Damian Świerczewski, Fronda.pl: W tym roku mija 10 lat od ogłoszenia przez papieża Benedykta XVI motu proprio „Summorum Pontificum”. Jakie są jego owoce po upłynięciu dekady?

Ks. dr Piotr Waleńdzik, Diecezjalny Duszpasterz Służby Liturgicznej Archidiecezji Warszawskiej: Z pewnością najistotniejsze jest stworzenie przestrzeni dla osób, które są zainteresowane nadzwyczajną formą rytu rzymskiego, liturgii, która obecna była w Kościele przed Soborem Watykańskim II. „Summorum Pontificum” papieża Benedykta otworzyło przed wiernymi możliwość uczestniczenia w niej częściej, niż do tej pory. Sam nie jestem jej orędownikiem. Trudno mi zatem mówić konkretnie o owocach tego dokumentu - nie śledzę tego szczegółowo.

Wydaje się jednak, że w Polsce stowarzyszenia propagujące tzw. mszę trydencką działają dość prężnie – mapka na stronie mszatrydencka.pl wskazuje na liczne kościoły, w których tę liturgię się sprawuje. Wygląda więc na to, że jej zwolenników nie brakuje. Dlaczego Kościołowi potrzebne są obie formy liturgii? Ta powstała po soborze jest dla niektórych wiernych niewystarczająca?

Sądzę, że to kwestia swego rodzaju wahadła. Przedsoborowa forma liturgii w pewnym sensie spychała wiernych do pozostawania, nazwijmy to, „widzami” Mszy świętej. Po soborze to wahadło znalazło się po drugiej stronie. Niejednokrotnie już podnoszony był problem złej formacji celebransów, która doprowadzić może do tego, że z Mszy robi się show, teatr jednego aktora, a to nie jest sensem i treścią liturgii. Problem polega moim zdaniem na tym, co wskazywał kardynał Wyszyński – na przekonaniu, że to forma (jakakolwiek) nas zbawi. Wiara w to, że taka czy inna forma liturgii sprawi, że świat stanie się piękniejszy, a wszystkie problemy zostaną rozwiązane jest nieprawdą, fałszem, któremu ludzie niestety często ulegają. To nie w zewnętrznych formach powinniśmy poszukiwać zbawienia. Po Soborze Watykańskim II również wydawało się, że reforma liturgii zakończy wszystkie problemy Kościoła. To również, jak się okazało, nie było prawdą. Problemu powinniśmy szukać raczej w formacji liturgicznej. Łatwiej jest zreformować zewnętrzną formę niż sposób myślenia człowieka, jego mentalność. To naprawdę trudne. Prostsza jest zmiana formy zewnętrznej. Dlatego też tak często pojawiają się problemy dotyczące kierunku sprawowania liturgii czy sposobu udzielania Komunii świętej. Tymczasem rzeczywisty problem tkwi zupełnie gdzie indziej. Chodzi o świadomość człowieka, o ukształtowanie jego wnętrza. Jeśli ktoś ma świadomość tego czym jest liturgia w której bierze udział, to ta czy inna forma nie będzie dla niego problemem. Wejdzie w jej treść, a ta również w liturgii posoborowej jest przepiękna i bogata.

Gorzej, jeśli zaczyna się ją odczytywać po swojemu, bez świadomości teologicznej. Wtedy zaczynają się wynaturzenia, które u wielu osób budzą dziś sprzeciw i trudno się temu dziwić. Nie jest to już jednak liturgia zreformowana przez Sobór Watykański II, a przez jednego z celebransów czy wspólnotę, która często pozostawia teologię na boku. To są autentyczne problemy i stąd też – moim zdaniem - ruch papieża Benedykta XVI. Chodzi o zaznaczenie faktu, że liturgia nie jest towarzyskim spotkaniem ani show. To nie celebrans powinien być w jej centrum. Wróćmy do treści, do teologii oraz istoty samej liturgii – na to moim zdaniem wskazuje papież Benedykt XVI w „Summorum Pontificum” przede wszystkim.

O pojawiających się w liturgii posoborowej nadużyciach mówił choćby kardynał Sarah. Podkreślał, że istotne jest wzajemne ubogacanie się obu form liturgii. Może to właśnie będą największe owoce „Summortum Pontificum” - pewne zmiany w liturgii posoborowej?

Nie tyle chodzi o zmiany w samej liturgii, co o interpretację przepisów liturgicznych oraz postawę konkretnych osób za liturgię odpowiedzialnych. To tutaj leży problem. W ogromnej mierze chodzi o kwestię formacji konkretnego celebransa, który pewne elementy do liturgii wprowadza, a inne nie. Istotne jest to, czy ma się za pokornego sługę, który wchodzi w misterium, którego nie jest autorem, czy też zachowuje się jak wodzirej i skupia na sobie uwagę, usiłując zaskakiwać ludzi coraz to nowymi pomysłami. To kwestia zasadnicza. Patrząc w tym duchu - rzeczywiście „Summorum Pontificum” może być sygnałem, który skłoni kogoś do refleksji i zastanowienia się nad tym, jaka jest rola celebransa w liturgii.

Czy stowarzyszenia propagujące tzw. Mszę trydencką możemy traktować jako kolejną formę ewangelizacji, wzrastania w wierze poprzez samą liturgię? Wydaje się, że osoby, których wrażliwość nie idzie w parze z działalnością choćby grup neokatechumenalnych, mogą znaleźć tu swoje miejsce w Kościele.

Tak, to możliwe, że niektórzy odnajdą dzięki temu swoje miejsce w Kościele. Pamiętajmy jednak, że poza grupami neokatechumenalnymi jest także wiele innych wspólnot oraz grup w Kościele katolickim. Msza trydencka nie jest znów tak bardzo popularna. Nie wygląda na to, żeby ruch ten miał zmienić Kościół, doprowadzić do licznych nawróceń. W Warszawie są oczywiście kościoły, w których sprawuje się Mszę świętą w rycie trydenckim, ale osób w niej uczestniczących jest (w stosunku do rytu zwyczajnego) niewiele. Pomimo popularności rytu trydenckiego w pewnych kręgach, nie upatrywałbym w tym ruchu szansy na odrodzenie Kościoła.

Widoczny jest w Kościele pewien rozdźwięk między zwolennikami tradycjonalizmu a tymi, którzy wolą liturgię posoborową. Czy nie jest to podział dla Kościoła szkodliwy?

Zawsze mamy do czynienia z niebezpieczeństwem, gdy na łonie Kościoła ktoś zaczyna twierdzić, że ta lub inna droga jest jedyną, która wiedzie do Pana Boga. Gdy ktoś odnajduje Boga dzięki, na przykład, drodze neokatechumenalnej, czasem żyje przekonaniem, że to tą właśnie drogą powinni iść wszyscy, bo tylko tutaj odkryją Boga. Tymczasem to odkrycie tej konkretnej osoby, Kościół natomiast dysponuje całym bogactwem form i dróg, które mogą do Pana Boga zaprowadzić. Nieprawdą jest, że tylko jedna z nich prowadzi do niego w sposób „prawdziwy”. Trzeba pozostawić przestrzeń dla osobistej wolności katolika, aby każdy mógł znaleźć swoje miejsce w Kościele i własną drogę do Pana Boga – identycznie wygląda sprawa liturgii. Idealnie wpisuje się tu fragment Ewangelii, w którym Chrystus mówi: „Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare” (Mt 13, 52). Tak należy do tego podchodzić.

Bóg zapłać za rozmowę.