Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Zapowiadając najnowszą książkę o Donaldzie Tusku wspominał Pan między innymi o ,,Masie'' czyli Jarosławie Sokołowskim.  Czy informacje pozyskane od niego znajdą się w Pana książce?

Wojciech Sumliński, dziennikarz śledczy: Podczas pracy nad książką ,,To tylko mafia''  najważniejszy świadek koronny w Polsce powiedział nam – byłemu majorowi ABW Tomaszowi Budzyńskiemu i mnie - naprawdę sporo. Nie traktowaliśmy Jarosława Sokołowskiego pseudonim „Masa”,  jako krynicy prawdy objawionej, braliśmy poprawkę na to kim był i co robił. I jak w każdym innym przypadku, wszystko co nam mówił, starannie weryfikowaliśmy. Jeżeli znajdowało to potwierdzenie w kilku innych, wiarygodnych,  źródłach, braliśmy to do książki. Szukaliśmy więc w tajnych aktach wywiadu i kontrwywiadu, w materiałach operacyjnych kolegów Tomka Budzyńskiego z ABW, w zeznaniach świadków koronnych, w śledztwach, którym ukręcono łeb, bo sięgały do ludzi na wysokich stołkach. Sokołowski  nie mógł dotrzeć do wszystkich tych materiałów – a jednak miał dane i w wielu wypadkach znał każdy fragment łańcucha DNA każdej osoby czy firmy, o której opowiadał. Jeśli jednak mówił to, co nam trudno było potwierdzić gdzie indziej – odkładaliśmy to na bok i nie braliśmy do książki „To tylko mafia”. To czego nie udało się zweryfikować wtedy, w wielu przypadkach udało się potwierdzić, gdy zbieraliśmy materiały do książki „Niebezpieczne związki Donalda Tuska”. Na potwierdzenia słów „Masy” natrafiliśmy  m. in. w relacjach Krzysztofa Wyszkowskiego, Pawła Piskorskiego, Marka Formeli, Tadeusza Bienia i wielu innych osób, które na różnych etapach były blisko Tuska - a także w dokumentach. Wszyscy ci ludzie i wielu innych nie znali Sokołowskiego i nigdy nie byli jego kolegami, a jednak potwierdzali jego relacje i mówili to samo, co on. To musiało dawać do myślenia.

,,Masa'' niedługo potem, gdy zaczął opowiadać Panu o sprawach na styku mafii i polityki - został aresztowany. Zarzut – m.in. niezapłacona faktura za kostkę brukową, którą kwestionował J. Sokołowski, bo kostkę podobno źle ułożono…

Kiedy zapoznaliśmy się z Tomkiem Budzyńskim z materiałami, z tą potężną artylerią którą wytoczono przeciwko Sokołowskiemu okazało się, że tam na końcu jest kapiszon, a nie żadna ostra amunicja - bo tam naprawdę nie ma tak naprawdę nic konkretnego. Jeżeli najbardziej znanego świadka koronnego w Polsce aresztuje się za to, że nie zapłacił faktury za kostkę brukową albo za to, że podobno wprowadził anaboliki, które nie są dopuszczone do obrotu w Polsce o wartości 2000 zł na siłownię, czyli po prostu dał czy sprzedał kilku kolegom jakieś środki na wzrost masy mięśniowej - czego nie pochwalam rzecz jasna i co jest oczywiście naganne - to mogliśmy się tylko gorzko uśmiechnąć. I nie my jedyni, bo podobnie reagowali ludzie z Tomka dawnej „firmy”, czyli ze służb specjalnych, pytani o tę sprawę. Każdy wiedział, o co chodzi…  A chodzi o to że ,,Masa'' po latach opowiadania bzdur o klimatach w stylu ,,kobiety mafii'' i tym podobne frywolne historie - o łatwych pieniądzach i dziewczynach - pod naszym wpływem przerwał milczenie. Szkopuł w tym, że gdy zaczął mówić o sprawach naprawdę ważnych i poważnych – ktoś przerwał jego mówienie. Innymi słowy – poruszyliśmy naprawdę ważne tematy i kogoś to zaniepokoiło, zadziałała przysłowiowy ,,sierżant w okopie''.

