Stan wyjątkowy we Francji, groźby zamachów terrorystycznych w Niemczech, konflikt holendersko-turecki, płonące przedmieścia Sztokholmu. Konflikt z islamem jest nieunikniony.

Przed wyborami w Holandii i Francji zaognia się sytuacja w Europie Zachodniej, między rdzennymi mieszkańcami Europy a muzułmańskimi imigrantami. Na dodatek do granic Unii Europejskiej nieustannie zmierza fala gotowych na wszystko młodych mężczyzn z krajów islamskich.

W Europie Zachodniej robi się coraz goręcej. Kraje Beneluksu przejrzały na oczy, gdy okazało się, że Belgia jest zapleczem podziemia terrorystycznego. Teraz na ulice Holandii wyszło 200 tys. Turków, którzy chcą rządzić nie tylko w swoim kraju, ale także w całej Europie. We Francji niektórzy muzułmanie żyją na koszt państwa, trudniąc się przestępczością, a policja straciła już kontrolę nad całymi dzielnicami.

Podobnie dzieje się w Szwecji. Socjalistyczno-genderowa utopia Olafa Palmego zachwiała tradycyjną bazą społeczną, a agresywni imigranci otwarcie zaczynają dążyć do konfrontacji z tamtejszym społeczeństwem.

W obliczu zbliżających się wyborów w Holandii i Francji, gdzie do głosu mogą dojść ugrupowania skrajnej prawicy, wzajemne relacje stają się coraz bardziej napięte. Radykalizują się obie strony, a konfrontacja staje się wręcz nieunikniona.

Europejczycy powoli zaczynają sobie zdawać sprawę, że ich plan - sprowadzenia na Stary Kontynent taniej siły roboczej, która za kromkę chleba będzie z wdzięcznością całować rękę, która ich karmi - okazał się pułapką.

Muzułmanie, którzy przyjechali do Europy wcale nie chcą pracować. Oni przyjechali podbić nowy ląd i jak najszybciej uczynić go kolejnym kalifatem.

Tomasz Teluk