Czy Tomasz Terlikowski zdradził? W ubiegłotygodniowym "Do Rzeczy" poważne zarzuty współpracy z obozem lewackim postawił publicyście Robert Tekieli. Poszło o wywiad, jakiego udzielił Terlikowski portalowi "Gazeta.pl". Ostro krytykował tam PiS. W najnowszym wydaniu tygodnika Terlikowski odpowiada na krytykę.

 

"Ani ja nie współpracuję z „Gazetą Wyborczą”, ani ona nie zachęca mnie do współpracy. Nikt mnie nie werbuje, i dotyczy to nie tylko „Gazety Wyborczej”, TVN, ale także KGB, CIA i Mossadu. Udzieliłem mediom związanym z Agorą drugiego czy trzeciego w całym moim zawodowym życiu wywiadu (a zapomniałbym, brałem też udział przez lata w audycjach TOK FM, ale od jakiegoś czasu, łagodnie licząc od pięciu lat, w ramach próby werbunku, zaprasza mnie tam tylko Tomasz Stawiszyński, a i on bardzo rzadko), tak jak udzielałem wywiadów „Tygodnikowi Powszechnemu”, „Dziennikowi. Gazecie Prawnej”, „Polsce. The Times” i wielu innym pismom. Tylko z nielicznymi z nich współpracowałem, i tylko nieliczne z nich chciały współpracować ze mną" - pisze Terlikowski.

"Udzielenie wywiadów nie jest publikowaniem w danej gazecie, a jedynie rozmową z jej przedstawicielem, tak jak to, że występuję czasem w programach Polsatu nie oznacza, że jestem jego współpracownikiem. Kiedyś występowałem u Tomasza Lisa, co nie oznaczało, że jestem jego współpracownikiem. Nie wierzę, żebyś, Robercie, o tym nie wiedział, żebyś uważał, że udzielenie wywiadu jest współpracą i publikowaniem. Ale mniejsza o moją wiarę. Teraz przejdę do podziękowań" - dodał Terlikowski.

Jak dodaje, wielu internautów zarzuca mu, że jest "volksdeutschem", że się "zeszmacił i sprzedał". W tym kontekście autor dziękuje ironicznie Tekielemu za to, że ten zapytał "delikatnie" "jedynie" o to, czy zdradził.

Terlikowski pisze następnie, że krytykując PiS za sprawę aborcji stwierdzał po prostu fakty.

PiS "szczególnie nie różni się od pozostałych partii. Możemy uznać, że nie jest to przeszkoda w głosowaniu na niego, bo partia ta ma inne zalety. Z tym nie polemizuję, ale uczciwie trzeba przyznać, że w kwestii obrony życia opowiada się - jak większość polskiej klasy politycznej - za tzw. kompromisem. Mówienie o tym nie jest zdradą, tylko stwierdzeniem faktu. A w polityce liczy się nie wiara w to, czy ktoś coś zrobi, ale fakty. Te są zaś takie, jakie są" - pisze autor.

"Z politycznej perspektywy, utożsamianie PiS-u z obroną wartości (pomijam już, że nie do końca prawdziwe) upartyjnia fundamentalny spór o przyszłość rodziny, obrony życia i roli religii w nowoczesnym społeczeństwie. Jako konserwatysta, zwolennik pełnej obrony życia i tradycyjnego małżeństwa, nie chcę i nie mogę się zgodzić na to, by sprawy te brał tylko za swoje PiS. Tu konieczna jest szeroka koalicja, tylko w ten sposób możemy być skuteczni. Szeroka koalicja oznacza zaś, że w drugiej stronie nie widzimy jednolicie czarnej społeczności, ale dostrzegamy w niej cały pluralizm poglądów, a także potencjalnych sojuszników w konkretnych sprawach. Jeśli chcemy, aby poglądy konserwatywne, wartości cywilizacji chrześcijańskiej przetrwały w świecie postchrześcijańskim, to musimy szukać sojuszników, a nie wrogów, musimy przekonywać nieprzekonanych, a nie utwardzać najtwardszych, musimy rozmawiać z tymi, którzy się z nami nie zgadzają, i to często na ich terenie, a nie pilnować, żeby nikt nie wychodził z szeregu" - dodaje Terlikowski.

"Rolą chrześcijanina jest głosić, tam gdzie go o to poproszą, a rolą lidera opinii jest próbować przekonać do swoich racji nieprzekonanych, niepewnych, a nie tylko utwardzanie przekonanych. Z perspektywy zaś skutecznej polityki wokół pewnych postulatów konieczne jest budowanie konsensusu społecznego, a nie wykorzystywanie ich do mobilizacji elektoratu" - pisze.

Wreszcie przekonuje, że także zwolennicy lewicy są Polakami i należy z nimi rozmawiać.

"Identycznie tak samo Polakami, jak ja czy Ty, są zwolennicy Partii Razem, Wiosny Roberta Biedronia czy uczestnicy Igrzysk Wolności. Uważam, że się oni mylą, że proponują w wielu kwestiach błędne, a w wielu złe rozstrzygnięcia, ale nie zarzucam im ani złej woli, ani kłamstwa, a do tego mam świadomość, że musimy żyć i funkcjonować w tym samym państwie i na tym samym terenie. [...] Trzeba nieustannie szukać przestrzeni, by przebijać sztuczne niekiedy granice, by szukać miejsca spotkania, i by rozmawiać z tymi, którzy chcą rozmawiać. Jeśli nie będziemy tego robić, rozpadnie nam się wspólnota najważniejsza, jaką jest wielogłosowa, czasem symfoniczna, a czasem kakofoniczna, ale zawsze nasza polskość" - pisze autor.

bsw/do rzeczy