Katarzyna Wiśniewska z „Gazety Wyborczej” pogroziła palcem polskim biskupom obecnym na synodzie. Jej zdaniem, broniąc nauki Kościoła dotyczącej małżeństwa i rodziny, budują tylko mur między Kościołem, a tymi, którzy wymagań moralnych stawianych przez Kościół respektować nie chcą. A gdyby tak Kościół złagodził stanowisko, to wówczas stałby się bardziej ludzki, a przez to bardziej działający na rzecz rodziny. Żeby więc Kościół mógł iść z duchem czasu i nie zrażać do siebie wiernych, powinien zezwolić na komunię św. osób rozwiedzionych oraz powinien pozwolić na jakąś formę antykoncepcji w małżeństwie chrześcijańskim.

Tyle że Kościół nie jest do lubienia, tylko do zbawienia. Nie ma gwarancji, że zliberalizowanie podejścia choćby do antykoncepcji przysporzy wiernych Kościołowi katolickiemu. Biorąc pod uwagę doświadczenia tylko wspólnot protestanckich, śmiem wątpić. Choć antykoncepcja jest tam dozwolona, wiernych nie przybywa, a wręcz przeciwnie. Wierni uciekają do wspólnot tradycyjnych, w których moralne zasady regulujące kwestie płodności czy dzietności są jasne i przejrzyste. Tak jak jasne, przejrzyste i konsekwentne jest nauczanie Kościoła katolickiego na temat etyki seksualnej czy szerzej moralności w ogóle.

Żeby zrozumieć, dlaczego Kościół nigdy antykoncepcji nie zaakceptuje, trzeba sobie uświadomić, czym jest sam akt poczęcia. Jest to – jak pisze Wanda Półtawska (dla wiadomości Katarzyny Wiśniewskiej, lekarz) – „moment, w którym jednoczą się komórki matki i ojca i ożywione tchnieniem Ducha rozpoczynają ludzkie życie”. To tchnienie Ducha to zarazem obdarowanie nowego człowieka wiecznością. Skoro zaistniał, to nikt nie ma prawa pozbawić go życia. W ten stwórczy akt próbuje wtargnąć człowiek, który po swojemu chce zmienić tę Bożą rzeczywistość. „Człowiek szuka sposobu, żeby zachować możność działania seksualnego, które – jak wiadomo – przynosi mu przyjemność, a uwolnić się od trudnego zadania, jakim jest rodzicielstwo” – pisze Wanda Półtawska.

Ojciec Karol Meissner OSB (także lekarz) w książce „Człowiek – istota płciowa” dokładnie wyjaśnia, na czym polega kłamstwo związane z antykoncepcją w małżeństwie. „Niedorzeczność antykoncepcji polega na tym, że mężczyzna i kobieta podejmują działania seksualne jako potencjalny ojciec i potencjalna matka, ale ta możliwość rodzicielstwa przeszkadza im w życiu seksualnym! (…) Płeć przeszkadza człowiekowi w życiu płciowym – oto wyraz rozdarcia naszej istoty”. Jego efektem jest lęk nie tylko przed prawidłowym działaniem naszego organizmu, ale także lęk przed drugim człowiekiem: „lęk męża przed żoną, lęk żony przed mężem i lęk obojga przed dzieckiem traktowanym jako zagrożenie”.

Często też zarzuca się Kościołowi (Katarzyna Wiśniewska w swoim tekście abp. Hoserowi), że brak zgody na antykoncepcję, to wiele nieplanowanych dzieci, to konieczność nieustannego rodzenia i tym podobne wyssane z palca niedorzeczności. Tymczasem, jak zauważa Wanda Półtawska, „odpowiedzialne ograniczenie prokreacji jest zadaniem każdej pary ludzkiej – teoretycznie bowiem para małżonków może być płodna (…) przeciętnie około 30 lat, czyli teoretycznie małżonkowie mogliby mieć 30 dzieci, co oczywiście jest ponad przeciętne możliwości wychowania”.

Dlatego też zamiast niszczyć płodność, małżonkowie powinni dostosować się do rytmu płodności kobiety. Naturalne metody rozpoznawania płodności wymagają wysiłku, ale nie są skrojone na miarę herosów, a zwykłych ludzi. Dowodem bardzo wiele małżeństw, które z powodzeniem je stosuje, umacniając tym samym swoje małżeństwo. Dzięki metodom naturalnym – zauważa z kolei o. Meissner – „współżycie może być w całej prawdzie wyrazem tego, co ich naprawdę łączy; pełne oddanie w miłości małżeńskiej. Życie płciowe człowieka nie jest determinowane płodnością i nie każdy stosunek ma przynosić początek nowemu życiu, ale każdy jednak powinien być ludzkim znakiem uszanowania zdolności przekazywania życia, uszanowania płodności będącej przecież wyrazem zdrowia i prawidłowego działania ustroju”.

Rolą biskupów jest pogłębiać nauczanie moralne Kościoła, oparte na Tradycji i Piśmie Świętym, a nie rozmywać. Wszelkie próby jego złagodzenia czy liberalizowania to zachwianie fundamentami, na których zbudowana jest nasza wiara. Duch Boży nie musi prowadzać się pod rękę z duchem czasów. Ten bowiem przemija, Duch Boży jest wieczny. I to jest jego siła.

Małgorzata Terlikowska