Szczerze mówiąc mam dość tłumaczenia, że szkoła nie jest własnością ateistów, antyklerykałów czy wolnomyślicieli. Nie jest też własnością państwa. Ona jest publiczna, to znaczy obywatelska. A tak się składa, że w naszym kraju, wciąż większość Polaków deklaruje się jako ludzie wierzący. I większość z nas nadal chce przekazywania tej wiary naszym dzieciom. Nie tylko w domu, ale także w szkole. Czy mamy do tego prawo? Jasne, że tak. Państwo, które chce nas tego pozbawić byłoby totalitarne, a ludzie, którzy się za tym opowiadają, nawet jeśli odwołują się do argumentów finansowych, w istocie nawiązują do bolszewickiego (bo pozbawionego Boga) modelu edukacji.

Naszą odpowiedzią na postulaty zwolenników „świeckiej szkoły” powinna być prosta propozycja. „Jeśli chcecie mieć szkoły bezbożników to je sobie zakładajcie. Ja chciałem,  by moje dzieci odbierały wychowanie w pełni spójne z moimi poglądami, więc wysłałem je do szkół katolickich, a jeśli Wam przeszkadza religia, to zbudujcie sobie – z własnych pieniędzy – szkoły  młodych bezbożników. A jeśli już chcecie zmieniać prawo, to w taki sposób, by zamiast pozbawiać kogoś prawa do religii, dać rodzicom prawo wyboru. Jak to zrobić? Odpowiedź jest bardzo prosta: niech subwencja edukacyjna idzie w całości za dzieckiem do szkoły, którą rodzice wybiorą. Jeśli jest to szkoła katolicka niech pieniądze przeznaczone na jego edukację idą właśnie tam,  a jeśli wy założycie sobie szkoły bezbożników, to niech kasa na wasze dzieci (ile ich macie, drodzy specjaliści od „świeckiej edukacji”?) idzie za nimi. I będzie normalnie”.

Kłopot polega na tym, że oni nie chcą normalności. Nie chcą,  bo wiedzą, że na całym świecie, nawet w ateistycznej Francji, lewicowcy i liberałowie posyłają dzieci do szkół katolickich, które są zwyczajnie lepsze od laickich, które uczą jedynie wolnego myślenia. Nie chcą tego także dlatego, że im wcale nie chodzi o wolność wyboru i o pieniądze, ale o to, by odebrać ciężko wywalczoną wolność nauczania religii naszym dzieciom, i by wrócić do bolszewickich, komunistycznych standardów. I to na zgody być nie może.  

Tomasz P. Terlikowski