Polscy przewoźnicy negatywnie oceniają nocne ustalenia w Brukseli dotyczące zaostrzenia przepisów w transporcie międzynarodowym. Katastrofalne - tak skomentował w rozmowie z brukselską korespondentką Polskiego Radia Beatą Płomecką, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Jan Buczek.


Zaostrzone regulacje, jeśli wejdą w życie, uderzą przede wszystkim w Polskę, która ma największą flotę transportową w całej Unii Europejskiej.

Uzgodnienia w nocy w Brukseli zatwierdzili ministrowie do spraw transportu, przy sprzeciwie 9 krajów, w tym Polski. Ostateczny kształt przepisów będzie zależał od wyniku negocjacji unijnych krajów z Europarlamentem. Jednak wprowadzenie zmian będzie niezwykle trudne.

Ustalenia przewidują, że firmy transportowe, którzy będą świadczyć usługi przewozowe poza państwem, w którym mają siedziby, będą objęte przepisami o delegowaniu pracowników. Chodzi o płacę minimalną plus wszystkie dodatki obowiązujące w kraju, w którym realizują kursy. Zaostrzone przepisy obejmą też usługi kabotażowe. Samochód po wykonaniu kursu, będzie musiał czekać 5 dni na kolejny przewóz.

Polsce wraz z kilkoma krajami udało się jedynie odrzucić tylko jeden niekorzystny zapis, by ciężarówka, po zrealizowaniu kursu i dostarczeniu ładunku do jakiegoś kraju, musiała wracać od razu wracać do Polski, z pustym przebiegiem.

Prezes międzynarodowych przewoźników uważa, że regulacje w obecnym kształcie doprowadzą do bankructwa wielu firm. - Najsłabsi będą zmuszeni zamykać swoje przedsiębiorstwa a to wiąże się z konsekwencjami skutkującymi na kolejne pokolenia - powiedział korespondentce Polskiego Radia Jan Buczek. Tłumaczył, że zaostrzone przepisy oznaczają znaczny wzrost kosztów i biurokratycznych wymogów dla naszych transportowców. - Więc będą musieli się wycofywać z rynku. Dziś mamy rentowność symboliczną, więc nie uda nam się pokrywać bezsensownych kosztów wypracowanych pieniędzy na transporcie, będziemy musieli rezygnować. Te regulacje nie są możliwe do zrealizowania przez przewoźników - dodał prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych.

Tłumaczył, że firmy przewozowe nie są w stanie z kilkudniowym wyprzedzeniem zarejestrować kierowców w jakimś państwie członkowskim. To absurdalne, przecież my jesteśmy mobilni, te regulacje oznaczają poważne ograniczenie naszej działalności” - powiedział Jan Buczek. Dodał, że to protekcjonizm gospodarczy i działanie pod wpływem krajów Europy Zachodniej, głównie Francji i Niemiec, ale też Holandii, które chciały od dawna wyeliminować polską konkurencję ze swoich rynków.

mod/Polskie Radio - IAR