Na zachód od Korytarza Suwalskiego leży obwód kaliningradzki, rosyjska eksklawa nad Bałtykiem, gdzie stacjonuje ponad 15 tys. żołnierzy uzbrojonych w ciężką artylerię, pociski balistyczne dalekiego zasięgu i przeciwlotnicze. NATO dysponuje taką siłą wojskową i mobilnością, że rosyjska operacja podobna do zajęcia Krymu, gdzie była oparta na szybkości, podstępie i chaosie politycznym, w Korytarzu Suwalskim będzie mniej prawdopodobna. Optymistyczny wniosek jest taki, że wzmocnienie obrony Korytarza i Morza Bałtyckiego może jeszcze bardziej zmniejszyć prawdopodobieństwo mało realnej, ale potencjalnie wyniszczającej wojny między Rosją a NATO – pisze Sébastien Roblin w serwisie internetowym amerykańskiego think tanku The National Interest.

Od 2014 roku stratedzy Sojuszu Północnoatlantyckiego skupiają swoją uwagę głównie na pasie terenu wzdłuż granicy polsko-litewskiej długości ok. 100 km (66 km w linii prostej), zwanym w terminologii NATO Korytarzem Suwalskim lub Przesmykiem Suwalskim.

Na zachód od Korytarza znajduje się rosyjska eksklawa Kaliningrad. Na wschód – autorytarne państwo Białoruś, nominalnie sprzymierzone z Rosją, mimo narastających napięć między jej wieloletnim dyktatorem Aleksandrem Łukaszenką a Moskwą. Wojska rosyjskie już stacjonują na Białorusi i stamtąd mogą przejść do Kaliningradu. Jednak współpraca Białorusi i Rosji w konflikcie z NATO nie jest gwarantowana.

Korytarz Suwalski przecinają dwie autostrady i jedna linia kolejowa. To jedyne połączenie lądowe, przez które wojska Sojuszu mogłyby wzmocnić nadbałtyckie państwa członkowskie w przypadku konfliktu z Rosją. To naturalnie wąskie przejście Rosja może zaatakować z kilku kierunków w celu przecięcia kolumn natowskich próbujących iść państwom bałtyckim z pomocą.

DYLEMAT BAŁTYCKI

Związek Sowiecki zajął państwa bałtyckie, czyli Estonię, Łotwę i Litwę, w momencie wybuchu II wojny światowej, obalając ich rządy i deportując ponad 130 tys. niepewnych politycznie obywateli, w tym prezydentów Estonii i Łotwy, którzy zginęli w obozach jenieckich na Syberii.

Państwa bałtyckie odzyskały niepodległość we wrześniu 1991 roku i dziś znajdują się pod wspólnym parasolem obronnym NATO. Jednak Sojusz nadal przestrzega podpisanego w 1997 roku z Rosją Aktu Stanowiącego o Wzajemnych Stosunkach, Współpracy i Bezpieczeństwie, w którym obiecał zrezygnować ze stałego rozmieszczania znaczących sił międzynarodowych w Europie Wschodniej.

Tymczasem od pewnego czasu Rosja zwiększyła presję na kraje bałtyckie. Nie ucieka się co prawda do oskarżania wszystkich trzech krajów o dyskryminację rosyjskiej mniejszości, którą to retorykę wykorzystała, by uzasadnić inwazję na Ukrainę i Gruzję. Zamiast tego agenci Moskwy prowadzą cyberataki na rządy państw bałtyckich [od 2007 roku], wzniecili zamieszki w krajach bałtyckich [Tallin, wiosna 2007 roku], porwali estońskiego oficera wywiadu na estońskiej ziemi [wrzesień 2014 roku] i zostali wydaleni za szpiegostwo [kwiecień 2021]. Zachodni Okręg Wojskowy Rosji wielokrotnie przeprowadzał zakrojone na szeroką skalę ćwiczenia symulujące inwazję na kraje bałtyckie i uderzenie na sąsiednią Polskę – manewry, które można wykorzystać do zamaskowania rzeczywistego ataku.

Rosyjska inwazja na kraje bałtyckie pozostaje mało prawdopodobna, lecz działania Moskwy pokazują, że może się wydarzyć.

