Rozmowy między kartelem naftowym OPEC a Rosją zakończyły się niepowodzeniem. Rosja nie zgodziła się na propozycję Arabii Saudyjskiej i innych krajów zrzeszonych w naftowym porozumieniu aby w obliczu spadającego popytu na świecie, co jest efektem wybuchu epidemii koronawirusa, w istotny sposób kolejny raz ograniczyć wydobycie. Moskwa stała na stanowisku, że obecnie obowiązujące cięcia (1,5 mln baryłek ropy na dobę) należy zachować, a Arabia Saudyjska proponowała, aby dodatkowo zmniejszyć wydobycie o minimum 500 tys. baryłek na dobę, bo w przeciwnym razie cen nie uda się utrzymać na dotychczasowym poziomie. Ceny na rynkach światowych po tym jak informacja o niepowodzeniu rozmów znacząco spadły (nawet o 10 %), a w kontraktach terminowych na maj zaczęły zbliżać się do poziomu 45 dolarów za baryłkę, a w przypadku rosyjskiej ropy Urals, nawet odnotowano zejście poniżej tego pułapu.

Rosyjski minister finansów Artem Siulianow, komentując sytuację powiedział, że Rosja jest w dobrym położeniu, bo jego zdaniem budżet Arabii Saudyjskiej bilansuje się dopiero kiedy cena ropy zbliża się do 80 dolarów, a w przypadku Federacji Rosyjskiej poziom ten to 42,5 dolara. Niezależni eksperci, delikatnie sprawę ujmując, kwestionują te wyliczenia argumentując, że w tegorocznym rosyjskim budżecie założono 2,7 bln dodatkowych dochodów ze sprzedaży węglowodorów (przy cenie powyżej 42,5 dolara za baryłkę całość nadwyżki przejmuje budżet), a zaplanowana nadwyżka dochodów nad wydatkami wynosi raptem 1 bln rubli. Innymi słowy nawet prosty rachunek pokazuje coś zupełnie innego. Pierwsze posunięcia Rijadu, też przeczą tym szacunkom. Otóż państwowy koncern Saudi Aramco niemal natychmiast po załamaniu się negocjacji wprowadził rekordowe upusty cenowe dla swoich klientów, wahające się w przedziale 4 – 10,5 dolarów za baryłkę. Przy czym rabat dla odbiorców europejskich, a na tym rynku Arabia Saudyjska konkuruje z Rosją przekracza 10 dolarów na baryłce i jest niemal 10 krotnie większy niźli upusty dostawców rosyjskich. Wiele wskazuje na to, że rozpoczęła się wojna cenowa, która może być próbą dla firm naftowych, w tym i rosyjskich. Koncern oligarchy Guceriewa, szerzej znanego z przyjaźni jego właściciela z Aleksandrem Łukaszenką już zaczął przezywać trudne chwile, bo na wieść o wiedeńskim fiasku Agencja Fitch obniżyła mu ranking do poziomu śmieciowego, a w komentarzu stwierdziła, że nie będzie on w stanie wykupić swych obligacji. Jest to informacja, która najprawdopodobniej z uwagą została odnotowana na Białorusi, bo Rusnieft, czyli firma Guceriewa była w styczniu i lutym głównym dostawcą ropy naftowej dla białoruskich rafinerii.

Komentując kres porozumienia Leonid Fedun, rosyjski oligarcha, którego majątek wyceniany jest na 8,5 mld dolarów i współwłaściciel koncernu naftowego Lukoil, powiedział mediom, komentując kres porozumienia Rosji i OPEC, że „jest to bardzo nieracjonalna i zła decyzja, na razie jestem w lekkim szoku”. W jego opinii Rosja w jej wyniku tracić będzie dziennie od 100 do 150 mln dolarów, bo cena z dotychczasowych 60 dolarów za baryłkę zmniejszy się do poziomu 40 dolarów. W jego opinii, wzrost wydobycia ropy przez firmy rosyjskie, który może wynosić od 1 do 2 % w żadnym razie nie jest w stanie równoważyć spadku dochodów w wyniku niższej ceny surowca. Podobnie uważają ankietowani przez dziennika ekonomiczny Viedomosti rosyjscy eksperci i analitycy rynku naftowego. W ich opinii cena ropy, o ile rozpocznie się wojna między państwami eksporterami może ulec obniżeniu nawet do poziomu 30 dolarów za baryłkę. Nie bardzo, ich zdaniem, jest też jasne z jakiego powodu Rosja zdecydowała się doprowadzić do rozbicia dobrze funkcjonującego od 2016 roku porozumienia w ramach formuły OPEC +.

Stawiane przez nich pytanie jest tym bardziej zasadne, że kres porozumienia naftowego wpływa również na polityczne relacje Rosji z państwami arabskimi, a przez to na sytuację na Bliskim Wschodzie, która bez tego wydaje się już i tak w dostatecznym sposób skomplikowana. Jeżeli fiasko rozmów nie jest rosyjskim trickiem negocjacyjnym, a taka możliwość istnieje, jako, że dotychczas obowiązująca umowa wygasa z końcem marca i jest jeszcze wystarczająco dużo czasu aby ponownie usiąść do negocjacji, to warto się zastanowić jakie są motywy Moskwy i jaki plan realizuje. A to, że realizuje wydaje się oczywiste, zważywszy na to, iż decyzje w kwestii przedłużenia porozumienia z OPEC podejmowane są przez Władimira Putina, a ostatnio Kreml wysyłał w tej materii sprzeczne komunikaty.

