Skupione na kłopotach Lecha Wałęsy media przestają interesować się sprawami dotyczącymi innych byłych prezydentów RP. W wielu tytułach i stacjach trudno znaleźć choćby wzmiankę o tym, że po niemal roku aresztu na wolność wyszedł rzekomy sprawca „zamachu krzesłem” na Bronisława Komorowskiego.

  Wielu dziennikarzy nie śledzi już następstw niedoszłego ataku, tymczasem proces Marka Majchera, który w marcu 2015 r., zdaniem prokuratury, chciał rzucić krzesłem w ubiegającego się o kolejną kadencję prezydenta, trwa. Niemal rok za kratami to bardzo długi czas, a sprawa dziwnego zachowania członka stowarzyszenia Młodzi dla Polityki Realnej podczas wiecu wyborczego w Krakowie nie jest wyjaśniona. A że dotyczy m.in. szeroko rozumianej swobody wypowiedzi, warto śledzić losy „zamachowca” i procesu, który odbywa się teraz w Krakowie w trybie zaocznym.

 Członkowie partii KORWIN chcą, by prezydent Andrzej Duda ułaskawił ich sympatyka jeszcze przed wyrokiem. Tym bardziej, że Majcher od początku zaprzecza, by zamierzał zaatakować krzesłem Bronisława Komorowskiego. Z jego zeznań wynika zresztą, iż stał zbyt daleko od głowy państwa, by taki atak w ogóle był możliwy. Mebel był w dodatku przekazywany z rąk do rąk przez uczestników wiecu, a niektórzy z nich znajdowali się bliżej sceny, na jakiej stał kandydat na kolejną prezydencką kadencję niż Marek Majcher, zatrzymany ostatecznie przez policję.

 Skąd ten mebel na wiecu? Oskarżony twierdzi, że w dniu wizyty Komorowskiego w Krakowie brał udział w happeningu przeciwko byłemu prezydentowi. Elementem tej demonstracji było krzesło, mające symbolizować wpadkę prezydenta w Japonii, gdy ten wszedł na podobny mebel i robił sobie prywatne zdjęcie. Majcher krzyczał w Krakowie: „Precz z komuną" i "Gdzie jest szogun?" A nawet sporych rozmiarów akcesoria, takie jak krzesło, mogą być dozwolone w czasie wyrażania poglądów na ulicy, o ile nie stwarzają zagrożenia dla innych.

 Czy zatem Majcher faktycznie chciał skrzywdzić Bronisława Komorowskiego? Do sądu został doprowadzony w grudniu ze szpitala psychiatrycznego. Wcześniej był bowiem karany za naruszenie nietykalności strażnika miejskiego i znieważenie go (wtedy zapadła decyzja o zamknięciu w szpitalu). - Byłem pobity przez straż miejską i zrobiono ze mnie wariata – utrzymuje jednak Majcher. Za rzekomy zamach na prezydenta grozi mu kara więzienia, choć stwierdzono, iż miał podczas zajścia ograniczoną poczytalność. W czasie manifestacji Majcher podawał się zresztą za Marka Mareckiego. - To mój pseudonim polityczny – mówi.

 Obrońca oskarżonego chce przesłuchania Bronisława Komorowskiego w tej sprawie, co też powinno bardziej zainteresować media. Ale o tym, że „zamachowiec” właśnie odzyskał wolność i już spotyka się z sympatykami partii KORWIN, przeczytać można głównie na lokalnych portalach – jak lovekrakow.pl, a nie w tzw. mediach głównego nurtu. Wielka szkoda!

 Nic dziwnego, że dokumenty TW Bolka są pasjonujące dla wielu dziennikarzy. Jednak warto też przyglądać się „skromnym” procesom dotyczącym ochrony swobody wypowiedzi w Polsce. Zwłaszcza, jeśli dotyczą zachowań kontrowersyjnych czy obraźliwych – bo i te podlegają ochronie prawa, w tym Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Proces i orzeczenie krakowskiego sądu powinny zostać odnotowane także przez „najważniejsze” media. Tym bardziej, że to m.in. one rejestrowały przebieg marcowego wiecu na Rynku Głównym w Krakowie i te nagrania mogą przydać się sędziom, zanim orzekną, czy przeciwnik Bronisława Komorowskiego faktycznie celował w niego przyniesionym krzesłem. Miejmy nadzieję, że o wyroku poinformują nie tylko krakowscy dziennikarze.

Ewa Łosińska/sdp.pl