Sytuacja na Białorusi dojrzała do rozwiązań politycznych. W sobotę Aleksandr Łukaszenka spotkał się w więzieniu miejscowego KGB z osadzonymi tam przedstawicielami opozycji, w tym Wiktarem Babarykau, swym niedoszłym rywalem. Poinformował o tym kanał Pul Pierwogo, jak powszechnie wiadomo prowadzony przez Natalię Ejsmantt rzeczniczkę prasową białoruskiego prezydenta. Informacja ta stała się, co zrozumiałe, na Białorusi sensacją dnia, tym bardziej, że ujawniono, iż rozmowy trwały 4,5 godziny. Nieco później pojawiła się kolejna sensacyjna informacja. A mianowicie Swietłana Cichanouska poinformowała, że z więzienia zadzwonił do niej mąż Sergiej, z którym nie miała kontaktu od 134 dni. Rządowe kanały telewizyjne zadbały o to, aby o więziennym spotkaniu Łukaszenki dowiedzieli się wszyscy na Białorusi.

Już następnego dnia dwóm aresztowanym uczestnikom rozmowy w więziennej sali, tj. Dmitremu Rabcewiczowi, szefowi firmy komputerowej PandaDoc oraz Jurijowi Woskriesienskiemu, byłemu dyrektorowi w Biełgazprombanku, którym kierował Babarykau, zamieniono areszt na jednemu areszt domowy a drugiemu dozór policyjny, co oznaczało, że mogą opuścić areszt, w którym znajdowali się od kilku tygodni. Oficjalne rządowe środki masowego przekazu poinformowały, że był to „gest dobrej woli” ze strony władz. Warto odnotować, że w spotkaniu z Łukaszenką uczestniczyła jeszcze Lilla Własowa, wchodząca w skład prezydium Komisji rewizyjnej oraz Witalij Szklarow, rosyjski politolog, oskarżany przez władze o to, że był „mózgiem” prorosyjskiego bloku, a właściwie tercetu Babarykau - Cepkało – Cichanouski, którego zadaniem miało być obalenie Łukaszenki. Woskiriesieński, który wchodził też w skład sztabu wyborczego Babarykau powiedział dziennikarzom, że ma zamiar poświęcić się przygotowaniu poprawek do konstytucji oraz sporządzić listę osób, które znajdują się w aresztach, ale „nie są tak niebezpieczne dla państwa jak sądzono” i powinny zostać zwolnione. Deklaracje te świadczą, że w trakcie 4,5 godzinnej rozmowy Łukaszenka – Babarykau w gruncie rzeczy uzgodniono wspólne kroki. Rabcewicz powiedział, że ma zamiar nadal zajmować się biznesem w Parku Zaawansowanych Technologii. Tego rodzaju deklaracja, z punktu widzenia władz też ma swoją wagę, zwłaszcza w obliczu wyników niedawnego sondażu wśród białoruskich form sektora IT, z którego wynikało, że jedynie 16 % z nich nie rozważa przeniesienia aktywności do krajów ościennych.

Adwokaci Maksyma Znaka aresztowanego członka Komisji Koordynacyjnej, który również uczestniczył w sobotnim spotkaniu z Łukaszenką powiedzieli dziś mediom, po wizycie w areszcie, że „nie były to rozmowy a przedstawienie swoich punktów widzenia”, co może oznaczać, że w gronie osób reprezentujących opozycję nie ma jednolitych poglądów na to jak postępować wobec kroków podjętych przez Łukaszenkę. Białoruscy komentatorzy zwracają też uwagę, że w spotkaniu nie uczestniczyła Maria Kolesnikowa, była szefowa sztabu Wiktara Babarykau, która w oczach władz uchodzić może za osobę zbyt radykalnie nastrojoną.

Jeszcze ciekawsze informacje podał dzisiaj powiązany z rosyjską opozycją portal Otkrytyie Media. Wiktor Demodow, jego białoruski korespondent, ujawnia, powołując się na trzy niepowiązane źródła w białoruskim establishmencie, z tego jedno z bliskiego otoczenia Aleksandra Łukaszenki, dlaczego Baćka zdecydował się rozmawiać z opozycją. Według dwóch wersji, które się zresztą nie wykluczają, czynnikiem decydującym miała być presja Moskwy oraz niezadowolenie, z przedłużających się demonstracji bliskiego otoczenia Łukaszenki.

