Eryk Łażewski, Fronda.pl: Już od początku kadencji Zjednoczona Prawica – z powodu reform sądownictwa – jest w konflikcie z częścią środowiska sędziowskiego. Czy to jest większość tego środowiska, czy mniejszość?

Arkadiusz Czartoryski, poseł PiS: Zjednoczona Prawica nie wkroczyła na drogę konfliktu ze środowiskiem sędziowskim. Zjednoczona Prawica przystąpiła do reform wymiaru sprawiedliwości, korzystając z demokratycznego mandatu. Przede wszystkim jednak, odpowiadając na autentyczne i realne poczucie Polaków, że trzeba zreformować wymiar sprawiedliwości. I jestem przekonany, że przeciwko tej reformie jest zdecydowana mniejszość sędziów, dosłownie kilkuprocentowa. Widzimy to po protestach: naprawdę garstki osób w nich uczestniczą. Najlepszym dowodem na to, jest wczorajsze procedowanie ustawy, kiedy pod Sejmem protestowało kilkanaście osób. Jak porównamy to do innych protestów, które dzieją się w Europie, czy kiedyś się działy w Polsce, gdzie dziesiątki tysięcy ludzi protestowało, to jest to po prostu znikoma grupa. Wydaje się więc, że duża część społeczeństwa akceptuje zmiany. Zwłaszcza środowiska sędziów mają poczucie, że trzeba coś zreformować, że nie mogą sprawy ciągnąć się latami, że nie mogą zapadać takie dziwne wyroki, o jakich nieraz słyszymy. A sędziowie, którzy występują na wiecach, to dosłownie jedno, czy dwuprocentowa mniejszość. Bo te nazwiska są nam znane. Wielokrotnie na różnych wiecach politycznych występują ciągle ci sami sędziowie: sędzia Juszczyszyn, sędzia Tuleya, także sędzina Gersdorf.

A czy nie jest też tak, że sędziowie powinni się mocniej dokształcać? Są na przykład skargi na sędziów w sądach gospodarczych, że oni po prostu nie znają współczesnej gospodarki i nie umieją wydawać dobrych wyroków.

Bez wątpienia. Bo to są rzeczy trudne. Bardzo często zmieniające się. Zwłaszcza z powodu przepisów, które przychodzą do nas z Europy Zachodniej. Te ciągle nowe regulacje, to ciągłe wyzwanie również dla parlamentarzystów. Pracowałem swojego czasu w Komisji do spraw Unii Europejskiej i ilość przepisów, która wpływała z Unii Europejskiej, grubaśnych dokumentów, była ogromna. Bez wątpienia, trzeba cały czas być na bieżąco.

Czy zatem nie powinno być wprowadzone przymusowe dokształcanie sędziów, zwłaszcza w sprawach gospodarczych?

Bez wątpienia, wiedza powinna być cały czas odświeżana. Zwłaszcza wiedza z obszarów gospodarczych. Powinno to być rozwiązane instytucjonalnie, systemowo, czyli poprzez system szkoleń. I to nie na zasadzie, że ktoś sobie chce, albo nie chce pójść.

Wiemy, że gdzieś około jednej dziesiątej wszystkich sędziów zostało mianowanych przez komunistyczną Radę Państwa. Czy to ma wpływ na przebieg tych protestów?

Bez wątpienia ma wpływ. Jednak to już jest długa i ciągnąca się historia, w której są tysiące wyroków wydanych przez tych sędziów. Nie możemy tego podważyć. Bo wtedy doprowadzilibyśmy w Polsce do absolutnego chaosu.

Dodam, że praca wspomnianych sędziów nie spotyka się z jakąś krytyką; nikt nie mówi, że oni nie powinni orzekać, że nie powinni wykonywać swojego zawodu. Natomiast z drugiej strony, jeżeli mamy do czynienia z sędziami powołanymi przez – demokratycznie przecież wybranego – prezydenta Andrzeja Dudę, to tutaj są najróżniejsze opinie: że wyroki wydawane przez tych sędziów nie powinny być wydawane, że powinni się oni wstrzymać od orzekania. To jest horrendalny absurd. To jest po prostu kpina, na którą nie możemy się zgodzić. Bo to by oznaczało, że instytucje demokratycznego państwa prawa po prostu nie funkcjonują.

Tu Pan wyprzedził moje następne pytanie. Część sędziów bowiem, zaprzecza kompetencjom innych sędziów. Twierdzi, że oni nie mają prawa orzekać. Do czego to może doprowadzić?

