Zachodnie media zachwycałyby się polską solidarnością, politycy z Niemiec i Francji na swoich twitterowych profilach składaliby nam gratulacje, a „Gazeta Wyborcza” mogłaby się wreszcie przestać wstydzić (przynajmniej na moment) za Polskę i Polaków. Jednym słowem raj. Tyle tylko, że za takimi pochwałami kryłaby się głęboka pogarda dla pożytecznych idiotów, którzy nad interes własnego kraju przedkładają jakąś pseudosolidarność.

I zupełnie świadomie używam tu słowa „pseudosolidarność”. Nie jest bowiem prawdziwą solidarnością powtarzanie błędów innych, by im było przyjemnie, i by ulżyć im w znoszeniu konsekwencji własnych czynów. Żonom alkoholików jasno się mówi, że miłość w ich przypadku polega na tym, by pozwolić mężowi doświadczyć konsekwencji swoich czynów. W relacjach międzynarodowych, jeśli już chcemy okazywać komuś solidarność, trzeba postępować podobnie. Francja osiedlając przez lata na swoich terenach muzułmanów (w pierwszym pokoleniu bardzo pokojowych i pracowitych) doprowadziła do sytuacji, w której po jej terenie mogą szaleć terroryści, którzy zawsze znajdą tam schronienie, broń i wsparcie. Z Belgią czy Holandią, a nawet Niemcami nie jest inaczej. I jeśli przywódcy tych krajów nie są w stanie wyciągnąć z tego wniosków, jeśli nadal, jak Angela Merkel, zapraszają kolejnych imigrantów, to znaczy, że są jak alkoholicy, którym pomóc można tylko uświadamiając im skutki własnych działań. A to oznacza zmierzenie się z nimi, a nie ułatwianie im życia. Jeśli Merkel i Hollande chcą nowych uchodźców niech ich przyjmują, niech nadal wytrwale pracują nad własną zagładą, nie widać jednak powodów, by Polska im w tym pomagała, by ściągała do siebie ludzi, których potomkowie (a coraz częściej oni sami) mogą nam poważnie zagrozić. I nie przekonuje mnie, że tylko procent (a może promil) uchodźców stanie się terrorystami. To o promil czy procent za dużo, szczególnie jeśli można tego uniknąć.

Z punktu widzenia zaś Polski dobrze jest uczyć się na błędach.. I to najlepiej na cudzych. Jakie są skutki polityki multi kulti, przyjmowania islamskich imigrantów to już doskonale widać na ulicach Marsylii, Berlina, Paryża i Londynu. I nie chodzi tylko o zamachy, ale o codzienność, w której coraz częściej zasady dyktują w szkołach muzułmanie, a socjal trafia niemal w całości do nich umacniając ich dzietność i przybliżając moment ostatecznego upadku tych państw. Sukcesów tej polityki nie widać. I już tylko dlatego warto poważnie zastanowić się nad przyjmowaniem imigrantów proponowanych nam przez Unię Europejską. Zapewne ogromna większość z nich to ludzie uciekający przed wojną, a o wiele częściej biedą. To prawda. Ale nikt nie może nas zapewnić, że oni sami w późniejszym okresie czasie nie wrócą oni do radykalnego islamu czy że nie zrobią tego ich dzieci. Przeciwdziałanie jest skuteczniejsze niż leczenie, i dlatego warto zwyczajnie nie wpuszczać do Polski islamskich imigrantów. Jeśli zaś kogoś przyjmować to wyłącznie chrześcijan, którzy są nam bliscy kulturowo i znajdują się w sytuacji nowego, islamskiego holokaustu. To byłaby prawdziwa solidarność, z tymi, którzy solidarności rzeczywiście potrzebują.

Tomasz P. Terlikowski