Świat katolicki cieszy się, że ma nowego papieża. Przede wszystkim zapanowała radość, że wreszcie mamy punkt odniesienia – opokę, na której zbudowany jest Kościół katolicki. Stan sediswakacji jest okresem trudnym dla Kościoła. Oczywiście, na swój sposób stanem normalnym (przeżywaliśmy go 265 razy), ale za każdym razem zaskakującym. Jakikolwiek nowy papieży by nie był, jest gwarantem jedności Kościoła.

Tymczasem przez Facebook przetoczyła się wśród naszych rodzimych tradycjonalistów fala smutku i rozczarowania. Zauważalne było wręcz obrażanie się na kolegium kardynalskie (jakkolwiek nie byłoby to śmieszne i żałosne). Z pewną nostalgią niektórzy wspominają czasy Benedykta XVI. Oczywiście, papież Franciszek nie jest kard. Burkem czy kard. Rajithem – to na pewno wywołałoby entuzjazm tradsów. Niemniej znany jest ze swojej bezkompromisowej postawy w sprawach etycznych. Jego teologiem i program pontyfikatu wkrótce poznamy. Być może, za 20, 30, a może 70 lat wśród kardynałów większość będą stanowić przyjaciele Tradycji. O to trzeba się modlić, ale trzeba również dać na to czas.

Rzecz jasna nie zachęcam, by nie zauważać pewnych spraw, które istnieją, są ważne i wydarzyły się w życiu kard. Bergoglio. Tylko czy jest sens czynić z tego sprawy najważniejsze? Czy jest potrzeba dawania negatywnego świadectwa swoim – często zateizowanym – znajomym, by widzieli, jak „katole się kłócą”?

Jeśli ktoś myśli, że współczesna kondycja papiestwa, osłabionego reformami posoborowymi, idącymi w stronę kolegializmu, jest najgorsza w historii, niech wspomni rządy pornokracji w X wieku, papiestwa rozbitego schizmą w wieku XIV i XV (przez pewien czas urzędowało trzech papieży równocześnie), czy początek XVI wieku, gdy panowała rozpusta moralna na Watykanie. Papiestwo zawsze dźwigało się ze swoich upadków, czy to poprzez reformę kluniacką, intelektualne starcia ojców soborów w XV w., czy też poprzez zwołanie Soboru Trydenckiego i kontrreformację. Zawsze Kościół po czasowym okresie regresu przeżywał rozkwit i blask. Czemu brakuje nam cierpliwości, by stanąć wobec współczesnego kryzysu w Kościele (ale nie kryzysu Kościoła) w pełni zaufawszy Opatrzności Bożej? Czemu ponad miłość do Ojca św. stawiamy nasze własne upodobania, style, przyzwyczajenia?

Chrystus mówi dziś do Ojca św.: Franciszku, ty jesteś Piotr, i na tym Piotrze zbuduję Kościół mój, a bramy piekieł go nie przemogą. Zwraca się w tych słowach przede wszystkim do urzędującego papieża, ale również do nas – wiernych synów Kościoła. Wskazuje nam, że oto mamy Piotra – Franciszka – Opokę, który poprowadzi nas – dzięki swemu wyjątkowemu charyzmatowi papieskiemu i naszej modlitwie – przez kolejne fale wzburzonego morza – świata.

Kajetan Rajski


oprac. AM