Fronda.pl: Niektórzy twierdzą, że na konklawe w październiku 1978 roku kardynałowie wybrali na następcę św. Piotra Karola Wojtyłę, aby ten znający od podszewki marksizm polski hierarcha, jako papież rozprawił się ze zdobywającą coraz większe wpływy w Ameryce Łacińskiej – przy sporym udziale jezuitów – teologią wyzwolenia. 44 lata po tym wydarzeniu pochodzący z Argentyny papież – członek Towarzystwa Jezusowego – publicznie oświadcza, że Jezus był komunistą, a więc i on sam nim jest. Co pomyślał Ksiądz Profesor, słysząc wypowiedzi Ojca Świętego dla magazynu „America”?

 

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Przede wszystkim myślę, że wybór Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową był z zamiaru Boga wydarzeniem prawdziwie opatrznościowym dla Kościoła z wielu względów. Jednak rozumiem intencje pytania ukazującą jeden z rysów działania świętego Jana Pawła II. Istotnie, polski papież był świadom tego, że ideologia marksistowska ze swej istoty ateistyczna i w konsekwencji antyhumanistyczna, jest nie do pogodzenia z dobrą nowiną o zbawieniu człowieka. Przechodząc teraz do wypowiedzi papieża Franciszka, po raz kolejny odczuwam zaniepokojenie formami papieskiego przepowiadania. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że każdy wywiad, nawet autoryzowany, kryje w sobie pewne pułapki braku precyzji i ścisłości wypowiedzi. Jednocześnie mam wrażenie, że papież Franciszek nie należy do ludzi szczególnie zatroskanych o precyzję słowa. Oczywiście, można widzieć w działalności Chrystusa pewne znamiona na przykład solidarności z ludźmi pracy, nieprzywiązywania się do dóbr materialnych, słowa i apele o sprawiedliwość społeczną. To jednak w żaden sposób nie usprawiedliwia nazwania Jezusa socjalistą jak chciał tego na przykład Renan czy komunistą, jak określali Chrystusa Pana teologowie wyzwolenia. To jest po prostu nieuprawnione. Owszem, można stwierdzić, że trudno jest znaleźć większe i silniej wybrzmiewające postulaty wyzwolenia człowieka jak te, które głosił Chrystus i jak te, które głosił Marks. Ale między wyzwoleniem, które polega na zbawieniu człowieka przez Boga a wyzwoleniem, które jest oparte na niszczycielskiej walce z Bogiem i z drugim człowiekiem, jest absolutnie radykalna różnica. Słowa mają swoje znaczenia. Słowa mają swój ciężar. Chrystus Pan mówił o tym w sposób wystarczająco wyraźny.

 

Czytając Ewangelię, można by rzeczywiście odnieść wrażenie, że komunizm wpisuje się w naukę Chrystusa. To wielki katolicki myśliciel, św. Tomasz More, na długo przed Marksem, pisał o wspólnym majątku całego społeczeństwa i odejściu od własności prywatnej. Pisał jednak o utopii. Doświadczenie pokazuje, że realizacja takich ideałów jest możliwa tylko w małych wspólnotach, złożonych z osób świadomie decydujących się na ten styl życia z uwagi na Boga. Tymczasem piewcy teologii wyzwolenia chcą realizować utopijną wizję tego świata, kosztem skupienia się na rzeczywistości wiecznej. Ta teologia i ten cel dotarł już na same szczyty Kościoła. I zadając pytanie w bardziej dosadny sposób, marksizm dotarł do Stolicy Apostolskiej?

 

