19 grudnia, czyli w święto rosyjskiego kontrwywiadu wojskowego, w Moskwie około godziny 18.00, zaraz po tym jak Władimir Putin zakończył swą „wielką”, a z pewnością długą, bo trwającą niemal 4 godziny konferencję prasową i w trakcie uroczystego koncertu z udziałem rosyjskiego prezydenta z okazji przypadającego na 20 grudnia Dnia Czekisty, miała miejsce zbrojna napaść na siedzibę FSB na Łubiance.

 

Według różnych sprzecznych informacji, jeden albo trzech napastników z bronią automatyczną próbowało wtargnąć do centrali FSB. Według ostatniej, oficjalnej wersji, zamachowiec był jeden. Mężczyzna, jak zaznaczono „o słowiańskim typie urody”. Najprawdopodobniej przedsiębiorca mieszkający pod Moskwą, który użył w trakcie napadu zmodernizowanej wersji Kałasznikowa, a w plecaku miał jeszcze, prócz zapasowych magazynków granaty. Serie z broni maszynowej słychać było przez kilkanaście minut. Z pewnością zginął jeden napastnik i jeden funkcjonariusz FSB. Doniesienia medialne mówią jeszcze o trzech rannych, w tym jednym, który jest w stanie ciężkim. Wszyscy ranni to czekiści.

Jak powiedział jednej z rozgłośni radiowych generał-major FSB Aleksandr Michajłow to co miało miejsce w centrum Moskwy to była akcja o charakterze terrorystycznym, a jej celem było pokazanie, w wymiarze symbolicznym, że problem bezpieczeństwa w Rosji, oraz w rosyjskiej stolicy nie został rozwiązany. W pewnym sensie to co się stało odnosiło się tez do wypowiedzi Putina w trakcie konferencji prasowej, kiedy zapytany o to, jakie były najtrudniejsze dni jego prezydentury, czy szerzej ujmując ostatnich 20 lat władzy, odpowiedział, że z pewnością dni Biesłanu i zamachu na Dubrowce. W planie symbolicznym, Rosja wraca do punktu wyjścia, choć intensywność działań terrorystycznych jest zdecydowanie mniejsza niźli na początku wieku.

Reuters poinformował, że FSB wiedziało już wcześniej o planowanym zamachu w czasie trwania akademii w przeddzień święta czekistów, jednak nie było w stanie zlokalizować celów zamachu. Przemawiając na początku akademii ku czci pracowników organów, Władimir Putin, chwalił się ich skutecznością. Mieli oni, tylko w tym roku nie dopuścić do 54 przestępstw o podłożu ekstremistycznym, w tym 33 zamachów. Kilka dni wcześniej, szef FSB Bortnikow szczycił się tym, że w kończącym się roku nie było w Rosji ani jednego zamachu terrorystycznego. Wielu komentatorów wypowiadających się dla rosyjskich mediów jest zdania, że to co się stało w Moskwie ma wymiar symboliczny i jest zwiastunem nadciagających problemów.

Ale to nie jedyne w ostatnich dniach wydarzenie, które napawa rosyjską opinię publiczną niepokojem. Otóż dosłownie trzy dni wcześniej dziennik ekonomiczny Viedomosti poinformował, że z fabryki Avangard w Baszkirii zginęło 276 ton materiałów wybuchowych. Po prostu przeprowadzono niespodziewaną inwentaryzację i okazało się, że od 2017 do wiosny 2019 roku, tyle właśnie materiałów wybuchowych z przeznaczonych do utylizacji pocisków (tym m.in. zajmuje się ta fabryka) gdzieś się zapodziało. Być może ten deficyt to wynik bałaganu, ale nie można też odrzucić i innej wersji, mówiącej, że przynajmniej część z tych środków trafiła na czarny rynek, gdzie zaopatrują się zarówno świat przestępczy, jak i terroryści. To, że taka sytuacja nie należy w Rosji do wyjątków świadczy również historia z roku 2018, kiedy to kierownictwu podmoskiewskiego poligonu, na którym miano utylizować silniki rakietowe, zarzucono, iż miast na złom, silniki trafiały na Ukrainę, gdzie podlegały w fabrykach koncernu MotorSicz regeneracji.

