"A po nocy przychodzi dzień"

Ten refren jednej z najsłynniejszych piosenek Budki Suflera wydaje mi się najbardziej trafny na nadchodzące Święta Zmartwychwstania. Mieliśmy nadzieję, że Boże Narodzenie 2020 będzie ostatnim świątecznym czasem, który obchodzimy zamknięci w domach, oglądając Msze święte na ekranach telewizorów albo komputerów, a tylko szczęśliwcy choć raz załapali się na osobistą obecność w kościele. Nie zdążyliśmy zdusić bestii, która przyszła z komunistycznych Chin. Jej koniec jest naprawdę bliski, ale konając, wydaje z siebie jad najgorszy, atakując naszych bliskich i przyjaciół. Niemal na całym świecie jest podobnie. Wprawdzie kraje anglosaskie i Izrael robią większe postępy w jej dławieniu niż Europa kontynentalna, lecz nawet tam sytuacja jest daleka od normy. Pisałem kilka miesięcy temu w „Nowym Państwie”, że wirus, który jest najprostszym możliwym organizmem, pomnożony przez miliardy miliardów istnień, staje się inteligentny i sprytny jak najbardziej przebiegły wróg. Tak jak rój pszczół jest tysiące razy inteligentniejszy niż jeden osobnik, tak chmura wirusów nabiera nagle sprawności przekraczającej nie tylko istnienie czegoś bardziej prymitywnego niż komórka, lecz nawet takiej sprawności jak ludzki mózg. Pytanie, o co w tym wszystkim chodzi? Tego ani wirus, ani jego skupisko nie wie. Żadne stworzenie na tej planecie poza człowiekiem nie ma świadomości, więc nie można zarzucić mu intencjonalności. Funkcjonuje w granicach stworzonych przez nas i resztę natury. Działa nawet bez planu, choć wygląda to tak, jakby jakieś zamiary istniały.

Pytanie, czy wirus pojawił się przy świadomym udziale człowieka, czy tylko w wyniku rażących błędów – jest dzisiaj zagadnieniem mocno politycznym, od którego wręcz może zależeć wiele zdarzeń międzynarodowych. Na tę kwestię nie odpowiemy.

Wiadomo jednak, że w pewnym momencie to ludzie stworzyli wirusowi warunki do działania, ludzie go zlekceważyli i wypuścili na cały świat, to ludzkość zaniedbała badania medyczne i produkcję leków, w wyniku czego tak długo czekamy na szczepienia, to ludzie lekceważą podstawowe normy bezpieczeństwa, które prowadzą do masowych zakażeń.

Ten wirus, obojętnie jak jest podstępny, korzysta z naszych błędów i zaniedbań, a czasem wręcz ze złej woli. Testuje bezwzględnie słabe strony ludzi.

Pandemia przyniosła miliony ofiar, ruinę światowej gospodarki. Wiele krajów cofnęło się nawet o dekadę. Jeśli tego wszystkiego nie przemyślimy, następna może być jeszcze gorsza. Dostaliśmy szansę, by coś w sobie zmienić, by pomyśleć, jak solidarnie i skutecznie zatrzymywać takie kataklizmy.

Ta epidemia, choć trudno sobie to dzisiaj wyobrazić, za chwilę się skończy. Jeżeli z nami zostanie, to tylko z naszej winy. Bo w zaszczepionej populacji nawet jeżeli się pojawi, nie będzie się mogła rozwijać.

Poniesione ofiary nie zostaną zmarnowane, gdy coś w sobie, w nas, w naszych narodach i na całym świecie zmienimy. Takie właśnie przesłanie niesie Zmartwychwstanie Chrystusa. Ofiara ma głęboki sens, gdy zmienia ludzi. Chrystus mógł nas odkupić, jak zechciał. Wybrał drogę krwawej ofiary, bo tylko to do nas przemawia. To my potrzebowaliśmy takiej formy odkupienia. Ale przez to mamy też większe zobowiązania.

Mamy też zobowiązanie wobec tych, którzy umarli w czasie epidemii, zobowiązanie, by wyciągnąć z tej tragedii naukę dla przyszłych pokoleń. I chyba tylko to potrafię Państwu powiedzieć w Wielkim Tygodniu. Po tej nocy musi nadejść dzień...

Tomasz Sakiewicz

Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta polska" nr. 14; data: 31.03.2021.