliwe nie tylko dla nich, ale również i dla ludzi. W jakim stopniu spożywanie tego rodzaju mięsa mogło wpłynąć to na zdrowie konsumentów będą miały wykazać specjalne badania

Małżonkom - Maciejowi i Monice J.  oraz ich dwóm pracownikom postawiono zarzuty dokonania oszustw na szkodę bardzo znanych firm z branży produkcji pasz i mięsnej. Być może jednak, w miarę trwania śledztwa pojawią się także zarzuty dotyczące "sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób". Z ustaleń portalu onet.pl. który opisał całą sprawę, wynika, że w prokuraturze Maciej oraz Monika J. usłyszeli na razie zarzuty popełnienia oszustw na kwotę ponad 170 mln zł. Śledztwo jest w toku.

Podejrzani małżonkowie z Poznania trafili do aresztu. I według nieoficjalnych informacji mieli przyznać się do stawianych im zarzutów. Natomiast zatrzymana dwójka pracowników, prokurent i laborantka, twierdzą, że nie wiedzieli o działaniach swoich szefów.