Rosja miała w zwyczaju ukrywać liczbą żołnierzy jaka bierze udział w organizowanych przez nią manewrach i grach wojennych, zazwyczaj pomniejszając ich liczbę. Tak było choćby w przypadku Zapad-17. Wostok 2018 to sytuacja inna, tutaj Rosja chwali się ilością sprzętu, ludzi, zakresem przeprowadzanych operacji. 300 tys. ludzi, 36 tys. czołgów, poza lądowymi, masowe operacje na morzu z udziałem ponad 80 jednostek. Plus kilka tysięcy żołnierzy z zaprzyjaźnionej ChRL. Choć złośliwcy mogliby zauważyć, że chyba Moskwa nie powinna wpuszczać Chińczyków na teren Syberii, dla nich to przecież przede wszystkim rekonesans przyszłych chińskich terenów.

Wszystko to oczywiście ma wymiar polityczny, jest pokazem siły, znaczenia współczesnej Rosji. I przekonaniem świata o bliskich relacjach z chińskim partnerem. Najprostsza interpretacja mówi: sygnał wysłany do świata „Rosja jest wielka, potężna”. Sygnał wysłany do Waszyngtony w związku z Ukrainą i Syrią (nic nie powstrzyma realizacji rosyjskich planów). Sygnał wysłany do Donalda Trumpa, bo przecież nic nie zmieni faktu, że obaj przywódcy – Trump i Putin, niezależnie jak mocno ze sobą w pewnych sprawach spleceni, skazani są na starcie.

To także sygnał wysłany do przywódcy USA przez Pekin – w okresie coraz bardziej, z wolna bo z wolna, ochładzających się relacji z Waszyngtonem, Rosja i Chiny są razem. To jednak próba bardziej przykrycia faktu, że Rosja, ze swoim potencjałem ekonomicznym, politycznym, demograficznym, wojskowym, międzynarodowym, jest krajem coraz mniej znaczącym, pomimo że liczącym się bardziej niż kiedyś. Te sprzeczne tezy: zmniejszający się potencjał i znaczenia, zwiększająca rola, są takimi tylko pozornie. Potencjał to realne zaplecze; to, co kraj posiada. Rola w międzynarodowej polityce jest natomiast względna, może zależeć od koniunktury. Rosja potrafiła zbudować swoją pozycję jako kraju groźnego, lecz fundamenty dalej kruszeją.

Rosja w ciągu dekady zaangażowała się w dwa poważne konflikty (i w inne pomniejsze), choć żaden z nich nie możne być postrzegany jako zwycięski dla niej. Utrzymanie przy władzy Asada (i pokonanie rozproszonych grup rebeliantów) czy ciągłe destabilizowanie Ukrainy to przecież nie sukces. W obu tych przypadkach „zwycięstwo” Kremla było warunkowane biernością Zachodu, który z dość złożonych powodów w obu tych wojnach uczestniczy w bardzo ograniczonym zakresie.

Zresztą „największe” zwycięstwo i tak Rosja odniosła u siebie: niszcząc narodowy ruch Czeczenów, narodu liczącego około 600 tys. ludzi, który i tak przez prawie dwie dekady walczył z Moskwą.

Napad na Gruzję, zajęcia Krymu, okupacja Donbasu czy inne wielkie polityczno-wojskowe osiągnięcia to nic innego jak ryk umierającego lwa. W twardych danych wygląda to znacznie gorzej.

Minister ds. finansów FR, Maksim Oleszkin w 2017 r. wyliczył, że każdego roku Rosja tracić będzie 800 tys. osób w wieku produkcyjnym, których za bardzo nie ma kto zastąpić. To nie znaczy, że Rosja nie jest dla wielu ludzi na świecie przystanią, do której przybijają poszukując lepszych warunków życia i pracy. Tylko że pochodzą oni zazwyczaj z takich krajów jak Kirgizja czy Tadżykistan. Nawet jeśli demografia współczesnej Rosji wygląda trochę lepiej niż w latach dziewięćdziesiątych, to załamanie, jakie miało wtedy miejsce, do dziś negatywnie odbija się na sytuacji demograficznej kolosa. Do 2050 r. Rosja ma liczyć nie więcej niż 110 mln ludzi (spadek o jedną trzecią).

Gdy chodzi o sprawy wojskowe Rosja wykazuje się w tym zakresie przez ostatnie lata wielką aktywnością, która jednak przykrywa tylko fakt, że wpływy Rosji również na tej niwie znaczą w świecie coraz mniej. Nie Kaukaz czy Europa Wschodnia jest tu najważniejsze (nie mówiąc o Bliskim Wschodzie); „miękkim podbrzuszem” Rosji jest Azja Centralna.

Do niedawna, poza krótkim amerykańskim intermedium w poprzednim dziesięcioleciu, Rosja mogła się uważać, za jedynego protektora Azji Centralnej, lecz powoli Kreml traci tam wpływy albo też dla ich podtrzymania musi inwestować więcej niż dawniej. W sumie tylko Kirgizja (podobnie jak Armenia) jest pewnym i stabilnym sojusznikiem Moskwy, ale także z tej tylko przyczyny, że Rosja jest w stanie praktycznie w każdej chwili (co pokazała w 2010 r.) zmienić tamtejszą władze.

Chiny budują nowe bazy wojskowe w Afganistanie, są obecne coraz jawniej także w Tadżykistanie. Szczególnie ta druga spawa jest dla Rosji, jakby nie było, kompromitacja. Rosja pełniła przez całe dekady rolę strażnika na granicach tadżycko-afganistańskich. Chroniła ją przed organizacjami terrorystycznymi i rebeliantami. Jeśli dziś władze Tadżykistanu, zachęcane oczywiście finansowo, kierują się do Pekinu, jako że oferta Chin zaczyna być konkurencyjna dla rosyjskiej, to tylko pokazuje, że rosyjska obecność w Azji Centralnej przeszła z fazy: oczywista, do fazy: podlegająca negocjacjom.

Kirgizja w czerwcu tego roku zawarła strategiczne partnerstwo z Pekinem, co również postrzegać można jako akt końcowy długiego procesu. Kirgizja zresztą jest praktycznie dziś uzależniona finansowo od Chin w stopniu o wiele znaczniejszym niż od Rosji. Wrześniowe tournée prezydenta Xi po krajach środkowoazjatyckich, gdzie rozmowy dotyczyły właśnie tematów wojskowych (budowania przez Chiny militarnej infrastruktury w takich krajach jak Kazachstan), to mat zadany rosyjskiej polityce. Sam Putin niedawno przyznał, że Chiny są tam obecne, choć starał się przedstawić to jako rzecz niezagrażającą Rosji. Rosja w tym kontekście urasta do roli… młodszego partnera Pekinu w zakresie bezpieczeństwa środkowoazjatyckiego regionu.

Ponownie więc: czym jest Wostok-2018 w kontekście upadku rosyjskich wpływów strategicznych? Kolejnym obok napadu na Gruzję, Ukrainę i udziałem w brudnej wojnie w Syrii sposobem na podtrzymanie znaczenia marki z napisem „Rosja”. Już nie jako potęgi na globalną skalę, lecz wyłącznie jako kraju, który użyje wszelkich środków, aby bronić swojej słabnącej pozycji, resztek dawnej chwały. Lew umiera, lecz jak podejdziesz za blisko, musisz wiedzieć, że ma dość jeszcze siły by uderzyć.

Łazarz Grajczyński

dam/jagiellonia.org