W cieniu dyskusji na temat szaf Kiszczaka, na dalszy plan schodzi ocena pierwszych 100 dni rządów Beaty Szydło. Znaczna część z nich minęła na konflikcie wokół Trybunału Konstytucyjnego i jego konsekwencjach. Dopiero niedawno większego znaczenia zaczęły nabierać kwestie gospodarcze. I one są właśnie główną osią zmiany.

Zapowiedzi wyborcze PiS szły w poprzek dotychczasowego patrzenia na gospodarkę. Plan wicepremiera Morawieckiego miał postawić państwo w aktywniejszej niż dotychczas roli. Zapowiedzi dotyczące opodatkowania banków i sklepów wielkopowierzchniowych zapowiadały zmianę podejścia do zagranicznego kapitału. Wreszcie szereg reform społecznych, na czele ze sztandarowym programem 500+, miał zmienić podejście do rodziny. W ciągu stu dni najważniejszymi zmianami było właśnie 500+ i podatek bankowy.

Repolonizacja

Od lutego wszedł w życie podatek od niektórych inwestycji finansowych, zwany podatkiem bankowym. Wynosi on 0,44% od wartości aktywów banków, SKOK-ów, firm ubezpieczeniowych i pożyczkowych. Wprawdzie ustawodawca zapowiedział, że celem ustawy jest pozyskanie dodatkowego "źródła finansowania wydatków budżetowych, w szczególności wydatków społecznych", to biorąc pod uwagę zapowiedzi ekonomistów związanych z PiS, nowy podatek jest tylko elementem szerszego planu rozwoju polskiej gospodarki. Jego ważnym punktem jest repolonizacja banków.

Kryzys finansowy 2008 r. pokazał, że instytucje finansowe częściej niż rachunkiem ekonomicznym, kierują się interesami swoich centrali. Niezbędne jest w związku z tym odwrócenie skutków decyzji o oddaniu większości systemu bankowego w obce ręce. Podatek bankowy w Polsce jest powtórzeniem manewru Wiktora Orbana, który swoją wersją tego podatku spowodował, że cześć zagranicznych banków, uznając go za zbyt obciążający, zaczęło sprzedawać swoje filie bankom węgierskim. Co więcej, samą repolonizację rozpoczął już rząd Platformy Obywatelskiej, a nowe władze postanowiły użyć tylko radykalniejszych metod.

Silniejsza rodzina

Obok podatku bankowego najważniejszą zmianą jest program 500+. Zakłada on, że każda rodzina otrzyma, co miesiąc, 500 zł na drugie i kolejne dziecko, aż do ukończenia przez nie 18 roku życia. W przypadku rodzin z dochodem poniżej 800 zł na głowę, zasiłek trafi do niej nawet w przypadku posiadania tylko jednego dziecka. Program ten był krytykowany z różnych stron. Pomijając populistyczne pomysły Platformy Obywatelskiej czy rzekomą troskę o budżet ze strony Nowoczesnej, najpoważniejsza krytyka wiązała się z rzekomą niesprawiedliwością tego programu. Miała ona polegać na tym, że pieniądze trafią także do rodzin dobrze sytuowanych, natomiast pominięte zostaną samotne matki.

Jednak krytycy programu 500+, podnoszący ten argument, nie rozumieją jego podstawowych założeń. Program ten, nie jest kolejną formą zapomogi społecznej. Jego celem jest odciążenie rodzin wielodzietnych, które borykają się ze sporymi kosztami wynikających z wychowania potomstwa. Służy też on pośrednio wzmocnieniu samej instytucji rodziny, ponieważ nie da się ukryć, że dotychczasowe formy pomocy służyły nierzadko tworzenia fikcji pozostawania samotnym rodzicem. Jak na ironię, politykę prorodzinną rozpoczął znowu rząd PO-PSL, i po raz kolejny rząd Beaty Szydło kontynuuję tą politykę w bardziej zdecydowany sposób.

Dobra zmiana nieuchronna

Rząd Prawa i Sprawiedliwości rozpoczął zmiany w zdecydowany sposób. Wyraźny jest kierunek zmian w polityce społecznej i gospodarczej. I wbrew krytyce opozycji, wpisują się one w nurt zmian na Zachodzie. Tam już wcześniej zauważono, że kapitał ma narodowość, a rodzinę warto wspierać, także finansowo. Zauważył to nawet rząd Platformy Obywatelskiej. Tylko, że potrzeba było dopiero zmiany na władzę niebędącej pod wpływem lobby finansowego czy feministycznego, aby zmiany te były konkretne i efektywne.