Sierżant w okopie?

Chodzi o to, że na górze - owszem - zmieniani są szefowie służb, ministrowie i tak dalej, ale gdyby tak zejść piętro albo dwa niżej w struktury różnych instytucji  - w prokuraturach, służbach specjalnych i w wielu innych miejscach - to można zobaczyć, że są tam dokładnie ci sami ludzie, tego samego pokroju co dawniej. A często nawet dokładne ci sami, którzy np. odpowiadają za aferę Amber Gold. I to ci ludzie mają często realną władzę. To nie generał jest najważniejszy, choć tak się pozornie wydaje, bo przecież wydaje rozkazy. Ale to sierżant odpowiada za ich realizację, jak na wojnie: generał może wydać rozkaz do ataku, ale jak sierżant nie pociągnie za sobą żołnierzy, nie da im przykładu i nie poprowadzi do walki, rozkazy generała na nic.

A więc ci sami ludzie co kiedyś nadal mają wpływ na wiele spraw…

Niestety, w wielu sytuacjach ,,sierżant'' pozostał ten sam, co za czasów za Platformy Obywatelskiej.  Innymi słowy - mamy przekonanie graniczące z pewnością, że już w poprzedniej książce „To tylko mafia” dotknęliśmy czegoś newralgicznego, bardzo ważnego i  „sierżant” zadziałał. Ktoś na jednym z niższych pięter przeraził się, że Sokołowski zaczyna mówić i przerwano jego mówienie - to po zapoznaniu się z materiałem dowodowym w jego sprawie jest dla nas oczywiste.

Przesłanie dla „Masy” było jasne: „opowiadaj dalej swoje historyjki, zarabiaj pieniądze i nikt nic do ciebie nie ma, tak jak nie miał wcześniej przez tyle lat. Ale pewnych spraw nie tykaj.” Całą tę sytuację traktujemy zresztą także, jako ostrzeżenie i pod naszym adresem. Uderzono w Sokołowskiego, bo łatwiej było uderzyć w byłego gangstera, niż w oficera ABW, czy w dziennikarza, którego wielokrotnie fałszywie oskarżano o różne przestępstwa i potem w każdym, dokładnie w każdym przypadku okazywało się, że oskarżenia te były wyssane z palca, jeden wielki fałsz - i były niczym innym, jak tylko po prostu bandyckimi prowokacjami ludzi pokroju prezydenta Bronisława Komorowskiego i jego kolegów z WSI oraz innych służb specjalnych.  

Czy  informacje od Sokołowskiego i od osób, które Pan wymienił mogą być kłopotem dla Donalda Tuska?

Jarosław Sokołowski powiedział nam różne rzeczy. Opisał w szczegółach, jak odbywało się wręczanie pieniędzy przez Wiktora Kubiaka z wywiadu wojskowego PRL - wspólnika w przekrętach Grzegorza Żemka, głównego machera od Afery FOZZ - ludziom ze środowiska Donalda Tuska, z Kongresu Liberalno Demokratycznego. Sokołowski relacjonował nam to z autopsji: był przybocznym Wojciecha Paradowskiego, kasjera ,,Pruszkowa'' oddelegowanym do jego ochrony, z kolei Wojciech Paradowski był bliskim wspólnikiem biznesowym Wiktora Kubiaka. A Kubiaka wprowadził w swoje środowisko nie kto inny, tylko właśnie Donald Tusk. Nie wiadomo - a zadałem to pytanie pisemnie Tuskowi, niestety, bez odpowiedzi -  jak rzekomo wielki opozycjonista z Wybrzeża, z Gdańska, poznał człowieka wywiadu wojskowego PRL, którym był Wiktor Kubiak. Wiadomo za to, że ten pierwszy wprowadził tego drugiego w środowisko liberałów, m.in. w hotelu Marriott, przedstawiając go kolegom i mówiąc, że to wielki patriota, biznesmen polonijny, który ma miliony i chce wesprzeć nimi innych patriotów, bo szczerze kocha Polskę i równie szczerze nienawidzi komunistów. A przecież Kubiak, to człowiek wywiadu wojskowego PRL, tworzący jeden z głównych „pasów transmisyjnych” do wyprowadzania z FOZZ i wielu innych przestępczych przedsięwzięć setek milionów dolarów, które później zasilały kolejne przedsięwzięcia służb specjalnych, już w nowej rzeczywistości.

