Rosja zacieśnia współpracę oraz inwestuje politycznie, finansowo i ideologicznie w skrajne środowiska zarówno prawej jak i lewej strony sceny politycznej w UE. Z jednej strony we francuski Front Narodowy czy węgierski Jobbik, z drugiej w grecką Syrizę czy hiszpański Podemos. W partie, które już rządzą (Syriza), mają duże szanse na rządzenie (Front Narodowy), a także wchodzą coraz śmielej do głównego nurtu prowadzenia europejskiej polityki (m.in. obsadzają mandaty w PE).

Podczas zimnej wojny to lewicowe partie były infiltrowane i wykorzystywane przez Sowietów. Dziś Rosja chce zdestabilizować europejską scenę polityczną oraz osłabić sojusz euroatlantycki przy pomocy skrajnej prawicy. Wynika to z politycznej kalkulacji: skrajna prawica wyraźnie zyskuje na sile, zaś skrajna lewica – nie licząc Południa – została de facto zmarginalizowana.

Widoczny od kilku lat proces zbliżenia europejskiej skrajnej prawicy z Rosją w ostatnim czasie uległ przyspieszeniu i wzmocnieniu. Antykomunizm i niechęć do Moskwy zastępuje wrogość do UE i admiracja Putina. Otwarte poparcie aneksji Krymu – czyli siłowej zmiany granic w Europie – oraz generalnie – promoskiewska postawa wobec konfliktu rosyjsko-ukraińskiego demonstracyjnie potwierdziły sojusz środowisk radykalnych w UE z Rosją.

Sojusz putinowskiej Rosji ze skrajną prawicą europejską ma charakter zarówno praktyczny, jak i ideologiczny. Nie ma jednak wątpliwości, że Moskwa instrumentalnie traktuje ideologię do przyciągania skrajnej prawicy. Przykładem jest swoista schizofrenia w sprawie konfliktu ukraińskiego. Moskwa bije na alarm, że w Kijowie rządzi „nazistowska junta”, a jednocześnie w walce z nią sięga po neonazistowskie środowiska w Europie.

Rosyjskie wpływy w skrajnie prawicowych środowiskach europejskich to zjawisko, które zagraża euroatlantyckiej integracji na poziomie zarówno narodowym, jak i unijnym. Sprzymierzona z Rosją skrajna prawica ma się przyczynić do erozji UE i NATO od środka. Współpraca radykalnych środowisk, także polskich, z Moskwą jest więc całkowicie szkodliwa dla interesu RP. Model Europy, jaki wymarzyli sobie europejscy miłośnicy Putina, oznacza bowiem utratę niepodległości przez Polskę.

Polityka współpracy ze skrajnymi środowiskami politycznymi w Europie nie jest w przypadku Rosji niczym nowym. Mamy tu do czynienia z oczywistą kontynuacją strategii Związku Sowieckiego, a mianowicie inicjowania i wspierania tych sił w społeczeństwach zachodnich, które destabilizująco mogą wpływać na politykę swych rządów. W czasach zimnej wojny KGB aktywnie wykorzystywało do tego choćby ruchy pacyfistyczne. W tamtym okresie naturalnym sprzymierzeńcem Moskwy byli komuniści i skrajna lewica europejska. Obecnie najwięcej nadziei Kreml wiąże ze skrajną prawicą, przy czym, co warto zaznaczyć, jest to czysto koniunkturalne podejście wynikające z faktu, iż obecnie to ten właśnie nurt polityczny jest zdecydowanie bardziej popularny w zachodnich społeczeństwach, niż skrajna lewica. Przybranie maski konserwatywno-etatystycznej przez rosyjskie państwo w drugiej fazie panowania Władimira Putina wynika z analizy tendencji zachodzących w naszym kręgu cywilizacyjnym. Ubierając się w szaty obrońcy chrześcijaństwa, tradycyjnej rodziny i wszelkiego tradycjonalizmu Putin staje się naturalnym – co najmniej duchowym – liderem dla środowisk skrajnej prawicy na Zachodzie.