Zdaniem obserwatorów decyzja Kremla spowodowana mogła zostać kilkoma przyczynami. Po pierwsze Moskwa jest zdania, że epidemia koronawirusa potrwa krócej niźli uważają pesymiści, a w związku z tym osłabnięcie popytu i spadek cen będzie chwilowe. Dość szybko sprawy wrócą do normy a w związku z tym porozumienie o ograniczeniu wydobycia, które obowiązywać miało co najmniej do końca roku w gruncie rzeczy jest na rękę tym państwom spoza kartelu (Stany Zjednoczone, Kanada, Brazylia, Australia) w których wydobycie szybko rośnie. Eksperci przypominają, że w czasie poprzedniej rundy rokowań nad przedłużeniem porozumienia, która odbywała się w ubiegłym roku kompromis udało się osiągnąć tylko dlatego, że państwa arabskie OPEC zgodziły się nie brać pod uwagę, co wcześniej miało miejsce, w ogólnych rozliczeniach, tego, że rosyjskie firmy prócz ropy wydobywają także kondensat gazu. Kondensat gazowy to znajdujące się w złożu cięższe węglowodory, głównie propan i butan, które wydobywane są wraz z ropą, choć przecież ropą naftową nie są. W krajach arabskich praktycznie one nie występują, w Rosji tak i ich wydobycie było dodawane do ogólnych „krajowych” limitów wydobycia ropy. Już ta decyzja, która de facto oznaczała zgodę OPEC na wzrost wydobycia w Rosji, pokazywała jak kruche są fundamenty zgody kartelu i Federacji Rosyjskiej. Główna rosyjska firma wydobywcza – koncern Rosnieft, od dłuższego już czasu kontestowała porozumienie w wyniku którego tłumiono produkcje po to aby utrzymywać poziom cen. Rzecznik koncernu Michaił Leontiew powiedział, komentując fiasko negocjacji, że wyjście z porozumienia z OPEC jest korzystne dla Rosji. W jego opinii cięcia w wydobyciu wykorzystywane były przede wszystkim przez państwa i producentów spoza porozumienia, które zdobywały nowe rynki wypierając z nich również rosyjskich producentów. W tym wypadku chodzi najpewniej właśnie o Arabię Saudyjską, która w ubiegłym roku wyrosła na głównego dostawcę ropy do Chin dystansując rosyjską konkurencję. To, że rzecznik Rosnieftu inne zdanie na ten temat niźli współwłaściciel Lukoilu jest też, jak można przypuszczać, skutkiem odmiennego działania na rosyjskie firmy naftowe opodatkowania węglowodorów w Federacji Rosyjskiej należącego do jednego z najwyższych na świecie. Lukoil jest firmą, mająca spore wydobycie poza granicami Rosji, i z tego powodu cena rynkowa ma dla koncernu kluczowe znaczenie, a Rosnieft, odmiennie, obecny jest głównie w Rosji. Jeśli zatem całość dochodów z eksportu ropy naftowej, o ile cena przekroczy pułap 43,4 dolara, trafia do państwowego Funduszu Dobrobytu Narodowego, to nie cena dla przyszłości firmy ma znaczenie, ale wielkość produkcji. Tym bardziej, że firma od zawsze zabiegając o ulgi podatkowe i subwencje państwowe w związku z ambitnymi projektami inwestycyjnymi, takimi jak choćby związane z uruchamianiem nowych pól naftowych zlokalizowanych na dalekiej Północy, ostatnio pogodzić musiała się z niemiła informacją o tym, że ich nie otrzyma. Podobnie zresztą jak środków przeznaczonych na inwestycje pochodzących z tego właśnie funduszu, który ma zacząć inwestować po to aby ożywić rosyjską gospodarkę.

Bez wzrostu wydobycia wzrost rosyjskiego PKB nie jest możliwy, zwłaszcza biorąc pod uwagę znaczenie tego sektora dla rosyjskiej gospodarki. Ale Moskwa ma tez plan polityczny. Otóż, jak powiedział Igor Sieczin, prezes Rosnieftu z rezerwami przekraczającymi 700 mld dolarów, z czego w Funduszu Dobrobytu Narodowego znajduje się według ostatnich danych 124,3 mld dolarów, Rosja może wytrzymać nawet do 3 lat z cena za baryłkę ropy na poziomie 30 dolarów. Ale czy wytrzymają to amerykańskie firmy z sektora szczelinowego, których łączny poziom zadłużenia przekroczył 90 mld dolarów, to już zupełnie inna historia. Rosjanie są zdania, że nie wytrzymają. I dlatego decyzję o wyjściu z porozumienia z OPEC interpretować trzeba jako wyzwanie rzucone przez Rosję Stanom Zjednoczonym i mającej tam miejsce „rewolucji szczelinowej”, która pozwoliła Ameryce wyjść na pierwsze miejsce w świecie w wydobyciu ropy naftowej.

Marek Budzisz