Dwóch artystów – Drew Blaisdell i Ryan Brown (były alkoholik) mówią, że atmosfera wewnątrz budynku kościoła pomaga im się skupić na swojej pracy.


Ksiądz Bentley mówi, że robi wszystko co może, by przyciągnąć ludzi do Kościoła, którzy nigdy nie czuli się komfortowo w tradycyjnym domu modlitwy. –  Tatuaż jest naprawdę wybitną dziedziną sztuki w dzisiejszej kulturze – mówi kapłan, który sam posiada dwa tatuaże. – Nie sądzę, żeby sztuka ta należała do kultury narkotyków i pornografii – dodaje.


Proboszcz uważa, że tatuowanie jest "moralnie obojętne" i niczym nie różni się od przekuwania uszu, dlatego jest głuchy na wszelką krytykę swoich wiernych.


No cóż, niektórzy duszpasterze zapominają już o swoim powołaniu i dają się nabrać na podszepty szatana, który podpowiada im, jak uprawiać misje które zaprowadzą dusze do ... No właśnie, gdzie? Pomysł umieszczania studia tatuaży w miejscu sakralnym jest podły i nie ma nic wspólnego z katolicką misyjnością, wręcz przeciwnie. Desakralizacja wiary jaka nastepuje poprzez flirtowanie z tzw. teologią liberalną jest jedną z najbardziej niebezpiecznych schizm współczesnego kościoła katolickiego. Ale patrząc na historię chrześcijaństwa nie z takimi pomysłami kościół sobie poradził. Trzeba modlitwy i postu w intencji parafii w Michigan i jej proboszcza a wszystko wróci do źródeł.

 

philo/onet.pl