Gra na prawym skrzydle

Oczywiście poważnym nadużyciem byłoby ograniczanie się – gdy mowa o współpracy środowisk politycznych w Europie z Rosją – jedynie do skrajnej prawicy. Jest o niej zdecydowanie głośniej, niż o lewicy z trzech powodów. Po pierwsze, jak już wspomniano, wynika to z przechyłu politycznych sympatii w Europie w prawo. Po drugie, liberalno-lewicowe w większości mainstreamowe media wolą pisać o współpracy z reżimem putinowskim ideologicznych adwersarzy. Po trzecie, o rosyjskich koneksjach skrajnej prawicy wolą mówić działacze chadeccy, socjaldemokratyczni i liberalni, bo po tamtej stronie widzą główne zagrożenie dla swojej dominacji politycznej.

Tymczasem równie entuzjastycznie prorosyjskie są takie lewicowe ugrupowania, jak grecka Syriza, hiszpańskie Podemos czy niemiecka Die Linke (nie licząc masy komunistycznych i lewackich partyjek o wszystkich odcieniach czerwieni). Tyle że o tradycyjnym związku skrajnej lewicy z Moskwą wiadomo od bardzo dawna. Natomiast flirt skrajnej prawicy z rosyjskim reżimem to zjawisko stosunkowo świeże, oczywiście uwzględniając skalę tej współpracy. To pierwszy powód, dla którego skupiamy się w tej analizie na prawej stronie. Drugi powód jest jeszcze bardziej ważki: otóż przymierze skrajnej prawicy europejskiej z putinowską Rosją, zwłaszcza w obecnej sytuacji i przy uwzględnieniu dalszej perspektywy rozwoju wydarzeń na świecie, jest dużo groźniejsze i może mieć daleko bardziej idące konsekwencje, niż byłoby to w przypadku skrajnej lewicy.

Skrajna prawica o profilu zbliżonym do obecnego to polityczne zjawisko dość świeże, bo pochodzące dopiero z lat 80. XX w. Pierwszą partią tej fali był francuski Front Narodowy, który wszedł do parlamentu z blisko 10-proc. poparciem w 1986 r. i przez bardzo długi czas nie był w stanie przebić „szklanego sufitu”. Ugrupowania o podobnej ideologii w innych zachodnioeuropejskich państwach bardzo długo pozostawały na marginesie. Zaczęło się to zmieniać w poprzedniej dekadzie. Jedną z granicznych dat był rok 2002, gdy Jean-Marie Le Pen, wówczas lider FN, pokonał kandydata socjalistów i wszedł do II tury wyborów prezydenckich. Trzy lata wcześniej austriacka FPÖ zdobyła aż 26 proc. głosów i weszła do rządu, co wywołało wówczas ostry konflikt z Brukselą. FPÖ jak i FN zostały założone jeszcze w połowie lat 50. XX w., ale zaczęły się liczyć kilka dekad później. Włoskie Liga Północna czy Sojusz Narodowy to przełom lat 80. i 90. XX w., ale na przykład Vlaams Belang i PVV w Beneluksie to już niemal połowa poprzedniej dekady. Skąd wziął się wzrost popularności wszystkich tych partii i zjawisko powstawania nowych? Antyimigracyjne poglądy, obyczajowy konserwatyzm czy nacjonalizm oraz elementy historycznego rewizjonizmu charakteryzowały skrajną prawicę od dekad i nie pozwalały wyjść poza pewne granice poparcia. Czynnikiem, który katapultował poparcie dla skrajnej prawicy stał się narastający w zjednoczonej Europie eurosceptycyzm. Można powiedzieć, że rośnie on wprost proporcjonalnie do centralizacji UE. Z rozbudowanego eurokratyzmu korzystają partie „tradycyjne”, czyli przede wszystkim chadecja i socjaliści, ale też liberałowie czy Zieloni. Obywatele Unii odrzucający brukselski centralizm (dla części równoznaczny z niemiecką hegemonią) zaczęli szukać swych politycznych przedstawicieli – i znaleźli ich w skrajnej prawicy. Nie można się dziwić wzrostowi znaczenia takich partii, skoro po kryzysie finansowym i przy innych kłopotach Unii (vide kraje Południa z Grecją na czele, czy kryzys imigracyjny) poparcie dla UE w Europie systematycznie spada.