Populacja krajów bałtyckich wynosi łącznie niewiele ponad 6 mln osób. Nie są one w stanie samodzielnie powstrzymać rosyjskiej agresji. Żaden z nich nie ma czołgów ani myśliwców odrzutowych. Ich armie są wyposażone jedynie w pociski przeciwpancerne Javelin w nadziei, że będą mogły zatrzymać najeźdźców przez kilka dni.

Wynik rosyjskiej inwazji będzie uzależniony od szybkiego zajęcia krajów bałtyckich, w czasie krótszym niż sto godzin, i stworzenia faktu dokonanego, zanim NATO będzie w stanie skutecznie zareagować. W 2016 roku podczas gier wojennych think tanku RAND odkryto, że wojska rosyjskie mogą zdobyć stolice Estonii i Łotwy w czasie od 36 do 60 godzin, choć badanie mogło opierać się na dyskusyjnych założeniach.

Jednocześnie rosyjska cyberpropaganda i kampanie dezinformacyjne będą działały na rzecz skierowania międzynarodowej opinii publicznej przeciwko „rozpoczęciu” przez NATO wojny w celu przeciwdziałania „humanitarnej interwencji” Rosji. Moskwa postawi na to, że kraje Europy Zachodniej nie będą chciały ryzykować wojny nuklearnej, by wyzwolić już podbite państwa bałtyckie.

BEZPOŚREDNIA OBECNOŚĆ NATO

W 2016 roku NATO zdecydowało o wysłaniu do Polski i państw bałtyckich czterech wielonarodowych batalionowych grup bojowych mających stacjonować tam w systemie rotacyjnym.

Oto krótkie zestawienie większych jednostek Enhanced Forward Presence [(eFP), pol. wzmocnionej Wysuniętej Obecności (NATO)] według stanu na kwiecień 2019 roku:

W Tapie w Estonii znajduje się brytyjski batalion piechoty zmotoryzowanej posiadający wozy bojowe piechoty Warrior i główne czołgi bojowe Challenger 2, wzmacniane przez belgijskie i duńskie kompanie zmechanizowane.

W Ādaži na Łotwie kanadyjski batalion zmechanizowany jest wspierany przez kompanię, która składa się z polskich czołgów PT-91 oraz włoskiej, słowackiej i hiszpańskiej piechoty zmotoryzowanej.

W Rukłem na Litwie litewska Brygada Zmechanizowana „Żelazny Wilk” jest wzmacniana batalionem niemieckim z bojowymi wozami piechoty Marder, czołgami Leopard 2A6 i samobieżnymi haubicami PzH 2000. Jednostka ta dodatkowo wspomagana jest przez kompanie piechoty zmotoryzowanej z Czech, Holandii i Norwegii.

Do Orzysza niedaleko Ełku w Polsce Waszyngton wysłał eskadrę wielkości batalionu 278. Pułku Kawalerii Pancernej Gwardii Narodowej Tennessee, wyposażoną w czołgi M1 Abrams i pojazdy rozpoznawcze M3 Bradley. 278. jest we współpracy z polską 15. Brygadą Zmechanizowaną (czołgi T-72M1 i wozy bojowe BWP-1), a także z brytyjską lekką kompanią rozpoznawczą i baterią chorwackiej artylerii samobieżnej Vulkan i artylerii rumuńskiej.

Albania, Islandia, Luksemburg i Czarnogóra zapewniają dodatkowe mniejsze kontyngenty

(Uwaga: kompania liczy zwykle od stu do dwustu osób i od dziesięciu do dwudziestu transporterów opancerzonych. Batalion składa się z co najmniej trzech zaawansowanych kompanii i dodatkowych jednostek wsparcia).

Kilka wzmocnionych batalionów, bez względu na ich zdolności bojowe, nie powstrzyma inwazji, w którą mogłyby być zaangażowane dziesiątki batalionowych grup taktycznych. Na przykład Zachodni Okręg Wojskowy Rosji liczy ponad 300 tys. osób, a gra wojenna RAND przewidywała, że Rosja rozmieści 450 czołgów.