W trakcie rozmów w Soczi z Putinem, Łukaszenka, o czym zresztą już od pewnego czasu mówi się w rosyjskim środowisku politologicznym, miał usłyszeć od rosyjskiego prezydenta, że w ciągu miesiąca musi uspokoić sytuację. Później ten termin został ponoć przedłużony o kolejny miesiąc. Ale mimo jego upływu nie udało się wyciszyć nastrojów, co dodatkowo stresuje Kreml. Co więcej, Swietłana Cichanouska w opinii Moskwy urosła „ponad miarę” i spotykając się z europejskimi liderami staje się, co jest potencjalnie groźne dla opcji rosyjskiej, politykiem mającym uznanie międzynarodowe. A zatem, dotychczasowy kredyt zaufania, którego Moskwa udzieliła białoruskiemu obozowi władzy nie zdał się na nic. Społeczeństwo nadal protestuje i końca demonstracji nie widać, a Cichanouska staje się samodzielnym czynnikiem politycznym. W trakcie wizyty w areszcie KGB Łukaszenka swoim rozmówcom, a warto zwrócić uwagę, że spotkał się z politykami uchodzącymi za prorosyjskich, miał zaproponować polityczny deal. Zostają wypuszczeni z więzienia i wchodzą w skład ciał przygotowujących konstytucję, w konsekwencji uczestniczą w wyborach parlamentarnych, które mają zostać ogłoszone po jej przyjęciu, a w zamian wzywają społeczeństwo do uspokojenia, robotników zaś do rezygnacji ze strajków włoskich pogrążających osłabioną gospodarkę.

Demodow powołuje się na nieujawnionego z nazwiska pułkownika białoruskiego KGB zbliżonego do Rady Bezpieczeństwa, który miał mu powiedzieć, że w ostatnich dniach niesłychanie wzrosła presja wywierana przez Moskwę na Mińsk aby przyspieszyć tego rodzaju rozwiązanie. W gruncie rzeczy, można nawet mówić o czymś w rodzaju ultimatum, bo właśnie trwają rozmowy między Rosją a Białorusią w sprawie cen za gaz, ropę naftową oraz warunki uruchomienie zapowiedzianych kredytów. Bez uspokojenia sytuacji, zdaniem rozmówcy dziennikarza, Moskwa zagroziła wstrzymanie tego rodzaju wsparcia. Warunki Rosji mają być dość przejrzyste – Łukaszenka ma szybko uspokoić „ulicę” bez przelewania krwi, zbudować przekonanie, że nowa konstytucja będzie dyskutowana i przyjęta w demokratyczny sposób a w ciągu roku ma ją przyjąć i przeprowadzić wybory. W świetle tej interpretacji Moskwa chciałaby aby Łukaszenka odszedł, ale nie może dopuścić iżby stało się to pod wpływem demonstracji. Z tego też powodu na Kremlu postanowiono zagrać inaczej.

O niesłychanie silnej presji wywieranej przez Moskwę na Mińsk, po to aby ten rozpoczął rozmowy z opozycją informował rosyjskiego dziennikarza również anonimowy rozmówca z administracji rządu.

Z kolei z kręgów zbliżonych do Łukaszenki dotarły inne nowiny. Miał on podlegać silnej presji swego otoczenia. Przedstawiciele resortów siłowych chcieliby takiego rozegrania sytuacji politycznej, które umożliwiłoby im normalne funkcjonowanie również po odejściu Łukaszenki. Aby to osiągnąć musi mieć ono mniej lub bardziej cywilizowany i spokojny charakter, w przeciwnym razie grozi powtórka „scenariusza ukraińskiego” co dla członków establishmentu nie jest wariantem optymistycznym.

Z tą ostatnią informacją koresponduje dzisiejsza wypowiedź Giennadija Kazakiewicza białoruskiego wiceministra spraw wewnętrznych, który powiedział, że protesty uliczne koncentrują się głownie w Mińsku i jego zdaniem radykalizują się. Ostrzegł, że „w razie konieczności” milicja jest gotowa nawet używać ostrej amunicji. Komentarz ten, który został przytoczony w oficjalnym, należącym do MSW kanale na platformie Telegram, świadczy o narastającym zdenerwowaniu władzy i przedstawicieli resortów siłowych, trwającymi protestami. Kazakiewicz najwyraźniej uznał, że większa presja i tego rodzaju pogróżki zastraszą protestujących i spowodują rozładowanie sytuacji.

Sergiej Markow, znany rosyjski polit – technolog zbliżony do Kremla napisał na swoim koncie facebook, że Łukaszenka spotkał się w areszcie KGB ze swoimi dzisiejszymi przeciwnikami politycznymi, którzy w nieodległej przyszłości będą deputowanymi i współtwórcami, a przy tym sojusznikami obecnego obozu władzy, w budowie wielkiego bloku prorosyjskiego. O tym w gruncie rzeczy, zdaniem Markowa, rozmawiano te 4,5 godziny. W jego opinii rzeczywista gra toczy się dziś między siłami orientującymi się na Moskwę a tymi, którzy „wybrali Zachód” a w praktyce Polskę, bo o to jego zdaniem toczy się dziś geostrategiczna rywalizacja. Ci, którzy maszerują pod biało – czerwono – białym sztandarem w gruncie rzeczy chcą, jak uważa Markow, wskrzeszenia I Rzeczpospolitej.

Marek Budzisz