Wzrost znaczenia skrajnej prawicy w Europie zbiegł się w czasie z przyjęciem przez Putina zdecydowanie konfrontacyjnego kursu od początku obecnej kadencji prezydenckiej. Choć pierwsze sygnały, że Rosja może próbować wykorzystać radykałów europejskich, pojawiły się jeszcze wcześniej, gdy kilka skrajnych partii poparło Moskwę, gdy ta zaatakowała w 2008 roku Gruzję. W tamtym okresie pierwsze wyraźne związki skrajnej prawicy z Rosją dotyczyły głównie krajów Europy Środkowej i Wschodniej: Węgier, Bułgarii, Serbii i Słowacji. Jeśli chodzi o trzy ostatnie, wynikało to z historycznych doświadczeń, które powodują, że w społeczeństwach tych krajów tradycyjnie silne są nastroje rusofilskie. Trzeba też pamiętać, że służby specjalne Moskwy pod koniec istnienia ZSRS i potem, w latach 90. XX w. były bardzo aktywne w zakładaniu i wspieraniu różnych bardzo radykalnych, nacjonalistycznych ruchów i partii w krajach postsowieckich i postkomunistycznych.

Od kilku lat Rosjanie zaczęli intensywnie pracować nad nawiązaniem bliskich relacji ze skrajnie prawicowymi partiami z Zachodu. W listopadzie 2013 r. w Moskwie na wspólnej konferencji prasowej wystąpili szef Brytyjskiej Partii Narodowej (BNP) Nick Griffin, szef włoskiej Nowej Siły Roberto Fiore oraz rzecznik greckiej Złotej Jutrzenki  Ilias P. Kasidiaris. Miesiąc później, na kongresie Ligi Północnej, wśród zaproszonych gości, obok Geerta Wildersa (PVV),  Heinza-Christiana Strache (FPÖ) i przedstawicieli FN, Vlaams Belang czy Szwedzkich Demokratów, był Wiktor Zubariew z putinowskiej rządzącej partii Jedna Rosja. Właściwie wszystkie te skrajnie prawicowe partie nie uczestniczą w rządach w swych krajach na szczeblu centralnym, często nie są nawet główną siłą opozycyjną. Nie oznacza to jednak wcale, że z punktu widzenia Kremla, taka współpraca nie przynosi już teraz politycznych korzyści Rosji.

Z racji specyfiki wyborów do Parlamentu Europejskiego, partie skrajne, zwłaszcza eurosceptyczne, wypadają w nich na ogół dużo lepiej niż w wyborach krajowych. Stąd też duża reprezentacja tego nurtu w Europarlamencie, gdzie mniej więcej co piąty deputowany wspiera politykę rosyjską. Skrajna prawica stała się wręcz adwokatem Putina w Parlamencie Europejskim – i już samo to jest niewątpliwie dużym plusem z punktu widzenia Rosji. Gdy Fiorello Provera (Liga Północna) i David Lasar (FPÖ) zorganizowali swego czasu w kuluarach PE konferencję „UE-Rosja: deeskalacja kryzysu – mapa drogowa dla pokoju w Europie”, uczestniczący w niej prokremlowski politolog Siergiej Markow podkreślał: „Musimy pójść naprzód, aby dalej rozwijać naszą współpracę”. I obie strony poszły naprzód, a kluczowe okazały się wydarzenia na Ukrainie w 2014 roku.

