- „Tak! Chrześcijaństwo ma przyszłość i jest wielką nadzieją dla człowieka. Naszym obowiązkiem jest głosić Dobrą Nowinę, która jest wyrazem zadziwienia tajemnicą człowieka odczytywaną w perspektywie Boga. To jest nieustannie nasza misja i powinność” – podkreśla w rozmowie z portalem Fronda.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz, chrystusowiec.

 

Fronda.pl: Chrystus zmartwychwstał. Dwa tysiące lat temu. Co to wydarzenie oznacza dla nas dzisiaj?

Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, TChR: Zmartwychwstanie było, jest i pozostanie fundamentem naszej wiary. To wydarzenie w dziejach świata bez precedensu. Człowiek zawsze zmaga się z problemem śmierci. Ten jeden, jedyny raz, Bóg-Człowiek pokonał śmierć, dając każdemu z nas nadzieję życia wiecznego. To wydarzenie o charakterze kosmicznym, ale jednocześnie tak bardzo osobistym i indywidualnym, bo dotyczy każdego, dosłownie każdego z nas. Każdemu z nas daje szansę.

Zmartwychwstanie Chrystusa jest centralnym wydarzeniem chrześcijaństwa. To ostateczny dowód na to, że Jezus rzeczywiście jest Mesjaszem. Coraz częściej jednak, nawet w kręgach biblistów, podważa się historyczność tego wydarzenia. Ta rzeczywistość pozostaje dla nas osiągalna jedynie na gruncie wiary, czy możemy dociekać prawdy o zmartwychwstaniu również rozumem? 

To oczywiście bardzo szeroki temat. Zmartwychwstanie jako fakt, jako wydarzenie, jest niemożliwe do uchwycenia empirycznego. Ono wykracza poza granice logiki tego świata, wykracza poza porządek natury. Trudno więc, abyśmy rzeczywistość przełamującą porządek natury, chwytali prawami opisującymi ten porządek.

Empiryczne są natomiast spotkania ze Zmartwychwstałym. O nich mówią zapisy Ewangelii, która ukazuje kolejne spotkania apostołów z Jezusem z Nazaretu. Tym Jezusem, który na ich oczach został powieszony na drzewie krzyża i zabity, a potem pokazał się jako żywy. Nie ukazywał się jako zjawa. Pozwalał dotknąć swojego ciała. Zasiadał do uczty, jadł chleb i pił wino. Pokazywał, że jest prawdziwym człowiekiem.

To oczywiście bardzo uproszczony opis problemu. Na to jednak chcę zwrócić uwagę, że w naszych analizach koncentrujemy się właśnie na spotkaniach ze Zmartwychwstałym. Z tych spotkań zrodził się fenomen Kościoła. Patrząc z punktu widzenia czysto psychologicznego i zarazem empirycznego. Mamy do czynienia z sytuacją, kiedy w momencie śmierci założyciela wspólnoty, cała ta wspólnota jest rozproszona i kompletnie rozbita. I nagle okazuje się, że ta wspólnota niesamowicie się rozrasta. Szacuje się, że kilka lat po śmierci Chrystusa była to wspólnota licząca około tysiąca wyznawców, natomiast w 350 roku było ich już 33 miliony. Proszę mi więc podać jakiś fakt empiryczny, który usprawiedliwiałby ten wzrost.

Święta Wielkanocne są czasem nadziei, oczekiwania na nowe. Nowej rzeczywistości z wytęsknieniem wypatrujemy od ponad roku. Kolejne święta musimy jednak przeżywać w cieniu pandemii. Tę „zamkniętą” Wielkanoc możemy rozpatrywać jako jakiś Boży znak, możemy czegoś się dzięki niej nauczyć?

