Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Jak Pan Generał ocenia postępy wojsk ukraińskich w obwodzie kurskim w Rosji?

Generał Roman Polko: Przede wszystkim tu nie chodzi o zdobywanie, tylko o to, żeby zmusić siły rosyjskie do przeniesienia się z kierunku obwodu chersońskiego czy donieckiego, żeby odciążyć tam siły ukraińskie. Chodzi też o to, żeby Rosjanom pokazać, czym jest wojna na ich własnym terytorium i myślę, że te cele zostały już osiągnięte. Co więcej Ukraina powiększa jeszcze te obszary, które ma pod swoją kontrolą i angażuje do tego tak naprawdę nie więcej niż 10 tysięcy żołnierzy. W propagandzie rosyjskiej to urosło już nawet do 300 tysięcy żołnierzy i do tego, że są to siły NATO. Wynika to z tego, że oni nie potrafią sobie wyobrazić, że ta „niezwyciężona armia rosyjska” tak naprawdę nie chroni ich własnego terytorium. Ukraińcy oczywiście nie będą opuszczać tego terytorium dopóki nie osiągną do końca swoich celów, a pewnie odbijanie tego terenu to nie będzie dla Rosjan teraz sprawą łatwą. No i w tej sytuacji rzeczywiście kluczowe jest pytanie, czy Rosja będzie uderzać w równie barbarzyński sposób jak atakuje ukraińskie miejscowości, czyli - krótko mówiąc – pozostawiając po sobie ruiny i gruzowiska. Zapewne to też może być jakiś element ich taktyki, który przy okazji jest wygrywany przez Ukrainę.

Czy to szukanie lepszej pozycji negocjacyjnej przed ewentualnym rozejmem?

Ja nie mam jakiegoś przekonania, że Ukraina w tej chwili liczy na to, że negocjacje doprowadzą do pokoju, ponieważ propozycje, które składa Putin są rzeczywiście nie do akceptacji. Są też konie trojańskie w Europie w postaci Orbana i innych, którzy chcieliby taki pokój, który w istocie oznaczałby kapitulację Ukrainy i oddanie kolejnej części tego kraju Rosji za cenę „pokoju”. To myślenie dominowało już w 2014 roku, kiedy też niektórzy europejscy przywódcy naiwnie uznali, że jak Putin dostanie Krym to się uspokoi i nie będzie dalej atakował. Nie sądzę, aby to był ten kierunek, ale z pewnością jest to sposób na przejęcie inicjatywy. Jest to też metoda pokazania Zachodowi, że to nie jest beznadziejna wojna i że Ukraina po prostu potrzebuje czasu, wsparcia logistycznego i jest w stanie tak naprawdę się obronić. Trudno bowiem mówić o zwycięstwie Ukrainy, kiedy w istocie walczy tylko o swoje własne terytoria.

Pojawiała się też sugestia, że "Kursk to próba generalna inwazji NATO na Rosję" – co Pan o tym sądzi?

Nie, nie. To nie ten kierunek działania. Kursk jest po prostu zasadą realizacji sztuki wojennej, o której pisał Sun Zi: „szukaj przewagi tam, gdzie jej nie ma przeciwnik, uzyskaj element zaskoczenia, uderzaj tam, gdzie wróg się ciebie nie spodziewa”.

Dotychczas wydawało się, że w tej wojnie wszystko jest przewidywalne, a okazuje się jednak, że nie jest. Rosjanie zaspali, nie przygotowali się i zostali zaskoczeni. W tej chwili rzeczywiście ta inicjatywa jest po stronie ukraińskiej, ale jest to tylko zwrot zaczepny.

Przygotowanie prawdziwej ofensywy wymaga dużo większego jeszcze nakładu inwestycji i nie wystarczy do tego 10 samolotów F-16, które ma Ukraina. Do tego potrzebna jest możliwość odparcia ataku rakietowego i dzisiaj te F-16 do tego służą. Ponadto konieczna jest zdolność do symetrycznej odpowiedzi. Rosja ma potencjał umożliwiający działania w powietrzu zbyt duży, żeby taką ofensywę na poważnie dzisiaj rozpatrywać, co nie znaczy, że warianty i przygotowania nie mają być realizowane. To ma być aktywna, strategiczna obrona ze zwrotami zaczepnymi i dobrze, że jest to tak realizowane.

USA i nawet Niemcy nie widzą w tych militarnych działaniach Ukrainy nic sprzecznego z zasadami wojny obronnej i nie zgłaszają zastrzeżeń, co do użycia ich uzbrojenia w tych działaniach, ale Londyn – jak donosi "The Telegraph" - nie pozwolił Kijowowi na użycie rakiet Storm Shadow podczas ofensywy na obwód kurski w Rosji. Jak to skomentować?

Ograniczenia, które są nakładane przez firmy, państwa, przywódców różnego rodzaju są całkowicie absurdalne od samego początku. Najpierw dzielono broń wręcz na defensywną i ofensywną, co samo w sobie było absurdem. Ukraina realizuje prawo do własnej obrony, a historia sztuki wojennej wyraźnie pokazuje, że nie da się wygrać wojny, jeżeli prowadzi się ją tylko na własnym terytorium. To Putin miał taką nadzieję, że ta wojna będzie toczyła się na wyniszczenie, ale na wyniszczenie samej Ukrainy. Stąd też dużym zaskoczeniem dla niego jest to, że Ukraina pokazuje w tej chwili ludności rosyjskiej, że to nie jest tak, że wy będziecie sobie siedzieć we własnym państwie bezpieczni, nietykalni i będziecie bezkarnie mordować nasze kobiety i dzieci, rakietami czy bombami. Myślę więc, że to podejście jest sensowne i świat już tak naprawdę rozumie, że Ukraina po prostu realizuje prawo do swojej obrony.

Propaganda Kremla twierdzi, że w tej ofensywie atakującymi są najemnicy z Polski, których ewakuowane dwie Rosjanki określiły mianem "morderców, nazistów i katów". Kompleksy Rosji czy standardowe działania?

Nie ma się co likwidować z kłamcami na kłamstwa, bo są w tym mistrzami. Rzeczywiście należy prowadzić sensowną politykę informacyjną, ale to przecież Kreml opowiadał o jakichś zielonych ludzikach nie przyznając się do agresji na Krymie, która miała miejsce w 2014 roku. W tej sytuacji dużo też podpowiada im strach i to akurat odbieram pozytywnie, ponieważ, jeżeli 5-10 tysięcy żołnierzy, którzy przeprowadzili ten zwrot zaczepny urasta do rangi 300-400 tysięcy i to jeszcze NATOwskich żołnierzy, a nie samych ukraińskich, to pokazuje tak naprawdę tę słabość Rosji. Te braki obnażyła już wcześniej grupa Wagnera, która dokonała rajdu na Moskwę. Myślę więc, że jest to świetny przykład na to, że warto prowadzić działania dywersyjne, specjalne, różnego rodzaju rajdy, ponieważ to w każdej wojnie zawsze skutecznie osłabiało morale przeciwnika i jego potencjał bojowy.

Uprzejmie dziękuję Panu Generałowi za rozmowę.