Krymski Rubikon

Następstwa Rewolucji Godności, aneksja Krymu, rebelia w Donbasie i w efekcie konflikt Rosji z Zachodem stały się pierwszym poważnym testem dla przyjaźni Kremla z europejską skrajną prawicą. Wyniki tego testu musiały być dla Władimira Putina zadowalające. Po raz pierwszy Rosja wykorzystała na taką skalę radykalnych sojuszników do osłabiania wspólnego zachodniego frontu ws. wydarzeń na Ukrainie i kwestii sankcji nałożonych na Rosję.

Jeszcze w Kijowie rządził Wiktor Janukowycz, gdy węgierski Jobbik wspólnie z polskim Ruchem Narodowym wydały oświadczenie (3 lutego 2014), w którym wzywały rządy w Budapeszcie i Warszawie do ochrony praw mniejszości narodowych na Ukrainie, zwłaszcza Polaków i Węgrów przed rewolucjonistami z Majdanu. Przy okazji Jobbik zaczął aktywnie grać kartą zakarpacką, co nie powinno dziwić, bo już w maju 2013 roku, gdy w Moskwie lider partii Gabor Vona spotkał się z czołowym rosyjskim ideologiem euroazjatyzmu Aleksandrem Duginem, ten przypomniał, że opowiada się za podziałem Ukrainy na kilka części, z których niektóre powinni wziąć sąsiedzi – Zakarpacie Węgrzy. Ten motyw rozbioru Ukrainy w kremlowskim przekazie pojawiał się potem jeszcze kilka razy – wyraźnie jako element prób wbijania klina między nowe władze w Kijowie a sąsiadów z UE i NATO.

5 marca 2014 r. Sojusz Europejskich Ruchów Narodowych (AENM), skupiający m.in. Jobbik i BNP, opublikował komunikat, w którym usprawiedliwiał zajęcie Krymu przez Rosję i atakował nowe ukraińskie władze, zarzucając im „kolaborację z neokonserwatystami z UE i USA” oraz z „marionetkami neokonserwatystów”, jak choćby polskim rządem, który miał jakoby zbroić Majdan. Nie zabrakło też odniesień do historii: „Największą ironią w tym wszystkim jest to, że podczas gdy naiwni ukraińscy nacjonaliści winią Rosję za zamordowanie milionów w latach 30. XX w., faktem jest, że bolszewicy w większości nie byli w ogóle Rosjanami, za to większość ich ofiar tak”.

Kiedy Putin nazwał rewolucję na Majdanie „orgią nacjonalistów, ekstremistów i antysemitów”, spotkało się to z aplauzem wielu skrajnie prawicowych działaczy z Europy, co było o tyle dziwne, że np. Bela Kovacs to członek Jobbiku, znanego z antysemityzmu, zaś Belg Luc Michel zaczynał w szeregach neonazistów. Tymczasem, wbrew pojawiającym się zarzutom, że ukraińska nacjonalistyczna Swoboda należała do AENM, nigdy tak nie było. Swoboda miała tylko status obserwatora jako partia spoza Unii, a i tego statusu została pozbawiona w 2013 r. na wniosek Jobbiku, gdy ten ostro skręcił wtedy w stronę Rosji.