Istotnie, można dostrzec pewne elementy ideowe, podkreślam ideowe, a nie ideologiczne, które były aplikowane w rzeczywistości kościelnej, a które sugerują pozorne pokrewieństwo z ideologią marksistowską. Mam tutaj choćby na myśli redukcje jezuickie w Ameryce Południowej, gdzie w małych wspólnotach o charakterze religijnym egzystowali ze sobą jezuici i Indianie, dzieląc się wspólnym dobrem wytwarzanym pracą własnych rąk, prowadząc życie wspólne naznaczone sprawiedliwością i miłością społeczną. Miałem kiedyś szczęście odwiedzić ślady takiej misji w San Miguel w Argentynie. Jednak, tak jak pan redaktor zauważa, taki model był możliwy wyłącznie w małych wspólnotach i o mocnym podłożu religijnym. Problemem teologii wyzwolenia było to, że w znaczącym stopniu miała ona instrumentalizować wiarę chrześcijańską, poddając ją socjologii i ideologii marksistowskiej. A zatem wiara chrześcijańska, a dokładniej mówiąc obrzędowość katolicka miała stanowić narzędzie realizacji praktyki rewolucyjnej. Kardynał Ratzinger w Instrukcjach kierowanej przez niego Kongregacji Nauki Wiary wyraźnie pokazywał, że wyzwolenie promowane przez teologów wyzwolenia, podobnie jak wyzwolenie marksistowskie, nie prowadzi do celu, który zaspokajałby potrzeby człowieka. Takim celem bowiem nie może być walka, nienawiść, destrukcja. To są wyłącznie oznaki wyzwolenia negatywnego, które nie realizuje człowieka, bo samo staje się zniewoleniem.  Nie chciałbym posuwać się za daleko w diagnozie tego, na ile marksizm przeniknął szczyty Kościoła katolickiego. Ta diagnoza może być zawsze ryzykowna ze względu na niejednoznaczny i nieprecyzyjny charakter wielu wypowiedzi papieskich. Dotyczy to na przykład encykliki „Fratelli tutti”, która zdaje się bardzo mocno - zdaniem części komentatorów - deprecjonować znaczenie własności prywatnej, znaczenie, które legło u podstaw katolickiej nauki społecznej, właśnie w opozycji do doktryny marksistowskiej. Takie akcenty zdają się też wybrzmiewać w encyklice „Laudato si”, która - zdaniem znowu niektórych komentatorów - zdaje się wpisywać w charakterystyczny dla neomarksizmu proces przejścia od teorii wyzwolenia do tak zwanego zielonego ładu. Niemniej, sam fakt, że stajemy z pewną bezradnością wobec tej diagnozy jest już bardzo niepokojący

 

Po lekturze wywiadu udzielonego przez papieża amerykańskim jezuitom trzeba zapytać o jeszcze jedną kwestię. Dziecku nienarodzonemu przysługuje godność osoby ludzkiej? Magisterium Kościoła uczy, że tak. Papież Franciszek ma w tej kwestii jednak wątpliwości. Katolik może mieć wątpliwości w takiej kwestii?

 

Można odczytać papieskie słowa jako opis kontrowersji, które istotnie funkcjonują we współczesnym świecie, we współczesnej bioetyce. Istotą tych kontrowersji jest odróżnienie tego, co jest określane jako istota ludzka od tego, co jest określane mianem ludzkiej osoby. Ale jest to rozróżnienie typowe dla nurtu utylitarystycznego i pozwala traktować istotę ludzką jako jeszcze-nie-człowieka, nie-osobę-ludzką, a zatem byt, któremu nie przysługuje godność osoby ludzkiej. Gdyby papież w swoich słowach wyłącznie wskazał na istniejące obszary sporu, można byłoby to zrozumieć. Ale zaskakującym, najdelikatniej ujmując, jest stwierdzenie, że Głowa Kościoła nie chce w tej kwestii zabierać głosu. Tymczasem właśnie rolą Kościoła jest obalanie tej pojęciowej różnicy i wskazywanie na to, że zygota, embrion, zarodek jest osobą, jest w pełni człowiekiem, któremu przysługuje godność osobowa.

 

 

W sferze werbalnej, co również wybrzmiało w tym wywiadzie, Ojciec Święty od początku swojego pontyfikatu stanowczo opowiada się za ochroną życia ludzkiego od jego poczęcia. Można mieć jednak wątpliwości, czy równie jednoznaczne są działania papieża. Co uważa Ksiądz Profesor na temat obecnej sytuacji w Papieskiej Akademii Życia?