Do kogo te miliony od ,,wielkiego patrioty'' trafiały?

Jednym z takich przedsięwzięć, prawdopodobnie najważniejszym, było lewe finansowanie nowo powstałej siły politycznej, związanej z Tuskiem, Bieleckim, Lewandowskim, Merklem i innymi. I ta nowa siła polityczna dzięki tym pieniądzom w chwilę później przejmie władzę… Powtarzam: to Tusk dawał rękojmię i osobiście wprowadzał w swoje polityczne środowisko Wiktora Kubiaka - jednego z najbliższych współpracowników w przestępczych interesach Grzegorza Żemka, Dariusza Przywieczerskiego i wielu innych szubrawców z tego łotrowskiego towarzystwa.  Sokołowski nam to relacjonował już wcześniej, ale podkreślam, to nie na Sokołowskim, a już na pewno nie tylko, opiera się nasza wiedza, lecz na relacjach kilkunastu innych osób i także innych materiałach. Donald Tusk „legendował” Kubiaka i był ,,wprowadzającym'' go w środowisko, które dzięki pieniądzom wywiadu wojskowego PRL – i nie tylko, bo także „fundacji” i partii niemieckich – niedługo potem przejęło w Polsce władzę. „Mnie z Kubiakiem poznał Donald Tusk” - mówił Wyszkowski i wielu innych - a ,,pieniądze były przekazywane w reklamówkach''. Pytanie: jak to zostało zaksięgowane?

O czym jeszcze mówił ,,Masa'', co potem znalazło potwierdzenie w innych relacjach?

Opowiadał, że – jak to ujął - kręcili się tam „jacyś dziwni” Niemcy. Kręcili się po 18 piętrze hotelu Marriott, gdzie mieściła się firma Kubiaka „Batax”. Tusk, Bielecki, Kubiak i kilku innych zamykali się w gabinetach i o czymś całymi dniami rozmawiali. Rozmowy toczyły się po niemiecku. Według relacji wielu osób także ci Niemcy przekazywali pieniądze na podobnych zasadach - czyli w reklamówkach – i też nie wiadomo na jakich zasadach było to księgowane i czy w ogóle było gdziekolwiek księgowane. Niektórzy przedstawiali się, że są z Fundacji Adenauera. O fundacjach już opowiadałem, jak to wtedy wyglądało, dlatego przypomnę tylko w telegraficznym skrócie. Tomasz Budzyński i jego koledzy w ramach służby w UOP robili tajne przeszukania w Lublinie, m.in. w hotelach, on i jego koledzy z UOP wchodzili do pokoi tzw. konsultantów i doradców. Okazywało się że zdecydowana większość tych konsultantów, którzy tak kochali Polskę, że z miłości do Polski doradzali jak się gospodarczo wzmacniać - było zwyczajnymi szpiegami z wywiadu niemieckiego BND. To wychodziło w tajnych przeszukaniach. Mieli w dokumentach ściśle tajne informacje - a jaki ,,konsultant'' zbiera tajne informacje? Jaki konsultant fundacji dobroczynnej,  gdy gdzieś idzie, robi ,,ścieżkę sprawdzeniowa'' - zatrzymuje się, cofa, wraca, staje przed wystawą na kilka minut? Otóż tacy konsultanci pojawiają się u Wiktora Kubiaka na 18 piętrze w Mariottcie, w firmie Batax - a informację tę, prócz Sokołowskiego, potwierdzają także inni.

Co działo się dalej z tymi szpiegami, przecież byli już znani służbom, ale czy zostali wyrzuceni?

