Odbudowanie wspólnoty, przerwanie logiki hejtu, wiecznego sporu, niechęci – to cele, które postawił przed sobą Andrzej Duda. Całe jego wystąpienie było tego doskonałym dowodem. Nowy prezydent nikogo nie atakował, z nikim nie polemizował, nie narzucał swojego zdania. Zamiast tego proponował wspólne rozwiązanie problemów, które są: niedojadających dzieci, młodych uciekających z Polski, emigrantów, którzy chcą wrócić do Ojczyzny i Polaków ze wschodu, których przesunięcie granic pozostawiło poza granicami naszego kraju. Nie zabrakło odniesienia do naszej tradycji i symbolicznego przypomnienia, że naród to wspólnota nie tylko obecnie żyjących, ale też naszych poprzedników i tych, którzy przyjdą po nas.

Ale w przemówieniu prezydenta Andrzeja Dudy nie zabrakło również elementu współczującego, socjalnego konserwatyzmu. To dobrze, że nowy prezydent przypomniał o głodnych dzieciach, bowiem to, że wciąż wśród polskich dzieci można spotkać głód jest nie tylko hańbą III RP, jest także naszą osobistą hańbą. Zaangażowanie w wyrównywanie szans, w budowanie Polski dla wszystkich jest ważne i konieczne. Katolik i konserwatysta nie może o tym zapominać. Polski katolicyzm, choćby za sprawą bł. Edmunda Bojanowskiego zawsze walczył o dzieci, o miejsce dla nich, o to, by nie były głodne i dobrze, że polityk prawicy o tym przypomina. Budowanie sprawiedliwszej, ale i miłosiernej Polski wymaga jednak kapitału. I o tym także mówił prezydent wskazując, że wspierać będzie drobny i średni kapitał. Ludzi, którzy ciężko pracują, a są blisko innych i potrafią się dzielić tym, co mają. Sam znam wielu takich wspaniałych ludzi, na ich barkach spoczywa często istnienie wielu wspaniałych dzieł. Oni wspierają innych, dają pracę i zmagają się z nieprzyjaznym systemem. Dobrze, że o nich także była mowa.

<<<KONIECZNIE PRZECZYTAJ! ELEMENTARZ KATOLIKA >>>

Tym, co dawało nadzieję (a nadzieja jest chyba najczęściej powtarzanym dziś słowem) jest jednak niezwykła empatia i otwartość z jaką mówił nowy prezydent. A myślę, że jeśli mamy rzeczywiście odbudować mocną Polskę, jeśli mamy sprawić, by na powrót była ona miejscem, które przyciąga, daje szansę – to właśnie taką drogą empatii, dialogu, otwarcia na innych trzeba iść. Niech „buczki” (z obu stron, tyle, że z jednej to tłum na cmentarzu, z drugiej reprezentanci narodu) zostaną sobie ze swoimi frustracjami, a my zjednoczmy się w modlitwie za nowego prezydenta i za Polskę, i w pracy dla Ojczyzny. Ora et labora powinno się stać naszym nowym wezwaniem. A zatem różańce w dłoń, a gdy opadną emocję do pracy. Dla Polski, dla naszych dzieci, tak aby nasze nadzieje mogły się zrealizować.

Tomasz P. Terlikowski