Z jednej strony rosyjska propaganda powtarzała zbitkę „ukraińscy nacjonaliści”, a z drugiej na „obserwowanie referendum” na Krymie zaprosiła m.in. jawnych neonazistów. Cała lista „obserwatorów” może służyć za spis treści, jeśli chodzi o prorosyjską europejską skrajną prawicę. Był Jobbik (Bela Kovacs), był znany ultranacjonalista, Hiszpan Enrique Ravello, był wspomniany Luc Michel, byli jego rodacy z Vlaams Belang, ale też przedstawiciele francuskiego Frontu Narodowego, bułgarskiej Ataki, austriackiej FPÖ, włoskich Forza Italia i Ligi Północnej. Dołączyli do nich inni m.in. Mateusz Piskorski (b. Samoobrona) oraz ludzie ze skrajnej lewicy: Die Linke oraz KKE (Grecja). Podobny skład miała później „misja obserwacyjna” „wyborów” w okupowanej części Donbasu, w listopadzie 2014 r., pod szyldem „Agencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie” (ABWE) – tj. nieistniejącej organizacji, której nazwa miała wprowadzać w błąd poprzez podobieństwo do Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.

Rzecz jasna, opinia tych „obserwatorów” mogła być tylko pozytywna, a nawet entuzjastyczna. Oto ktoś rzucił wyzwanie Zachodowi i zmienił granice w Europie. Lider Ligi Północnej Matteo Salvini zwołał konferencję prasową, by ogłosić w typowym dla Włocha pompatyczno-histerycznym stylu: „Niech żyje referendum na Krymie! Niech żyje wolne prawo do samostanowienia! Mieszkańcy Krymu sprzeciwili się międzynarodowemu dyktatowi Merkel i Obamy!”. Premier Szkocji i lider Partii Narodowej Alex Salmond oświadczył, że Putin „przywrócił Rosjanom dumę, a przecież Rosjanie to fantastyczni ludzie”. Zaś frakcja parlamentarna Ataki ogłosiła, że „Bułgaria powinna uznać wyniki referendum ws. wejścia Krymu w skład Federacji Rosyjskiej”. Najważniejszym głosem poparcia dla Putina były jednak deklaracje Marine Le Pen. W kwietniu 2014 r. pojechała do Moskwy, gdzie poparła rosyjski pomysł federalizacji Ukrainy. Przywódczyni FN akceptowała oczywiście aneksję Krymu i krytykowała politykę Brukseli. Była „zaskoczona, że w UE zadeklarowano wobec Rosji zimną wojnę”, a pierwsze wprowadzane wtedy sankcje nazwała wynikiem „rusofobii i antyrosyjskiej kampanii, do której podżega kilka krajów europejskich”.

Do tego chóru dołączyła prorosyjska lewica. Gregor Gysi (Die Linke) uznał, że „Zachód powinien uznać legalne interesy Rosji na Krymie”, a Moskwa powinna dostać gwarancję, że NATO nigdy nie przyjmie w swe szeregi Ukrainy. Dostało się rządom krajów UE za wsparcie Kijowa. „Zachód zdecydował się bezpośrednio pomóc ultraprawicowym siłom na Ukrainie – dążąc do zmiany geopolitycznej sytuacji w całej Europie” – grzmiał Jose Gomes Senteli, szef hiszpańskich komunistów. Europejskiej skrajnej lewicy potępiającej sojusz UE z „ukraińskimi nacjonalistami” nie przeszkadzał oczywiście fakt, że popierając Rosję w tej sprawie, stają po tej samej stronie, co skrajna prawica.

Putinowska międzynarodówka

Jedna z najczęściej wyrażanych opinii głosi, że wspieranie skrajnej prawicy w UE przez Moskwę jest jednym z narzędzi, którymi Kreml chce skłonić rządy Niemiec i innych państw europejskich do nieprzedłużania sankcji nałożonych na Rosję po aneksji Krymu. Jest to oczywiście opinia prawdziwa, ale mowa tu tylko o jednym z celów takiej polityki. Główny cel jest długofalowy i o wiele poważniejszy. Chodzi o trwałą zmianę nastrojów w Europie. Nie tylko wobec Rosji, ale też kwestii integracji oraz współpracy euroatlantyckiej (stosunek krajów europejskich do Stanów Zjednoczonych). Chodzi o zniszczenie liberalno-demokratycznych fundamentów Europy.

