Wywiad, jakiego Franciszek udzielił francuskim gazetom jest naprawdę interesujący. I to na różnych poziomach. Papież wskazuje w nim na realne zagrożenia, pokazuje, jak z nich wychodzić, a jednocześnie zaskakuje twierdzeniami, których – przynajmniej na pierwszy rzut oka – nie da się łatwo politycznie czy geostrategicznie usprawiedliwić czy zrozumieć. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że z diagnozą tą warto się zapoznać i wejść w papieskie myślenie, które – nawet jeśli z jakimiś jego elementami trudno się pogodzić – ciekawie ustawia debatę nad przyszłością Europy.

Diagnoza Franciszka

Zacznijmy od (nienowej) diagnozy papieża. Franciszek stwierdza mianowicie, że… Europa umiera na własne życzenie. Wyrzeczenie się chrześcijańskich korzeni, odrzucenie historycznej roli religii i duchowości. skazuje ją na porażkę. - Jeżeli Europa chce się odmłodzić musi na nowo odnaleźć swoje kulturowe korzenie – podkreślał Franciszek we wspomnianym wywiadzie. - Zapominając o tych korzeniach Europa osłabia się. To stąd bierze się ryzyko, że stanie się pustym miejscem – dodał.

Ta ideowa i duchowa (a także nie ma co ukrywać pogłębiająca się zapaść demograficzna) przyciąga przedstawicieli cywilizacji i religii, które zachowały wolę życia. - Możemy mówić dziś o arabskiej inwazji. To fakt społeczny – uzupełniał w wywiadzie dla francuskiego magazynu „La Vie” Ojciec święty. Tyle, że to proste zdanie nie skłania Franciszka do obaw, ale budzi w nim, do pewnego stopnia, nadzieje. - Ile inwazji Europa przeżyła w ciągu swych dziejów! Zawsze potrafiła zapanować nad sobą, iść naprzód, by stać się jakby bardziej poszerzoną dzięki wymianie międzykulturowej - mówił papież.A taką jego opinię wzmacniał jeszcze dyrektor „La Vie” Jean-Pierre Denis przestrzegł przed wyrwaniem słów o „inwazji arabskiej” z kontekstu. Wyjaśnił, że papież nie wzywał do „zderzenia cywilizacji”, gdyż dla niego sposobem relacji z islamem jest dialog.

Jak się kończy dialog z islamem

I tu dochodzimy do pierwszego dyskusyjnego elementu wywiadu papieskiego. Otóż dialog chrześcijan z islamem nigdy nie przynosi, szczególnie gdy muzułmanie są w większości, korzyści chrześcijanom. A najlepszym tego dowodem jest Konstantynopol (obecnie Stambuł), gdzie mieści się siedziba patriarchy Konstantynopola, który na własnej skórze poznał, co oznacza „poszerzenie kulturowe”, jakiego można doznać od wyznawców islamu. W jego konkretnej sytuacji oznacza to, że jego siedziba jest otoczona przez ogromne minarety, na których umieszczono ogromne głośniki, z których pięć razy dziennie dźwiękowo bombarduje się chrześcijan dźwiękami muzułmańskiej modlitwy.

Nie ma się przy tym, co oszukiwać, że Rzym zostałby potraktowany inaczej. Muzułmanie nie ukrywają, że ich celem jest – po zdobyciu Konstantynopola – zdobycie także Rzymu i zawieszenie flagi proroka na Bazylice św. Piotra i przerobienie jej, jak wcześniej Hagia Sophia, na meczet. W ramach zaś muzułmańskiej tolerancji papież mógłby liczyć na przyznanie mu jakiejś siedziby, którą otoczono by wielkimi minaretami i bombardowano, by z nich nowy mniejszy Watykan, by jego mieszkańcy nie zapomnieli przypadkiem, kto rządzi w muzułmańskim Rzymie. Niemożliwe? A niby dlaczego nie! Islam naprawdę się nie zmienia i nie ukrywa swoich planów wobec Europy.

 

Zamiast starcia cywilizacji ewangelizacja!