A słyszała pani o jakichś tabunach aresztowanych Niemców za działalność wywiadowczą - bo ja  nie słyszałem… Jako dziennikarz ,,Życia'' w '97 roku byłem współautorem publikacji „Korpus szpiegowski”, w której ujawniliśmy 17 oficerów GRU działających pod przykryciem dyplomatycznym. W efekcie publikacji tych rzekomych 17 dyplomatów zostało z Polski wydalonych.  W odwecie Rosjanie wyrzucili 17 dyplomatów polskich – to jeśli idzie o Rosjan. Tymczasem z działalnością niemieckich ,,konsultantów'' z fundacji Adenauera czy innych nie robiono w zasadzie kompletnie nic i do dziś dnia byli i są pod parasolem ochronnym! W naszej książce „Niebezpieczne związki Donalda Tuska” jako pierwsi ujawniamy, czym naprawdę zajmowała się większość tzw. konsultantów i doradców tej i innych fundacji, którym było bliżej do działalności szpiegowskiej niż dobroczynności.   Pokazujemy, że w dużej mierze byli to szpiedzy, po prostu, którym – i to jest najbardziej kuriozalne – jeszcze za działalność szpiegowską w Polsce dziękowano i wynoszono pod niebiosa!

Czyli służby mimo informacji, że to szpiedzy, że wykradają tajne dane - nic z tym nie robiły?

W pierwszej połowie lat 90. były dwa głośne przypadki zatrzymania niemieckich szpiegów. Opisujemy je, a dla naszej historii ważny jest zwłaszcza ten drugi, aresztowania Ryszarda Tomaszka – ten przypadek kapitalnie się z tą naszą historią wiąże; co, jak i dlaczego - pokazujemy to wszystko w książce. Te dwa przypadki, w tym wspomnianego Ryszarda Tomaszka, były pewnego rodzaju wyjątkiem od reguły. Tomaszka aresztowano nie dlatego, by operację rozpracowywania niemieckiej siatki szpiegowskiej działającej w Polsce zakończyć, lecz by ją przerwać, bo do tego sprowadzało się zatrzymanie jednego człowieka, w sytuacji gdy za chwilę można było mieć rozpracowaną całą siatkę…

Tomaszek, który został aresztowany i stał się poniekąd, w jakiejś mierze, kozłem ofiarnym - dostał duży wyrok. Odbyliśmy z nim fascynującą rozmowę…  Był elementem potężnej, niemieckiej siatki szpiegowskiej; znał Paula Roglera, wieloletniego wspólnika biznesowego Pawła Grasia, który za kadencji Tuska był jego najbliższym współpracownikiem i szefem służb specjalnych – Graś najbliższym współpracownikiem Tuska jest zresztą do dziś. To pewnego rodzaju ewenement, bo Donald Tusk nie przywiązuje się do współpracowników. Ci którzy byli blisko niego tłumaczyli nam, że generalnie ludzi - jak to powiedział np. Paweł Piskorski – Donald Tusk traktuje przedmiotowo, wykorzystuje, a potem zrywa lub osłabia relację. Z jednym wyjątkiem, który stanowi właśnie Graś… Pokazujemy w książce, z czego wynika ta wyjątkowość, która ma drugie dno.

Fundacja Adenauera musiała mieć bardzo mocne argumenty, jeśli ,,doradcy'' mimo wiedzy służb nadal pracowali tak, jak dotąd.

Przy rządzących, jakich mieliśmy, nie mogło być inaczej. Wmawiano nam, że Niemcy to teraz przyjaciele. A tymczasem ci „przyjaciele” tabunami przysyłali tu szpiegów, pod „przykrywką” konsultantów rozmaitych fundacji. Fundacje te tymczasem w rzeczywistości działały, jak „instytucje przykrycia”: szpiegowały i wspierały niektórych polityków, takich jak Tusk, czy Balcerowicz. To bajki, że są darmowe obiady, bo tak naprawdę nigdy ich nie było i za każdy zawsze trzeba zapłacić. Zwłaszcza, jeśli pamiętamy, kim byli owi „konsultanci” i że za ich plecami stał wywiad niemiecki BND…

Premiera książki „Niebezpieczne związki Donalda Tuska” – 18 października (czwartek) godzina 18 00 - Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie ul. Dewajtis 5. Wstęp Wolny.  

CDN