Operację budowy wpływów w skrajnych środowiskach Rosja prowadzi bowiem od dłuższego czasu – zaczęło się to jeszcze przed obecnym konfliktem z Zachodem. Zapomnieniu niemal uległa konferencja „O przyszłości białego świata”, która odbyła się w Moskwie w 2006 roku, a na którą zjechali czołowi europejscy zwolennicy rasizmu i nacjonalizmu. Zorganizowana przez rosyjską skrajnie prawicową organizację Atheneum konferencja zakończyła się przyjęciem apelu do Rosji, żeby zjednoczyła aryjską rasę budując „białą Eurazję”. Pomysł zacieśnienia współpracy ze skrajną prawicą i wykorzystania jej dla swych celów pojawił się na Kremlu w 2008 r., kiedy węgierski Jobbik – wtedy jeszcze daleki od obecnej zdecydowanie promoskiewskiej linii – poparł rosyjską interwencję w Gruzji. Po stronie Moskwy opowiedziały się też wtedy populistyczne ugrupowania w Bułgarii i na Słowacji. Potem Rosjanie sięgnęli dalej na Zachód.

Bliższe relacje z rosnącymi w siłę eurosceptycznymi partiami dają Kremlowi większe możliwości oddziaływania na UE i NATO. Europejska skrajna prawica służy interesom Rosji na trzy sposoby. Po pierwsze, destabilizując społecznie i politycznie sytuację na poziomie kraju oraz niszcząc lub choćby tylko podkopując poczucie wspólnoty i więzi transatlantyckich. Po drugie, legitymizując z zewnątrz reżim rosyjski (np. wsparcie ideologiczne, wspólne konferencje, obserwacja wyborów). Po trzecie, dostarczając Moskwie informacje i – w drugą stronę – szerząc dezinformację (transmitując rosyjską propagandę w krajach UE). W tym celu Moskwa używa całej gamy środków stosowanych jeszcze za czasów sowieckich, od propagowania ksenofobii i stosowania technologii czarnego PR po eksport korupcji i kupowanie przychylności elit. Propagandowo Rosjanie próbują urabiać społeczne masy, zaś pieniędzmi i pochlebstwami kupując elitę. Nawiązawszy współpracę z ultraprawicą, Kreml równocześnie jednak kontynuuje wspieranie skrajnej lewicy, co tylko potwierdza, że Rosja nie kieruje się w tej polityce ideologią, lecz politycznymi korzyściami.

Celem Putina jest destabilizowanie europejskich demokracji, zablokowanie dalszego rozszerzania UE, a w dalszej perspektywie dojście do władzy prorosyjskich rządów. Nie da się tego zrobić, wykorzystując mainstreamowe partie – te bywają użyteczne, ale tylko jeśli chodzi o energetyczną ekspansję rosyjską (przykładem stanowisko niemieckich CDU/CSU i SPD wobec Gazociągu Północnego). Nawet w sprawach międzynarodowych Putin nie ma już z nich takiego pożytku, jak choćby wtedy, gdy zbudował z J.Chiracem i G.Schroederem wspólny front przeciwko polityce G.W. Busha. Dziś po stronie rosyjskiej, jeśli chodzi o konflikty w Syrii i na Ukrainie, opowiada się skrajna prawica, a nie chadecy i socjaldemokraci. Dziś bowiem, im sroższy reżim w Rosji i im bardziej wojenna polityka zagraniczna Moskwy, główne partie – zapewne po części z ciężkim sercem – nie mogą przymykać oczu i muszą krytykować łamanie praw człowieka, naruszanie fundamentalnych wolności i łamanie prawa międzynarodowego. Kreml postawił więc na skrajne nurty, które wyraźnie od kilku lat zyskują na sile, kosztem z wolna degenerujących się trzech głównych tradycyjnych nurtów: socjaldemokratów, chadeków i liberałów. Kryzys przeżywa też skrajna lewica, od Zielonych po różnej maści komunistów.