Oczywiście. Nawet najtrudniejsze wydarzenia musimy rozpatrywać jako znaki czasu, które daje nam Bóg. Pandemia uświadamia nam na przykład tęsknotę i głód Eucharystii. To rzeczywistość, która do tej pory może nie była przez nas wystarczająco dostrzegana. Cała dyskusja na temat formy przyjmowania Komunii św., która towarzyszy pandemii - tego czy powinniśmy przyjmować Pana Jezusa na rękę, czy do ust - wprowadziła nas w tematykę świętości Eucharystii, którą do tej pory często banalizowaliśmy. Ponadto pandemia uzdolniła wielu z nas do działań o charakterze charytatywnym, działań związanych z chrześcijańską cnotą caritas, cnotą miłości braterskiej. To kolejny pozytywny wymiar pandemii. Można zastanawiać się nad szeregiem tego typu spraw wywołanych pandemią. Nie zmienia to oczywiście faktu, że wszyscy żyjemy nadzieją pokonania tego trudnego czasu.

Nadziei potrzebuje również targany kolejnymi kryzysami Kościół. Coroczna Pascha ma być dla Kościoła odnowieniem. Jakiego odnowienia potrzebuje on dziś? Niektórzy przekonują, że konieczna jest odnowa strukturalna. Inni wskazują na potrzebę odnowy duchowej. Gdzie Ksiądz Profesor widzi obecnie nadzieję dla Kościoła?

Kiedy przeżywałem w tym roku Wielki Czwartek, zastanawiałem się nad tym, że w opisie Ewangelii podanej na ten dzień Chrystus Pan, jako Bóg, klęka przed apostołami. Upada do ludzkich nóg. Klęka przed Judaszem, który Go zdradzi. Klęka przed Piotrem, który się Go zaprze. Klęka przed pozostałymi, którzy w czasie próby Go opuszczą. Później jednak z wieczernika wyjdą apostołowie, którzy ogłoszą Ewangelię całemu światu.

Dla mnie jest to niezbywalny dowód na to, że źródłem siły Kościoła jest sam Chrystus, a nie ludzie. Nawet pomimo ludzkich słabości, jeśli człowiek wróci do Chrystusa, co stało się w przypadku jedenastu z wieczernika, zyskują oni odwagę. Ten, który odłączył się od Chrystusa całkowicie, skazał się na samounicestwienie. To bardzo ważna wskazówka dla nas dziś. Musimy pamiętać, że źródłem siły Kościoła jest Chrystus. Wszelka reforma mogąca dokonać się w Kościele polega bezwzględnie na przylgnięciu do Chrystusa. Wszystkie pozostałe kwestie są sprawami wtórnymi. Nie chcę oczywiście przekreślać potrzeb reform strukturalnych, ale chcę zwrócić uwagę, że źródłem każdej autentycznej reformy Kościoła jest Chrystus i Eucharystia.

Radość tych jedenastu po Zmartwychwstaniu była jednak w jakiś sposób przełamana strachem, bo głoszenie tej radości, głoszenie Ewangelii, oznaczało narażenie się na niechęć i prześladowania. Dziś, również w Polsce, wielu katolików staje przed podobnym problemem. Niechęć wobec chrześcijan narasta. Czy wezwanie Chrystusa do czynienia uczniów pozostaje aktualne? Forsuje się tezę, że wiara jest osobistą sprawą, że nie należy o niej mówić w przestrzeni publicznej, nie należy się z nią „obnosić”.

U schyłku drugiego tysiąclecia, pod koniec lat 90., papież Jan Paweł II w encyklice Redemptoris Missio pisał, że spoglądając na minione dwa tysiące lat chrześcijaństwa i wchodząc w nowe tysiąclecie, możemy powiedzieć, iż misja Kościoła dopiero się rozpoczyna. Dosłownie tak rozpoczął tę encyklikę. To bardzo czytelna odpowiedź i czytelny znak tego, co powinniśmy dziś robić. To recepta na chrześcijaństwo przyszłości. Myślę, że w Pana pytaniu zawiera się też pytanie o to, czy chrześcijaństwo ma przyszłość. Tak! Chrześcijaństwo ma przyszłość i jest wielką nadzieją dla człowieka. Naszym obowiązkiem jest głosić Dobrą Nowinę, która jest wyrazem zadziwienia tajemnicą człowieka odczytywaną w perspektywie Boga. To jest nieustannie nasza misja i powinność.

 

Rozmawiał Karol Kubicki