"Można powiedzieć, że Polskie Państwo Podziemne tworzone odgórnie miało się tworzyć zgodnie z zasadą pomocniczości, która dziś jest jedną z najistotniejszych zasad współczesnego państwa demokratycznego" - mówi w rozmowie z Teologią Polityczną prof. Jan Żaryn.

Adam Talarowski (Teologia Polityczna): 

Czy można nakreślić zbiorowy portret Polaków ratujących Żydów – a może to zaangażowanie przechodziło w poprzek wszelkich podziałów społecznych, politycznych i innych? Znamiennym aspektem sytuacji lat okupacji był też fakt, że dla sprawy ratowania Żydów zasłużyły się osoby, które przed wojną prezentowały poglądy, w których można doszukać się wątków antysemickich, jak Jan Dobraczyński, Jan Mosdorf czy Zofia Kossak-Szczucka...

Prof. Jan Żaryn: Bez wątpienia, czas wojny w ogóle zmienił sposób widzenia bieżącej rzeczywistości, bo i sama rzeczywistość się zmieniła. Niewątpliwie, w przypadku ratowania Żydów, jeśli mielibyśmy szukać jakichś cech charakteryzujących to zjawisko, to można zaryzykować takie tezy: z jednej strony powodem ratowania Żydów była niechęć do okupanta niemieckiego, a z drugiej strony religijność, czyli katolicki wymiar miłości bliźniego, który powodował w sumieniu dyskomfort, jeżeli się nie pomogło, a jednocześnie psychiczny komfort, gdy takiej pomocy udzielono. Ten wątek religijności polskiej uważam za czynnik wiodący. Jest wiele relacji, dotyczących postaw kapłanów, którzy czy w formie spowiedzi, czy w formie kazań, czy też różnych wytycznych duszpasterskich wyraźnie opowiadali się za utrzymywaniem tego kręgosłupa moralnego. Tak, by nie poddawał się on zgięciu poprzez przyjęcie okupacyjnych reguł gry, takich jak na przykład szantażowanie słabszych, czym zajmowali się szmalcownicy, albo korzystaniem z zaniku prawa własności przez zabór cudzej własności. To było jednoznacznie piętnowane przez duchowieństwo i biskupów jako grzechy, które to moralne kwalifikacje bez wątpienia rzutowały na postawy polskie, bo formowały sumienia, tak jak zawsze nauka Kościoła formuje sumienia.

Religijność, ale także, jeśli miałbym szukać takiego wątku wiodącego, to niewątpliwie rodzinność. To prawo niemieckie decydowało, kto jest Żydem, mówiąc o rasistowskim widzeniu ludzi, a zatem także Polacy pochodzenia żydowskiego, będący w różnych środowiskach polskich od prawa do lewa, też byli uznawani za Żydów, niezależnie czy byli zwolennikami PPS, Stronnictwa Narodowego, czy byli z Narodowych Sił Zbrojnych czy w Armii Krajowej... Państwo niemieckie inaczej definiowało pojęcia Żyda i ratowanie w związku z tym dotyczyło tych zdefiniowanych przez państwo niemieckie Żydów. Jeżeli się przyjmie i przypomni tę prawdę, to nie znajdziemy prawdopodobnie takiego przypadku, żeby w ramach solidarności rodzinnej ktoś był gotów się wyłamać i wyrzec swego kuzyna tylko dlatego, że Niemcy uznali go za Zyda. To znaczy, można powiedzieć – Szymon Datner napisał to w takiej formie, po analizie dokumentów – że nawet w najbardziej przed wojną antysemickiej (jeśli ktoś chce używać tego słowa) rodzinie, w czasie wojny, jeżeli ktoś był poddany jakiejkolwiek potencjalnej represji ze strony niemieckiej, mógł czuć komfort bezpieczeństwa ze strony swoich najbliższych. Ta solidarność rodzinna, ze względu na szacunek do rodzinny, wysoki wymiar tej rodzinności polskiej, niewątpliwie wpływał na to, że Ci, którzy mogli się obawiać ze względu na swoje pochodzenie, to przez członków swojej rodziny zdradzani na pewno nie byli. Mamy oczywiście na to liczne dowody – tak samo jak dowody dotyczące najbliższych sąsiadów czy zaprzyjaźnionych rodzin, jak na przykład rodziny znanego adwokata, Leona Nowodworskiego, w którego domu chroni się rodzina pochodzenia żydowskiego, w pełni spolonizowana, wspaniałych patriotów od kilku pokoleń – rodzina Bregmanów.

Można także mówić, że rzeczywiście większa pomoc, także ta zorganizowana przez Radę Pomocy Żydom, szła ze strony polskiej lewicy, szczególnie niepodległościowego PPS-u, ponieważ były to środowisko, które przed wojną miało większą styczność ze środowiskami żydowskimi. Środowiska narodowe, chadeckie, miały raczej mniejszy bezpośredni kontakt ze środowiskami żydowskimi, szczególnie zaangażowanymi politycznie w BUND-ie, czy Paolej Syjon, itd. Niewątpliwie socjaliści, część ludowców miała tych kontaktów więcej i to mogło wpływać na szerszą możliwość udzielania pomocy, bo rzecz jasna do udzielenia pomocy muszą być obydwie strony przygotowane: ta, która jest w stanie pomóc i ta poszukująca pomocy. Uciekający Żydzi szukali, rzecz jasna, kontaktu przede wszystkim ze środowiskami polskimi, które znali sprzed wojna. Bez wątpienia ważna, wydaje mi się, konstatacja: z kolei niektóre narzucające się tezy, dotyczące tego, kto pomagał, a kto nie – wymagają odrzucenia. Nie można powiedzieć, że bardziej miasto lub bardziej wieś, bardziej socjaliści czy bardziej narodowcy, bardziej ludzie wykształceni czy mniej wykształceni. Te wszystkie podstawowe kwalifikacje, które przemawiają do wyobraźni, tracą moc w konfrontacji z dokumentami i relacjami. Bez wątpienia, we wszystkich grupach społecznych – ziemiaństwo, drobnomieszczaństwo, chłopi czy robotnicy wielkomiejscy, małomiasteczkowi mieszkańcy – w każdym zakątku kraju możemy odnaleźć przykłady bohaterskich postaw, więc trudno podać definicję dotyczącą jakiejś dominanty społecznej tych, którzy udzielali pomocy.

Całą rozmowę czytaj na stronie Teologii Politycznej