Obecnie Rosja buduje rodzaj międzynarodówki na wzór dawnego Kominternu, zrzeszającej partie prorosyjskiej skrajnej prawicy. Putintern – jak określił to w swym ostatnim rocznym raporcie czeski wywiad – staje się realnym zagrożeniem dla interesów narodowych RP. Na czym polega wspieranie skrajnej prawicy w UE przez Rosję? To aktywne kontakty z politykami i partiami, zakładanie i koordynacja aktywności prorosyjskich ugrupowań, eksport politycznego know-how, zakładanie NGO z naciskiem na środowiska młodzieżowe, mniejszości etniczne i religijne oraz think-tanków promujących rosyjski punkt widzenia, wspieranie prorosyjskich mediów i zakładanie takowych. Polityczne konsultacje z Rosjanami poprzedziły powstanie w 2010 r. koalicji przed wyborami do Parlamentu Europejskiego: Europejskiego Sojuszu dla Wolności (EAF), który miał koordynować współpracę i przygotować lepiej do wyborów szereg skrajnych partii. Im bowiem więcej eurosceptyków w PE, tym łatwiej o rozbijanie jedności Unii. Rosja jest też zainteresowana uzyskaniem w ten sposób bezpośredniego wpływu na decyzje PE, m.in. po to, aby utrzymać swe wpływy, zwłaszcza na rynku energetycznym. Jak mówił Filip Dewinter z Vlaams Belang, „możemy być dobrym partnerem dla Rosji w Parlamencie Europejskim. A Rosja widzi w nas potencjalnego partnera”.

Atrakcyjny putinizm

Ekonomiczna stagnacja, arogancja Niemiec, kryzys migracyjny, spektakularne ataki terrorystyczne, powrót kontroli granicznych – Unia Europejska przeżywa wyraźny kryzys. Dla eurosceptycznej prawicy to dowód na bankructwo projektu zjednoczonej Europy. Za tym idzie przekonanie o konieczności poszukiwania nowych strategicznych rozwiązań dla kontynentu. Jednym z pomysłów cieszących się największą popularnością na skrajnej prawicy jest zbliżenie z Rosją. W rosyjskim modelu państwa, w putinowskiej ideologii, w kremlowskiej polityce radykałowie w rodzaju Le Pen czy Wildersa upatrują wzorów do naśladowania, a w Putinie przywódcę, który pomoże przebudować Stary Kontynent. Prezydent Rosji jawi się jako światowy lider, który rzuci wyzwanie amerykańskim wpływom na Starym Kontynencie i obnaży słabości UE. Sprytne manewry Rosji przy okazji paru ostatnich kryzysów międzynarodowych, z Ukrainą i Syrią na czele, obnażające słabości zachodnich decydentów sprawiają, że przybywa polityków, którzy podpisaliby się pod stwierdzeniem lidera UKIP Nigela Farage’a, że Putin to „błyskotliwy” strateg, który może ograć Zachód. Eurodeputowany FN Aymeric Chauprade nazywa rosyjski reżim „nadzieją świata przeciwko nowemu totalitaryzmowi”, przy czym przez ten totalitaryzm rozumie „amerykańską i europejską finansową oligarchię”. Najważniejsza jest właśnie zasada „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. Rosja i populiści mają jednego wroga: USA, UE i umiarkowane siły polityczne w Europie. Dlatego do sojuszników Kremla zalicza się choćby Gert Wilders, znany z proamerykańskiej i bardzo liberalnej postawy. Ale wrogość do eurokratów przesądza. Wilders uważa, że Bruksela, proponując finansową pomoc Ukrainie podporządkowuje interesy europejskich podatników swoim politycznym pomysłom – jednym z nich dla Wildersa jest dalsze poszerzanie wpływów UE na wschód. Lider austriackiej FPÖ Heinz-Christian Strache podkreślał podczas dyskusji wokół sankcji, że „zamiast grania roli amerykańskiego pachołka w operacji okrążania Rosji, Bruksela powinna w końcu zbudować dobre relacje z Moskwą i wykazać zrozumienie dla rosyjskich interesów”. To, że zrozumienie dla „rosyjskich interesów” z czasem oznaczałoby zrozumienie dla apetytów Moskwy dotyczących Polski umyka niestety uwadze naszych rodzimych zwolenników W. Putina.

