Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Rząd zamierza zbudować Gwardię Krajową – twierdzi „Rzeczpospolita”. Choć z relacji dziennika nie znamy wielu szczegółów, to jak ocenia pan to, co podano?

Prof. Romuald Szeremietiew: Dosłownie dzień wcześniej pisałem na Facebooku, że pojawiają się pomysły o zwekslowaniu Obrony Terytorialnej na tory jakiejś obrony paramilitarnej. Pokusiłem się o żart, który, jak się dziś okazało, żartem nie jest. Pisałem, że w Polsce było państwo podziemne i Armia Krajowa, ale komuniści, którzy próbowali zbudować własne siły zbrojne, powołali Gwardię Ludową. Pytałem, czy ktoś nie wpadnie dziś na pomysł, by stworzyć Gwardię Krajową, łącząc dwie tradycje, których połączyć się raczej nie da. Dziś otwieram gazetę i czytam… o Gwardii Krajowej.

Nazwa jest niedobra?

Nazwa jest moim zdaniem nieszczęśliwa. Ma to wbrew pozorom bardzo istotne znaczenie w budowaniu tego rodzaju instytucji. Gdy idzie o kwestie budowania obrony, patriotyzm, tradycje historyczne, to nazwa musi kojarzyć się jednoznacznie. W przeszłości nigdy nie mieliśmy żadnej gwardii. Przed wojną mieliśmy obronę terytorialną, która nazywała się Obroną Narodową. Formacją mającą cechy wojsk terytorialnych była, oczywiście, Armia Krajowa. Powoływanie się na jakąś gwardię jest moim zdaniem niemądrym pomysłem.

A w tej formie, w jakiej Gwardia miałaby powstać, spełnia pana oczekiwania?

Z tego, co można przeczytać w gazecie wynika, że Gwardia ma być jakąś formację paramilitarną służącą za pomocnika dla wojsk operacyjnych. Wszystkie takie inicjatywy są w pewnej mierze słuszne, ale niezależnie od społecznego zaplecza funkcjonowania Sił Zbrojnych, jest nam potrzebne regularne wojsko pod nazwą Obrona Terytorialna. Powinien być to jeden z rodzajów sił zbrojnych w składzie Sił Zbrojnych RP. Tymczasem na podstawie wniosków, które można wyciągnąć z publikacji w „Rzeczpospolitej” wynika, że… takiego zamiaru w ogóle nie ma.

Jeżeli będzie to budowane tak, jak wynikałoby to z relacji „Rzeczpospolitej”, to co może zrobić z rządowym planem nowa władza, jeżeli będzie to władza PiS? Obecny projekt wyrzuci do kosza i będzie tworzyć OT według planu, który przedstawia pan profesor?

Trzeba zadać podstawowe pytanie: czy jest nam potrzebne wojsko pod nazwą Obrona Terytorialna, czy nie? Teraz mamy do czynienia z sytuacją, jakby próbować budować Ochotniczą Straż Pożarną bez państwowej Straży Pożarnej. Musimy więc zapytać, czy w składzie sił zbrojnych – podkreślam, w składzie sił zbrojnych! – potrzebna jest nam Obrona Terytorialna. Tu panuje pewne zamieszanie. Wielu ludzi naoglądało się relacji o organizacjach paramilitarnych – Strzelcu i tak dalej – które ćwiczą za własne pieniądze, kupują mundury, mają kłopoty z dostępem do broni… Są pełni zapału, ale jest to działalność pozarządowa. Natomiast Obrona Terytorialna to ten element systemu obrony Polski, który został zlikwidowany, którego dziś w ogóle nie ma. Pytanie więc, czy przywrócimy ten system wojskowy? Czy pojawi się wojsko pod nazwą Obrony Terytorialnej? Takie wojsko miałoby inny rodzaj zadań niż wojska operacyjne, czyli nasza obecna armia zawodowa. Z punktu widzenia obrony narodowej potrzebne są formacje do jednego i drugiego rodzaju zadań. Jeżeli stawiałbym jakiś zarzut obecnemu systemowi obrony kraju, to taki, że jest on koślawy. Występują w nim wojska operacyjne, ale nie ma w nim komponentu terytorialnego. Ja chcę koniecznie ten komponent terytorialny przywrócić. Nie da się tego zastąpić działaniami społecznymi i formacjami pomocniczymi, które będą takim „wynieś, podaj, pozamiataj” podczas zagrożeń katastrofami, rozruchami i tak dalej.

Zmieni się to, jeżeli będzie pan wiceministrem w resorcie obrony kierowanym przez Jarosława Gowina?

Nie wiem, kim będę. Zadeklarowałem, że jestem gotów podjąć pracę w resorcie obrony i że chciałbym zostać ministrem obrony narodowej. Nie dlatego, że zamarzyły mi się jakieś apanaże. Uważam jedynie, że program, który od dłuższego czasu próbuję forsować, może być zrealizowany tylko wtedy, jeżeli będzie tego chciał minister. Pan Gowin stwarza oczywiście możliwości wykonania tego programu. Czy i w ogóle ja będę pojawiał się w takim układzie i czy będę mógł coś zrobić, to, jak pan wie, kwestia polityki i różnego rodzaju układów powstających, kiedy jest tworzony rząd. Swoją pozycje i swoje poglądy zadeklarowałem, jak myślę, dość wyraźnie. Albo ci, którzy będą rządzić coś z tym zrobią i jakoś to zagospodarują, albo dalej pozostanę takim krytykiem, który spogląda i "ma za złe".

Jak rozumiem jest jednak nadzieja na to, że w przeciwieństwie do działań obecnego rządu, rząd Prawa i Sprawiedliwości zajmie się budową Obrony Terytorialnej z prawdziwego zdarzenia?

Bezwzględnie. Jak to mówią koledzy z PiS, jest potrzebna zmiana. Jeśli idzie o system obrony, to zmiana ta musi prowadzić do stworzenia zrównoważonego systemu obrony państwa. Zrównoważonego, a więc takiego, w którym występuje Obrona Terytorialna jako wojsko. Obok tego jest potrzebne zaplecze społeczne, które resort obrony powinien wspierać i pomagać we wszystkim tym, co chcą robić ludzie. Jednak obrona kraju to zbyt poważna sprawa, by odwoływać się tylko do jakichś formacji pospolitego ruszenia, które mogą się różnie zachować zależnie od zagrożenia. My mamy mieć w tym miejscu wojsko.

Dobrze się stało, że kwestia Obrony Terytorialnej stała się przedmiotem kampanii wyborczej? Nie jest jednak chyba przypadkiem, że rząd informuje poprzez „Rzeczpospolitą” o swoich planach tuż przed wyborami.

Dobrze się stało w tym sensie, że kwestia Obrony Terytorialnej stała się rozpoznawalnym postulatem. Jest to dla mnie sukces i pewne zwieńczenie moich wieloletnich starań. Ludzie zaczęli domagać się stworzenia tego typu struktury. Natomiast zgłoszenie budowania organizacji pod nazwą Gwardia Krajowa na kilka dni przed wyborami rzeczywiście wygląda na zabieg natury propagandowej. 

Dziękuję za rozmowę.