"A co ma wspólnego Noe z Adwentem? W tym roku ma, ponieważ Noe jest postacią, którą wspomina Jezus, dwukrotnie wypowiadając słowo „paruzja”, czyli mówiąc o ponownym i ostatecznym „przyjściu Syna Człowieczego” na świat."

Pierwszy dzień tygodnia - niedziela 27 listopada 2016 r. - jest również pierwszym dniem Adwentu. Zazwyczaj, jeśli wypowiadamy słowo „adwent”, koncentrujemy się na oczekiwaniu, na sposobie w jaki mamy przeżyć czas każdego roku przed świętami Bożego Narodzenia. Kładziemy tym samym akcent na nasz wysiłek. Tymczasem termin „adwent” (grec. paruzja) mówi o „przyjściu kogoś”, wskazuje na „obecność” i „pojawienie się”, „objawienie się” Boga.

Oczywiście z faktu przyjścia Kogoś najważniejszego na końcu czasu – Boga, wynika konieczność naszej czujności, postawa, którą przyjmuje człowiek wierzący. Jednak jest to konsekwencja naszej wiary w Boga, który już przyszedł w Jezusie przez narodziny w Betlejem i, jak zapowiedział, objawi się nagle w chwale na sąd – jak co niedzielę uroczyście wyznajemy w Credo – „przyjdzie sądzić żywych i umarłych”.

A co ma wspólnego Noe z Adwentem? W tym roku ma, ponieważ Noe jest postacią, którą wspomina Jezus, dwukrotnie wypowiadając słowo „paruzja”, czyli mówiąc o ponownym i ostatecznym „przyjściu Syna Człowieczego” na świat.

Na pierwszy rzut oka Noe niczym się nie różnił od innych, współczesnych mu ludzi. Pracował, jadł i pił, ale oprócz tego, a może przede wszystkim, słuchał Boga i budował arkę, która w czasie potopu, uratowała posłusznego Noe. Ludzie obok niego przestali już słuchać Boga, przyzwyczaili się tym samym do swoich wygodnych myśli, ostatecznie przyzwyczaili się do egoizmu i zła pod wieloma postaciami (por. Rdz 6,5-6; Mt 24,37-39).

Lekcja od Noego? Choćby i taka: nie tyle trzeba się bulwersować, że np. znowu zalewa nas coraz więcej przemocy i kłamstwa, a komercja związana ze świętami jest jeszcze bardziej nachalna, ale „budować arkę…”, „mieć arkę…”, miejsce ocalenia jako owoc posłuszeństwa Bogu. Możemy być przez to nieco dziwni w oczach świata, ludzi tego świata, którzy rzeczywiście - jak za czasów Noego tak i dziś - całą swoją energię kierują na budowanie swojej „szczęśliwej wyspy” na tym świecie, urządzanie jej, czy przygotowywanie sobie ewentualnie jakiegoś planu ewakuacji w ostaniej chwili, ale czy jest to mądre, zwlekać z nawiązaniem więzi ze Stwórcą i Odkupicielem, który zaprasza nas do wieczności z sobą? Przecież nie chodzi o jakąś znajomość z Bogiem, ale jedność w miłości, więź oblubieńczą - amoris laetitia.

Można powiedzieć, że w Piśmie św. jest mowa o kilku potopach. Najpierw ten, w którym głównym bohaterem był Noe - potop oczyszczenia świata. Następnie ten, który zapowiada Izajasz mówiąc o przyjściu na świat Mesjasza. Prorok nazywa Mesjasza „Różdżką z pnia Jessego” i wspomina, że spocznie na Nim Duch Boga z wieloma darami (por. Iz 6-12). Jego życie i czyny będą dla świata prawdziwym potopem łaski, dobroci i miłosierdzia: „bo kraj się napełni znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze (Iz 11,9). Spełniło się to w Jezusie Chrystusie, a szczególnie w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Nieopisana łaska i przychylność Boga w Chrystusie już wypełnia świat, aż do jego końca istnienia.

Jest jeszcze trzeci potop. Nastąpi On nagle. Nie wiemy kiedy. To jest właśnie nazwane „paruzją”: Światłość bijąca od „Syna Człowieczego” zaleje nagle całą rzeczywistość, każdego człowieka, każdy zakamarek naszego serca. Będzie to ostateczna weryfikacja zanurzenia się w "wodzie życia", którą dał światu Jezus. Chrystus mówi, że z dwóch, którzy będą pracować na polu (np. budując dom czy łatając dziury na autostradzie) - jeden będzie natychmiast zabrany w bliskość Pana, a drugi zostanie daleko od Niego. Podobnie będzie z dwoma kobietami w przestrzeni domu, które pracują razem. Te pary ludzi, mężczyzn i kobiet łączy praca, wspólne myślenie, radości, a tu nagle zostaną rozdzieleni. Jeden, jedna, będą mieli arkę ocalenia, drugi mężczyzna i kobieta nie. Dwoje słuchało i zbudowało swoja więź z Panem Światłości, a druga para skupiła się tylko na tym co ziemskie (por. Mt 24, 40-41).

Dlatego św. Paweł tak mocno uświadamia nam w swoim liście: „rozumiejcie chwilę obecną” (Rz 13,11nn). Tylko rozumiejąc powagę chwili w dniach ostatnich możemy zbudować więź ocalenia z Bogiem. Życie Jezusa ukazuje nam wartość każdej chwili. On sam stał się człowiekiem w czasie, aby nam pokazać, że nawet te ukryte przed oczami innych chwile są istotne i ważne dla naszego zbawienia. Większość czasu życia Jezus przeżył w Nazarecie (około 30 lat). Są to chwile pracy i modlitwy. Ciężkiej, fizycznej pracy i modlitwy, która była przeniknięta słowem Świętych Ksiąg. Chwile zaś publicznej działalności Jezusa to czas dawanie siebie innym. Każda więc chwila odtąd - od czasu Jezusa - ma w sobie coś boskiego, ponieważ ukryta czy jawna przed innymi, jest odkryta przed Bogiem i jeśli przeżywana z Jezusem, staje się otwarta na niebo, staje się oczekiwaniem na przychodzącego Pana w chwale Boga, który żyje poza czasem i kiedy czas się wypełni, przyjdzie do tych, którzy żyjąc chwilą, wnieśli w nią wieczność, zjednoczenie ze Zbawicielem.

„Chodźcie domu Jakuba, postępujmy w światłości Pańskiej!” (Iz 2,5).

Andrzej Prugar OFMConv

Źródło tekstu: http://www.franciszkanie.pl/artykuly/adwent-noe-i-my