Cała sprawa byłaby być może nie tak poważna, gdyby nie to, że od kilkunastu dni Moskwa i Petersburg nękane są seriami fałszywych alarmów bombowych, które pociągają za sobą ewakuację szkół, szpitali, przedszkoli, sądów. Dziesiątki tysięcy osób musi opuszczać budynki po informacjach o podłożonych ładunkach wybuchowych. 16 grudnia w Petersburgu ewakuowano 200 obiektów, 19 grudnia w Chabarowsku ponad 70 przedszkoli, 13 grudnia w Moskwie 13 sądów w tym Sąd Najwyższy. Można byłoby tę listę ciągnąć jeszcze bardzo długo. Jest to kolejna fala póki co fałszywych alarmów bombowych, ale w przeciwieństwie do miesięcy letnich, kiedy poprzednia miała miejsce, teraz ze względu na porę roku mamy do czynienia ze znacznie trudniejszymi warunkami. Dziennikarze opisujący to zjawisko z jednej strony informują o początkach psychozy, a z drugiej obawiają się, że powtarzające się fałszywe alarmy do takiego stopnia stępią czujność służb, że kiedy pojawi się rzeczywiste zagrożenie, to nikt nie zareaguje, albo zareaguje z opóźnieniem.

Na początku tygodnia, szef rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew w Teheranie gdzie odbywało się spotkanie szefów podobnych struktur państw regionu powiedział, że według danych rosyjskiego wywiadu wyparci z Syrii bojownicy ISIS znajdują się w liczbie od 2,5 do 4 tysięcy w północnym Afganistanie. Celem ich działań będzie w najbliższym czasie z jednej strony przeprowadzenie szeregu zamachów głównie na zagraniczne przedstawicielstwa dyplomatyczne, ale z drugiej zbrojne wtargnięcie do sąsiednich państw Azji Środkowej i próba stworzenia tam kolejnego kalifatu – tzw. Wilajetu Choresan. W jego opinii najbardziej narażone na atak są z jednej strony Tadżykistan, w którym wewnętrzna sytuacja jest i tak mało stabilna oraz Turkmenistan. Co ciekawe Patruszew oświadczył też, że jednym z kierunków przenikania terrorystów są Bałkany. Ale generalnie, jego zdaniem, państwa regionu, Rosji nie wykluczając z tej listy, muszą w najbliższych miesiącach liczyć się z narastającym zagrożeniem ze strony terrorystycznych organizacji islamistycznych.

Rosyjskie media przypominają, że wydarzenia moskiewskie to nie była pierwsza próba ataku na siedziby FSB w Federacji Rosyjskiej. W kwietniu 2017 roku 17 letni Anton Koniew w Chabarowsku przed lokalną siedzibą służb zastrzelił jednego „czekistę”, drugiego ranił. Zaś 31 października 2018 w Archangielsku, również 17 letni student Michaił Żłobicki próbował zdetonować w miejscowym FSB skonstruowaną przez siebie bombę, która eksplodowała mu w rękach. Zamachowiec zginął, zaś trzej pracownicy FSB zostali ranni. Rośnie też liczba samobójczych ataków najczęściej młodych ludzi, takich jak ubiegłoroczne zajścia w jednej z krymskich szkół, gdzie uczeń zastrzelił 19 osób, ranił ponad 50.

Gdyby potwierdziły się doniesienia na temat moskiewskiego zamachowca, to niewykluczone, że właśnie rodzi się w Rosji terroryzm o podłożu politycznym, jednak nie islamistycznym i nie organizowanym przez przybyszów z muzułmańskich państw Azji Środkowej i północnego Kaukazu. Rosyjskie służby specjalne, po serii wpadek i dekonspiracji ich agentów w wielu państwach europejski są dziś, jak uważa wielu obserwatorów, w przeddzień gruntownych zmian. Mówi się wręcz o czystkach kadrowych. Ich doświadczenie w walce z komórkami islamistycznymi może okazać się niewystarczające aby powstrzymać uciekających się do aktów terroru Rosjan. Tym bardziej, że zagrożenie islamistyczne wcale nie maleje.

Marek Budzisz