Argumentem przeciwko otwartemu przeciwdziałaniu islamskiej inwazji miałaby być, wedle Franciszka, niechęć do starcia cywilizacji czy – i tu trudno odmówić racji – obawa przed wielką wojną religijną. Tyle, że odrzucenie logiki nieustannego dialogu wcale nie musi otwierać nas nieuchronnie na myślenie w kategoriach starcia cywilizacji. Europa i Europejczycy muszą sobie, i tu trudno się z papieżem nie zgodzić, uświadomić, że procesy migracyjne są nieuchronne, i że niebawem Stary Kontynent zmieni oblicze etniczne (a w wielu miejscach już je zmienił). Taka diagnoza powinna jednak raczej skłaniać do wytrwałej ewangelizacji muzułmanów (którzy już w Europie są) i konsekwentnej polityki imigracyjnej, która prowadziłaby do przyjmowania na Starym Kontynencie raczej chrześcijan, niż wyznawców innych religii.

Oba te elementy są w pełni do pogodzenia z chrześcijańskim myśleniem i chrześcijańską moralnością. Polityk chrześcijanin ma prawo i obowiązek decydować o pewnych kwestiach i nie musi poddawać się procesom historycznym czy migracyjnym. Budowanie murów nie jest rozwiązaniem, jest nim natomiast powrót do własnej tożsamości, która zbudowana jest na chrześcijaństwie i Ewangelii. Największym zagrożeniem dla Europy nie jest bowiem najazd muzułmanów, ale fakt, że sami Europejczycy wyrzekli się wiary, tożsamości i chęci życia. Jeśli demografia się nie zmieni, to rzeczywiście Europa stanie się pustym, bezludnym miejscem, a dokładniej miejsce jej etnicznych mieszkańców zajmą inni. Oni zaś przyniosą ze sobą nową kulturę i całkowicie zmienią oblicze Starego Kontynentu. To się zresztą już dzieje na naszych oczach. A dzieje się także dlatego, że sami zrezygnowaliśmy z tego, co określało naszą tożsamość i wyjątkowość, czyli z chrześcijaństwa. Bez powrotu do niego, Europa niewiele ma do zaoferowania, a będąc duchową pustynią przyciągać będzie wyznawców innych religii, którzy potraktują ją jako zdobycz.

 

Pytania o świeckość

Interesującym elementem wydaje się także dyskusja, w jaką próbował wejść Franciszek na temat modelu świeckości państwa. Papież wyraźnie wskazał, że laickość Francji zbudowana jest na fałszywych przesłankach. Świeckość za bardzo wynika z filozofii Oświecenia, dla której religie były subkulturą” - podkreślał i dodawał, że „Francja jeszcze nie zdystansowała się od tego dziedzictwa”. Co to oznacza? W największym skrócie tyle, że francuski model laickości jest w istocie antyreligijny. Poprawny model świeckości państwa powinien zaś zachowywać otwartość na religię i duchowość. - Zdrowa świeckość jest otwarta na wszystkie formy transcendencji, według różnych tradycji religijnych i filozoficznych – zaznaczał papież i dodawał, że ateista także może prowadzić życie duchowe.

Nie wchodząc w analizę tego ostatniego zdania, można powiedzieć, że papież jasno wskazał, że jeśli Europa i jej państwa mają przetrwać, to zachowując znaczenie oddzielenie państwa i Kościoła, muszą one powrócić do wartości duchowych, na których zostały zbudowane. Wartości te obejmują zaś przestrzeń duchową i metafizyczną, której nie wolno odseparowywać od codziennej polityki. Jeśli tak się będzie działo, to… Europa upadnie, nie tyle pod naporem muzułmanów, ile z braku woli przeżycia. I z tym elementem analiz papieskich trudno się nie zgodzić. Jeśli coś w nich niepokoi, to jedynie nieustannie powracające przekonanie, że islam ma ubogacić kulturowo Europę. Jak na razie doświadczenia innych krajów (także chrześcijańskich) z islamem falsyfikują tą opinię. Jedyne, co może pomóc ją zrozumieć, to powracająca w kolejnych wypowiedziach papieskich (i dotyczy to zarówno św. Jana Pawła II, jak i Benedykta XVI) obawa przed wielką wojną, która może mieć charakter religijny. Z tej perspektywy, początku wielkiego Armagedonu, ostrzeżenia papieskie stają się całkowicie zrozumiałe. Tyle tylko, że i w takiej sytuacji, to nie dialog i ubogacenie, a modlitwa i misje są najskuteczniejszym rozwiązaniem.

Tomasz P. Terlikowski

Więcej na temat możliwych scenariuszy "dialogu chrześcijaństwa z islamem" i ubogacania kulturowego Europy przez islam w najnowszej książce Tomasza P. Terlikowskiego "Kalifat Europa"