Ale bataliony działają jak „tripwires” (koncepcja „tripwire”, czyli drutu rozpiętego nisko nad ziemią, którego nadepnięcie lub dotknięcie odpala minę), włączając do gry NATO. Jeżeli Rosja chciałaby zaatakować kraje bałtyckie, teoretycznie będzie musiała walczyć i zabijać stacjonujących tam żołnierzy Sojuszu, a nie tylko małe siły bałtyckie. Zwiększyłoby to prawdopodobieństwo zdecydowanej kontrofensywy NATO.

Jednak biorąc pod uwagę niewielką liczbę natowskich wojsk, siły rosyjskie mogą próbować omijać tripwires i skoncentrować się na zabezpieczeniu okolicznych terenów.

KONWENCJONALNE ODSTRASZANIE W KRAJACH BAŁTYCKICH

Koncepcja tripwire działa tylko wtedy, gdy NATO może szybko kontratakować 40-tysięcznymi siłami reagowania. Oznacza to konieczność przekroczenia Korytarza Suwalskiego, gdyż bałtycka przestrzeń powietrzna i szlaki morskie zostaną zablokowane przez rosyjskie rakiety.

Rosyjskie siły lądowe mogłyby nie tylko ruszyć z Kaliningradu i ewentualnie z Białorusi, by zablokować Korytarz, ale także użyć pocisków dalekiego zasięgu i pocisków balistycznych Iskander do uderzenia na bazy NATO i kolumny wzmacniające, co mogłoby skutkować ciężkimi stratami i poważnymi opóźnieniami. Użycie broni dalekiego zasięgu pozwoliłoby Moskwie zaprzeczyć, że to jej siły dokonują inwazji na inny kraj, i jednocześnie podniosłoby ryzyko polityczne zachodnich kontrataków. Rosja wykorzystała już transgraniczne ostrzały artyleryjskie, kiedy zaatakowała wschodnią część Ukrainy w roku 2014.

Oczywiście, Rosja zdecydowałaby się na inwazję na kraje bałtyckie tylko wtedy, gdyby dostrzegła brak wiarygodnych zdolności i determinacji w NATO. Dlatego raport Centrum Analiz Polityki Europejskiej z 2018 roku przekonuje, że najlepszą metodą obrony państw bałtyckich jest uwiarygodnienie odstraszającej obecności Sojuszu [tytuł: „Securing The Suwałki Corridor: Strategy, Statecraft, Deterrence, and Defense.” (pol. „Zabezpieczanie Korytarza Suwalskiego: Strategia, Dypomacja, Odstraszanie i Obrona”)].

Autor raportu, gen. broni Ben Hodges argumentuje, że bardziej statyczna strategia obrony w głąb nie pasuje do konfliktu, w którym oddziały NATO mogą zacząć działać z dala od miejsca zdarzenia.

Zamiast tego siły NATO muszą stać się bardziej mobilne, aby przeciwnik nie mógł ich po prostu ominąć. Na przykład, batalion obrony powietrznej krótkiego zasięgu wyposażony w zestaw przeciwlotniczy Avenger na podwoziu Humvee, uzbrojony w wyrzutnie rakiet Stinger byłby użytecznym „mobilnym sygnalizatorem”. Z kolei dodatkowe jednostki artylerii dalekiego zasięgu mogłyby szybko przeprowadzić ostrzał rosyjskich baterii.

Hodges proponuje również liczne działania mające na celu usprawnienie reakcji NATO, takie jak finansowanie infrastruktury regionalnej, zakup cięższych pojazdów, utworzenie sztabu dywizji oraz usunięcie wąskich gardeł i transgranicznej biurokracji w łańcuchach dowodzenia.

Takie relatywnie opłacalne reformy mogą sprawić, że siły NATO staną się tak sprawne i mobilne, iż rosyjska operacja podobna do zajęcia Krymu, oparta na szybkości, podstępie i chaosie politycznym, w Korytarzu Suwalskim będzie mniej prawdopodobna. Optymistyczny wniosek jest taki, że wzmocnienie obrony Korytarza i Morza Bałtyckiego może jeszcze bardziej zmniejszyć prawdopodobieństwo mało realnej, ale potencjalnie destrukcyjnej wojny między Rosją a NATO.


Sébastien Roblin, Think tank The National Interest, tłum Jagiellonia.org