Zacznijmy od dobrych informacji. Troje lewicowych kandydatów dostało potężnego łupnia. Janusz Palikot i Magdalena Ogórek z marzeniami o zdobyciu serc Polaków (i Polek też) mogą się na razie pożegnać. A Bronisław Komorowski, który ewidentnie postanowił zawalczyć o antykatolicki, przeciwny tradycji i rodzinie elektorat boleśnie przekonał się, że w Polsce nie da się z nim wygrywać wyborów. Dopóki (oby już niebawem były) prezydent zgrywał umiarkowanego konserwatystę mógł liczyć na większość wyborców, gdy jednak włączył się otwarcie w walkę z Kościołem podpisując konwencję przeciw przemocy czy grzmiąc przeciwko rzekomym fundamentalistom przekonał się, że z taką postawą wygrać się nie da. Polacy wprawdzie nie we wszystkim zgadzają się z Kościołem, ale nagonki na niego nie lubią. I dlatego choć Komorowski przejął elektorat lewicy (głosujący na niego z bólem zębów i ściśniętymi pośladkami), to utracił środek. I przegrał.

Pozytywnym, polskim zjawiskiem jest także to, że klasyczna partia protestu, zmiany jest w Polsce ewidentnie skierowana w kierunku patriotycznym i konserwatywnym. Na Zachodzie tego rodzaju partie, także często tworzone przez showmanów czy celebrytów zazwyczaj są skrajnie lewicowe i liberalne, a w Polsce ruch wokół Pawła Kukiza, choć niewątpliwie w pewnych kwestiach daleko mu do katolickiej ortopraksji i ortodoksji, a jego lider niekiedy kokietuje środowiska lewicowe, ma jednak zdecydowanie charakter konserwatywny. Nieprzypadkowo Kukiz odwołuje się w swoich przemówieniach do tradycyjnego patriotyzmu, buduje narracje skupione wokół Republiki i wspólnoty, solidarności i zwyciężenia antypolskich układów. To zatem, co na Zachodzie ma charakter lewacki w Polsce ma swój własny wymiar, może nie wprost prawicowy, ale niewątpliwie z ducha o wiele bardziej konserwatywny, niż gdziekolwiek indziej.

I wreszcie Andrzej Duda, jako umiarkowany, uśmiechnięty konserwatysta pokazał, że prawa strona sceny politycznej nie jest skazana na porażkę, że nie musi być zamknięta w politycznym getcie, i że postulaty także te ewidentnie katolickie (nawet jeśli odrobinę okrojone) można nie tylko przedstawić w przestrzeni publicznej, ale nawet wygrać z nimi (przynajmniej pierwszą) turę wyborów. To ważny znak dający nadzieję konserwatywnej prawicy. Ale musi ona wziąć także pod uwagę, że o wiele bardziej radykalny w formułowaniu katolickich postulatów Grzegorz Braun przegrał z kretesem. Powodem były oczywiście jego ewidentne geopolityczne dziwactwa, ale nie sposób nie dostrzec też (a mówię to bez specjalnego zachwytu), że i konsekwentne (nazywane radykalnymi) poglądy katolickie nie cieszą się wielką sympatią wyborców. One muszą być przekazywane w sposób bardziej miękki, łagodny, uśmiechnięty, a czasem tylko zatrzymujący wiatr zmian, a nie próbujący go odwrócić. Bardziej radykalne zmiany będą możliwe dopiero, gdy ruchy społeczne, NGO-sy, media przygotują opinię publiczną, tak jak obecnie robią to ruchy lewackie. Owszem może to martwić, ale trzeba się cieszyć, że w Polsce nadal siłą jest rodzina i Kościół, i że choć Polacy (jak często w czasie naszej historii) nie są specjalnie radykalni, to trudno ich kupić także na lewackie pomysły ideologiczne.

Co z tego wszystkiego wyniki na najbliższe dwa tygodnie? Odpowiedź jest prosta. Trzeba znieść zmasowany atak mainstreamowych szczujni (by posłużyć się terminem zaczerpniętym od klasyka z „Gazety Wyborczej”),  które obecnie zrobią wszystko, by nie dopuścić do zmiany. Do czego oni są zdolni, to wiadomo, a strona konserwatywna nie może dać się sprowokować. Spokój, uśmiech i dialog muszą być znakami rozpoznawczymi polityków, którzy symbolizować mają zmianę. Niech pieklą i bulgocą tamci, niech prezydent Komorowski opowiada, jak najwięcej o kurach i niech tłumaczy się z zarzutów sformułowanych przez Wojciecha Sumlińskiego. To dotyczy polityków? A my, my zróbmy to, co zaproponował na Twitterze wczoraj jeden z krakowskich duchownych (nie, nie był to ks. Kazimierz Sowa): chwyćmy za różańce i codziennie odmówmy jedną dziesiątkę w intencji Andrzeja Dudy (a drugą dorzućmy za Polskę i jej szansę na zmianę). Ten szturm modlitewny jest teraz naprawdę ważny, by umożliwić prawdziwą zmianę. Bez niego oni wciąż mają szansę, wciąż szansę ma Polska antykatolicka, wroga rodzinie i niechętna wolnościom obywatelskim. Jeśli za dwa tygodnie Andrzej Duda zwycięży będzie to pierwszy krok na drodze odzyskania Polski. Nie dla partii, ale dla Polaków!

Tomasz P. Terlikowski