- Pola greckie i włoskie czy winnice francuskie są pełne uchodźców z Afryki, którzy za kilkanaście euro dziennie pracują w skandalicznych warunkach. Za tym stoją mafie handlujące ludźmi – mówi Witold Waszczykowski, były wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, poseł PiS.
W Budapeszcie dworzec kolejowy jest oblężony przez migrantów. Czy Polsce grozi podobny kryzys?
Nie wykluczam tego. Jeśli będą duże przeszkody na granicy z Niemcami czy Austrią, to imigranci będą próbować je obejść. Polska leży na ich trasie. Nigdy nie mówiłem, że nasza chata jest z kraja. Nasza chata jest po drodze.
Czy Polska jest przygotowana na nagły przyjazd kilku tysięcy ludzi?
Nie jest. Kiedyś minister Bartłomiej Sienkiewicz chwalił się, że przygotowano obozy dla ewentualnych uchodźców z Ukrainy. Być może jakaś cześć ludzi zostanie tam obsłużona i zatrzymana. Skończyły się wakacje, więc jeśli liczba imigrantów będzie większa, to może rząd spróbuje przejąć kilka czy kilkadziesiąt ośrodków wczasowych i tam ich ulokować.
Co właściwie powinniśmy robić? Szykować więcej ośrodków? Zamykać granice? Szykować się do przerzutu imigrantów dalej na zachód?
Trzeba się zdecydować, o co nam chodzi – czy chcemy ratować życie tych ludzi, czy zapewnić im byt w Europie na europejskim poziomie. Jeśli chcemy ratować ludzi, to powinno się przygotować dużą operację pod egida ONZ z udziałem Unii Europejskiej, dużych krajów, jak Stany Zjednoczone, Kanada i Australia oraz bogatych państw Bliskiego Wschodu, jak Arabia Saudyjska, które mogłyby wpłacić pieniądze. Życie tych ludzi można uratować na miejscu, tworząc duże obozy uchodźców. Da się tam stworzyć znośne warunki egzystencji: kontenery mieszkalne, do których podłącza się wodę i elektryczność, szkoły dla dzieci, lekarze. W takich warunkach ci ludzie na pewno się uratują. Takie obozy istnieją, byłem w nich w Jordanii na pograniczu syryjskim. W jednym z obozów mieszka 120 tys. uchodźców z Syrii, a Europa na to płaci. Ich życiu nic nie zagraża. Na to Europę byłoby stać. Natomiast nie stać nas na to, żeby wpuścić miliony ludzi z Bliskiego Wschodu i Afryki i zapewnić im pracę oraz byt na takim poziomie, jakiego oczekują i jaki widzą w telewizji.
Rozumiem, że obozów, o których pan mówi jest za mało. Dlaczego nie sprawa nie jest rozwiązywana zanim jeszcze imigranci przyjadą do Europy? Czy to kwestia krótkowzroczności, braku planu działania?