Bez wątpienia, ludzie sądzeni nie mieliby przekonania, co do tego, czy wyrok w ich sprawie będzie respektowany, czy nie będzie respektowany. To jest sytuacja, do której nie możemy dopuścić. Nastąpiłby wtedy gigantyczny chaos. Na to nie można się zgodzić.

W reakcji na to Zjednoczona Prawica wprowadziła ustawę „dyscyplinującą” środowisko sędziowskie. Jak Pan ocenia tę ustawę?

Uważam, że może dzięki tej ustawie niektórzy sędziowie będą więcej czasu poświęcali na przebywanie w miejscu pracy, a nie na wiecach politycznych. Nie będą też spędzać czasu, nagrywając różnego rodzaju filmiki polityczne, ewentualnie publikując teksty krytyczne pod adresem władzy. Zamiast tego, zajmą się orzekaniem. Miejmy więc nadzieję, że nastąpi dzięki temu jakieś opamiętanie. Muszą być jakieś instytucje typu - na przykład - Izba Dyscyplinarna, które zwracają uwagę na błędy. Żaden organizm nie funkcjonuje bez przepisów dyscyplinujących.

Przy pracach nad tą ustawą przyjęto i wprowadzono do niej 22 poprawki. Wygląda na to, że łagodzą one wydźwięk ustawy. Dlaczego ustawa została złagodzona?

Nie wiem, czy to akurat dobre słowo. Taka jest natura pracy w parlamencie, że są wprowadzane poprawki. To samo pytanie można odwrócić: dlaczego odrzucono kilkaset innych poprawek, które były zgłaszane na komisjach? Kilkaset odrzucono, część przyjęto. Jest taka praktyka, że jeżeli ustawa wchodzi pod obrady Sejmu, to ona jest poddawana pracy komisji sejmowych i całego Parlamentu. Nie jest to więc nadzwyczajna sytuacja, że zostały przyjęte poprawki.

Rzeczywiście padło takie stwierdzenie, że one mogą łagodzić ostrość obostrzeń dyscyplinarnych dla sędziów. Nie wiem. Nie pracowałem na tyle nad tą ustawą, żeby to ocenić. Na pewno poprawki nieco zmieniły pierwotny dokument. Ale zawsze, przy każdej ustawie, w Sejmie jest tak, że parlamentarzyści mają prawo do zrobienia poprawek i to jest coś naturalnego.

Mówiłem o „łagodzeniu” ustawy poprawkami, gdyż taki jest ich odbiór społeczny.

Być może. Być może, niektórzy politycy tak to oceniają. Wiem, że w społeczeństwie można znaleźć duża grupę Polaków bardzo rozgoryczonych tym, że nie mogli znaleźć sprawiedliwości w sądach, że ich sprawy toczą się dziesiątkami lat. Oni mają poczucie, że ten obszar państwa polskiego nie funkcjonuje i może by chcieli, żeby przepisy weszły zdecydowanie ostrzej. Ale musimy się liczyć z opinią wszystkich stron społeczeństwa.

Są głosy, że po wyborach prezydenckich wygranych przez Andrzeja Dudę, PiS wprowadzi dużą ustawę reformującą ustrój sądów. Czy – według Pana informacji – tak się stanie?

Moim zdaniem, należy dalej reformować wymiar sprawiedliwości i sądy. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. To jest obszar, który powinien być znacznie skuteczniejszy: należy przyspieszyć najróżniejsze procedury, znacznie szybciej powinny zapadać wyroki. Nie wiem jakie będą decyzje Pana Prezydenta lub władz Klubu, ale reformy należy wprowadzać, nie tracąc przy tym – oczywiście - z pola widzenia celu głównego: faktu, że to wszystko powinno być związane z pewnym poczuciem sprawiedliwości społecznej. Chodzi przecież o to, aby Polacy byli przekonani do zmian.

I czy właśnie „duża” ustawa nie jest potrzebna po to, żeby wprowadzić te reformy? Takie jest oczekiwanie wyborców.

Moim zdaniem jest potrzebna. Zresztą chyba przytłaczająca większość społeczeństwa popiera zmiany. Bo widać to i po sondażach, i po bardzo mizernych protestach: osoby, które uważają, że przyjęto złe przepisy, to przecież garstka. To świadczy o fakcie, że zdecydowana większość Polaków chce naprawy wymiaru sprawiedliwości w Polsce.

A czy dzięki tej ustawie można będzie po prostu wymienić sędziów?

