„Biznes hotelowy to nie jest taki biznes, który można wyłączyć i włączyć automatycznie w ciągu jednego, dwóch dni. To jest bardzo skomplikowany proces, logistyczny chociażby.” – mówi w rozmowie z nami prezes Polskiej Izby Hotelarzy, Marek Łuczyński. – „Mam nadzieję, że jutro nie będzie żadnych powrotów do ostrzejszych restrykcji. Hotelarze zdali celująco egzamin z odpowiedzialności społecznej, kontrole Sanepidu to potwierdziły.”

 

Tomasz Poller: Zapytałbym, jak wygląda ogólna kondycja branży hotelarskiej w ostatnich kilkunastu dniach. Jak hotelarze radzą sobie po częściowym zniesieniu obostrzeń? Od 12 lutego dopuszczono zajmowanie połowy miejsc w obiektach noclegowych. Jak przełożyło się to na realia prowadzenia tego rodzaju biznesu?

Marek Łuczyński, prezes Polskiej Izby Hotelarzy: Sytuacja jest bardzo niejednorodna. To znaczy sytuacja chociażby hoteli konferencyjnych, hoteli miejskich jest ciągle  tragiczna. Tutaj, można powiedzieć, że żadnego ruchu nie ma, goście się nie pojawiają. I ta sytuacja, czy to w Krakowie, czy w Warszawie jest agonalna. Natomiast, oczywiście, ostatnie dwa tygodnie były okresem odbicia się od dna dla hoteli wypoczynkowych w kurortach, głownie górskich. Tutaj, pomimo obostrzeń, pomimo pięćdziesięcioprocentowego obłożenia pokoi w obiektach wiem, że było i jest ciągle duże zainteresowanie tego typu pobytami. Czekamy jak zbawienia tej jutrzejszej konferencji ale jesteśmy też pełni obaw, co  się wydarzy. To jest bardzo ciężka sytuacja psychiczna dla hotelarzy. Co dwa tygodnie można powiedzieć,  jesteśmy stawiani pod ścianą. Jesteśmy, powiedziałbym, w niepoważny sposób traktowani przez rząd. Ja zresztą to bardzo mocno zaakcentowałem panu wicepremierowi Gowinowi na zeszłotygodniowym spotkaniu z przedstawicielami branży hotelowej, że nie możemy na kilka dni ledwie przed końcem obowiązywania rozporządzenia dowiadywać się nagle, co ma obowiązywać przez najbliższe dwa tygodnie.

Przedstawiciele rządu w ostatnich wypowiedziach raczej nie przewidują luzowania obostrzeń. Wiceminister rozwoju, Olga Semeniuk, powiedziała nawet dzisiaj, że nie wyklucza nawet zaostrzenia restrykcji i wspomniała przy tym właśnie o hotelach. Rząd dość często zmienia zdanie. Warto przypomnieć, że według wytycznych listopadowych powinno następować coraz większe otwarcie. Niełatwo chyba w takiej sytuacji prowadzić jakikolwiek biznes…

Biznes hotelowy to nie jest taki biznes, który można wyłączyć i włączyć automatycznie w ciągu jednego, dwóch dni. To jest bardzo skomplikowany proces, logistyczny chociażby. Postulowałem i Polska Izba Hotelarzy postuluje to nadal, by rozporządzenia dla branży hotelowej trwały miesiąc. Mając stosowne informacje, zawsze moglibyśmy inaczej zaplanować działalność. To jest kwestia planów, dotyczących pracowników, dotyczących zatowarowania… Gdybyśmy wiedzieli wszystko na dwa tygodnie dłużej, byłoby to o wiele  lepsze. Natomiast, niestety, jako przedstawiciele branży usłyszeliśmy, że jest to niemożliwe ze względów pandemicznych. Jesteśmy w takiej sytuacji, że to jest taki, powiedziałbym…  roller coaster psychiczny. Hotelarzom jest naprawdę ekstremalnie ciężko. Mam nadzieję, że jutro nie będzie żadnych powrotów do ostrzejszych restrykcji. Hotelarze zdali celująco egzamin z odpowiedzialności społecznej, kontrole Sanepidu to potwierdziły. I po prostu uważamy, jako Polska Izba Hotelarzy, że na kolejne dwa tygodnie powinny generalnie zostać zachowane te dotychczasowe restrykcje. Natomiast naszym zdaniem dla gości hotelowych powinny być otwarte restauracje hotelowe. To jest ta rzecz którą moim zdaniem rząd powinien poluzować.