To kwestia rozbieżnych interesów, które powodują, że państwa na Bliskim Wschodzie i na świecie nie chcą rozwiązać problemu, który powoduje falę uchodźców. Część uchodźców przybywa z Libii, bądź przez Libię z Afryki Środkowej. Nie ma w tej chwili na świecie determinacji, żeby pomóc Libijczykom odbudować państwo. Państwo, które po pierwsze dałoby Libijczykom pracę i bezpieczeństwo, po drugie zatrzymałoby falę uchodźców z głębi Afryki. Po drugie nie ma determinacji, żeby uregulować konflikt domowy w Syrii. Kiedyś sprawę stawiano na ostrzu noża: Barack Obama kreślił czerwone linie, które były przekraczane poprzez użycie przez reżim broni chemicznej. Jednak w imię współpracy z Rosją i resetu tolerowano to. Państwo DAESZ, czyli ISIS też nie spadło z nieba. Jest ono tworem interesów lokalnych krajów. Proszę zauważyć, że DAESZ zostało przyjęte z otwartymi ramionami przez część irackich sunnitów, którzy byli tłamszeni przez szyicką większość. Ciężką broń i rafinerie dostarczające środków na funkcjonowanie tego państwa obsługują dawni urzędnicy i oficerowie Saddama Husajna. DAESZ walczy z szyitami, więc jest na rękę sunnickim państwom Półwyspu Arabskiego, jak Arabia Saudyjska, które boją się hegemonii szyitów na Bliskim Wschodzie. Boją się Iranu i szyickiego Iraku. W związku z tym państwo DAESZ jest wspierane przez te kraje w rywalizacji z szyitami. Kalifat walczy też z Kurdami. To z kolei jest na rękę Turcji, która korzysta z tego, że nie powstanie przez pewien czas żadna enklawa kurdyjska. Gdyby Kurdowie mieli państwo czy choćby większą autonomię, promieniowałoby to na ich rodaków mieszkających w Turcji. Wreszcie DAESZ cały czas walczy z prezydentem Syrii Baszarem al-Assadem, co jest na rękę zarówno Turcji, jak i Arabii Saudyjskiej. To nie jest jakaś tam grupa terrorystów czy piratów, tylko wynik interesów państw regionu. Kraje te nie widzą potrzeby uregulowania problemu uchodźców, bo i tak nie chcą ich przyjąć. Syryjczycy i Irakijczycy to obywatele państw, które były w ostatnich latach dość zeświecczone. Mimo, że są to muzułmanie i Arabowie, to nie pasują oni do charakteru i tożsamości takich krajów, jak Arabia Saudyjska czy Iran. Mamy zatem dość skomplikowaną grę interesów państw zarówno tamtego regionu, jak i Europy oraz USA, które kiedyś przyczyniły się do tego bałaganu. Atakując Kadafiego i popierając rewolucję arabską naiwnie myślały, że przyczyniają się do demokratyzacji państw. Nie, nie przyczyniły się do demokratyzacji, tylko do chaosu i bałaganu. Dzisiaj mamy tego rezultat. Żeby rozwiązać problem, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, które zadałem na początku: czy nam chodzi o to, żeby uratować życie tych ludzi (wtedy organizujemy im życie na miejscu), czy jesteśmy takimi filantropami, żeby przyjąć do ich Europy i zapewnić im życie na europejskim poziomie.
Do jakiego stopnia działania Polski w sprawie imigrantów są niezależne, a na ile musimy się podporządkować decyzjom Brukseli?
Polska nie musi się podporządkowywać decyzjom Brukseli. Wchodząc do UE zdecydowaliśmy się na przyjęcie Acquis communautaire, czyli prawodawstwa europejskiego. Zobowiązuje nas ono, byśmy, szanując wartości humanitarne, przyjęli azylantów politycznych, którzy zaangażowali się w działalność, za którą grożą im represje, a nawet śmierć. Takich jest garstka. Natomiast w żadnym traktacie, do którego przystąpiliśmy nie ma zobowiązania, abyśmy przyjmowali rzesze emigrantów ekonomicznych. Tym bardziej, że sami jesteśmy krajem dostarczającym emigrantów ekonomicznych, bo przypomnę, że z Polski wyjechało za chlebem 2 mln ludzi. Nie ma więc takich zobowiązań. I nie można Polski straszyć odebraniem dotacji. Na takich warunkach przystąpiliśmy i w tej chwili nie może jakaś grupa państw tych warunków zmieniać. Zmienić swoją politykę socjalną i azylową powinny bogate państwa, które kuszą imigrantów i mają tym swój interes. Pola greckie i włoskie czy winnice francuskie są pełne uchodźców z Afryki, którzy za kilkanaście euro dziennie pracują w skandalicznych warunkach. Za tym stoją mafie handlujące ludźmi oraz biznes, któremu opłaca się tych ludzi wykorzystywać.
Rozmawiał Jakub Jałowiczor