 

To niestety kolejny bardzo trudny temat. Znowu chciałoby się rozumieć działanie papieskie jako próbę tworzenia pewnych platform w sferze debat naukowych między zwolennikami różnych opcji, stanowisk i poglądów, w płaszczyźnie tak bardzo modnego dzisiaj dialogu. Problemy jednak jak sądzę są dwa. Po pierwsze, instytucje papieskie nie są organami, w których powinien występować pluralizm opinii w kwestiach doktrynalnych. A ma to miejsce w sytuacji, w której w Papieskiej Akademii Życia są z pełnym prawem głosu osoby deklarujące się jako zwolenniczki aborcji. Papieska Akademia jest Akademią Życia, a nie kultury śmierci. Druga trudność to ta, że dialog w ujęciu katolickim nigdy nie oznacza porzucania czy relatywizowania prawdy, której Kościół jest depozytariuszem. Tymczasem papieskie nominacje zdają się stwarzać sugestie, że taka relatywizacja jest możliwa

 

W czasie swojego długiego pontyfikatu św. Jan Paweł II jedynie raz skorzystał z charyzmatu nieomylności, stwierdzając ex cathedra, że aborcja i eutanazja są aktami głęboko niemoralnymi. Niedawno jednak jeden z włoskich hierarchów, bp Luigi Bettazzi stwierdził publicznie, że aborcja dokonana z ważnych przyczyn przed czwartym miesiącem ciąży wcale nie musi być grzechem. Ta herezja, obserwując toczący się w Kościele proces synodalny, może wkrótce stać się dogmatem wiary? Uważa Ksiądz Profesor, że możliwa jest jakaś modyfikacja podejścia Kościoła katolickiego do tej kwestii?

 

Co pewien czas słyszymy głosy sugerujące zmiany w kwestiach doktrynalnych. W bieżącym roku Papieska Akademia Życia wydała zdumiewający podręcznik teologicznej bioetyki, w którym zawarta jest sugestia możliwości zmian dotyczących antykoncepcji. Przytoczony głos jednego z biskupów zdaje się wskazywać na oczekiwania zmiany w stosunku Kościoła w odniesieniu do aborcji. Tendencje takich zmian zauważamy w toczącym się procesie synodalnym. Jeśli nie w odniesieniu do wspomnianych kwestii, to na przykład w odniesieniu do oceny osób z tak zwanych środowisk LGBT, wraz z konsekwencjami zmiany tej oceny (mam na myśli możliwość dopuszczalności błogosławieństwa tak zwanych związków jednopłciowych czy polimorficznych). Takie informacje elektryzują i budzą ogromny niepokój w sercach katolików wiernych doktrynie Kościoła katolickiego. Ale w tych samych zaniepokojonych sercach musi być pewność wiary, że Kościół Chrystusowy jest we władaniu Chrystusa Pana. Nawet jeśli przychodzi na nas czas prób i niepokoju, możemy być pewni, że doktryna Kościoła nie zostanie zmieniona. Ci, którzy zmienialiby tę doktrynę w sposób tak fundamentalny, zdradzaliby Chrystusa i Jego nauczanie i tym samym określiliby sami swoje miejsce poza Kościołem katolickim

 

W ostatnim czasie ze Stolicy Apostolskiej napłynęła też dobra wiadomość. Niemieccy biskupi odbyli wizytę ad limina apostolorum i okazało się, że w Watykanie nie spotkali się z ciepłym przyjęciem postulatów niemieckiej Drogi synodalnej. Ta rodząca się w Niemczech schizma może zostać jeszcze powstrzymana, czy coraz wyraźniejsze stanowisko Watykanu jedynie zmobilizuje autorów heretyckich wizji reformy Kościoła do jawnego zerwania jedności z Rzymem, a Kościół przeżyje powtórkę wydarzeń z 1517 roku?

 

Być może ta informacja wskazuje na to, że - tak jak wyżej wspomniałem - pomimo niepokojów możemy mieć nadzieję w kierownictwo Ducha Świętego naszym Kościołem. Jednak wolałbym, żeby niezależnie od skali temperatury spotkania papieża z biskupami niemieckimi, pojawiło się coś więcej niż tylko wskazanie czujnika atmosfery. Rolą Piotra jest umacnianie braci swoich w wierze, a to domaga się niejednokrotnie wyraźnych i zdecydowanych interwencji. Papież, który niejednokrotnie posługuje się mocnym i zdecydowanym językiem w stosunku do kwestii społecznych, powinien nie wahać się użyć analogicznego języka w stosunku do kwestii doktrynalnych.