Takiego pojęcia jak „wymiana” nie ma. Sędziowie powołani, pracują zgodnie prawem i są nie odwoływalni.

Mówiłem o „wymianie” sędziów, gdyż jest takie oczekiwanie społeczne, aby po prostu odesłać ich na emerytury, w stan spoczynku i żeby pojawili się nowi sędziowie, którzy będą sądzić uczciwie.

Jesteśmy – niestety - po trzydziestu latach od upadku PRL.

Kolejne pytanie: organy Unii Europejskiej ciągle ingerują w polskie sprawy, w próby reformy wymiaru sprawiedliwości. Czy to nie jest jakiś argument za Polexitem, o którym zresztą cały czas mówi opozycja?

Absolutnie nie! Bo my jesteśmy w centrum cywilizacji europejskiej. To Polska dzisiaj broni Europy. To inne kraje z niej wychodzą, a nie my. My bronimy cywilizacji europejskiej. Tu jest jądro tej kultury, która wywodzi się z prawa rzymskiego i chrześcijaństwa. I gadanie o Polexicie to są absolutne bzdury. Natomiast, niestety, przy okazji widzimy w mediach, jak poruszenie w Europie Zachodniej jest wywoływane przez ludzi, którzy jeżdżą tam na skargi.

Jestem z wykształcenia historykiem i – niestety- przypominają mi się te wszystkie karty historii dotyczące XVIII wieku, kiedy to politycy polscy - niezadowoleni z rozstrzygnięć, które zapadały w Polsce, za wolą Polaków - jeździli gdzie tylko popadnie i skarżyli na to, że w Polsce nie ma demokracji. Dosłownie, padały te same tezy, które dzisiaj słyszę z ust niektórych polityków opozycji jeżdżących do Brukseli, Berlina, czy Paryża, po to, aby się skarżyć. To dosłownie tak, jakbym miał jakieś deja vu: już to gdzieś kiedyś słyszałem. Wystarczy sięgnąć do kart historii Polski. Zawsze dla Polski takie skarżenie źle się kończyło.

Natomiast, jak pojedziemy do takich państw, jak na przykład Francja, to widzimy, co się dzieje: bitwy uliczne, płonące całe ulice i samochody. Tam opozycja jest naprawdę w sytuacji niezwykle trudnej. Bo po prostu, jak prezydent Macron wprowadza jakikolwiek przepis, to od razu wysyła potężne ilości wojska, policji na ulice i dopiero następuje pałowanie, a opór społeczny jest łamany brutalną siłą. Porównywanie Polski więc, gdzie protestuje kilkanaście osób (śmiech) w sposób pokojowy, nic im się nie dzieje, nikt ich w żaden sposób – nawet kwiatkiem – nie dotknie, z tym, co się dzieje w Europie Zachodniej, to jest horrendalna, nieprawdopodobna głupota ze strony opozycji. Po prostu curiosum! I ci politycy opozycji twierdzą, że u nas jest koniec demokracji, że trzeba się skarżyć w Brukseli. To jest zupełnie chore! Każdy człowiek myślący odrobinę logicznie - jak zerknie do Internetu, czy zobaczy w telewizorze to, co się dzieje w Europie Zachodniej i to, co dzieje się u nas - zada sobie pytanie: co trzeba mieć w głowie, żeby - jak robi to Biedroń, Tusk, czy inni polityce opozycji - jechać do krajów Europy Zachodniej i robić wrzask, że u nas jest koniec demokracji, że u nas kogoś się bije, prześladuje.

Wiemy, że sądy cały czas nie funkcjonują za dobrze. Ale czy funkcjonuje dobrze prokuratura? Pojawiają się przecież od czasu do czasu informacje, że prokuratorzy umarzają śledztwa, które – wydaje się – powinny dalej się toczyć.

No właśnie. To jest dobre pytanie. Pytanie, które powinno być skierowane do Prokuratora Generalnego. Jest bardzo różnie. Zawsze przykład negatywny jest bardzo głośny. Natomiast przykłady dziesiątek, setek i tysięcy spraw prowadzonych codziennie, nie są nagłaśniane. Bardzo trudno mi jest ocenić, czy przykłady negatywne to są wyjątki, czy chodzi już o jakieś wady, które by powodowały, że powinniśmy się podjąć jeszcze głębszej reformy Prokuratury. Nie mam pojęcia. Szczerze powiedziawszy, sam jestem ciekawy, jak na ten temat wypowiedzieliby się eksperci.