Większość dużych partii skrajnej prawicy w UE otwarcie wyraża sympatię dla Rosji. Jednak prorosyjskość jest też zróżnicowana: od wspólnoty poglądów na kluczowe kwestie i wręcz brania pieniędzy z Moskwy (przykład Jobbiku czy FN) po pragmatyzm, który polegać ma jedynie na gospodarczej współpracy z Rosją i wykorzystaniu wsparcia Kremla do walki z Brukselą i Ameryką. Obok szczerych miłośników Putina mamy też eurosceptyków, którzy w polityce zagranicznej stawiają na sojusz Europy z Rosją, za to w swym kraju nie tylko dystansują się od putinowskiego modelu państwa, lecz nawet go potępiają (PVV w Holandii). Także Farage mówi, że „bardziej szanuje Putina niż te dzieci, które zajmują się polityką zagraniczną w naszym kraju”, ale jednocześnie zastrzega: „nie kocham go, nie jestem skłonny mu zaufać i nie chciałbym żyć w jego kraju”.

Skrajna prawica europejska widzi w Putinie skutecznego obrońcę takich wartości, jak narodowa suwerenność i konserwatywny światopogląd. Łączy ją z Rosją obawa przed islamizmem, wrogość do imigrantów czy wreszcie homofobia. Co ciekawe realny upadek moralny będący codziennością putinowskiej Rosji nie zakłóca tego obrazu. Jednym z głównych powodów popularności Putina w kręgach europejskiej skrajnej prawicy jest też na pewno jego wizerunek silnego przywódcy, tak innego od biurokratów z UE. Starannie wykreowana postać potężnego charyzmatycznego lidera nie ukrywającego swoich zdecydowanych poglądów pociąga radykałów zachodnioeuropejskich.

Autorytarny system polityczny Rosji, z wszechmocnym liderem, retoryką mocarstwowości, ograniczaniem podstawowych wolności, państwową kontrolą nad strategicznymi sektorami gospodarki, stałym odnoszeniem się do „narodowych interesów” jako ważniejszych od mechanizmów rynkowych oraz kontroli państwa nad wielkim kapitałem – to wszystko dla większości radykałów prawicowych w UE jest bardzo atrakcyjne. Putinizm staje się modelowym rozwiązaniem wielu problemów. Pokazuje w praktyce, jak – unikając oskarżeń o chęć zaprowadzenia dyktatury – manipulować regułami demokracji parlamentarnej, by służyła autorytarnym celom. Putinowska koncepcja „suwerennej demokracji” to model atrakcyjny dla skrajnej prawicy, która w pamiętającej totalitaryzmy Europie nie może pozwolić sobie na otwarte lansowanie reżimu autorytarnego czy systemu jednopartyjnego.

Ideologiczny sojusz putinowskiego państwa ze skrajną prawicą europejską wymierzony jest przeciwko – jak twierdzą jego doktrynerzy – rządzącej światem zachodnim ideologii liberalizmu, wielokulturowości i tolerancji, która prowadzi do erozji narodów, odchodzenia od religii, zastąpienia duchowości przez materializm, destrukcji rodziny i wartości moralnych. Wrogiem są „ponadnarodowe instytucje”, takie jak UE i NATO, które – w narracji najbardziej radykalnych elementów skrajnej prawicy w Europie i w Rosji – symbolizują globalny spisek „żydowskiej finansjery”. Gdy na jesieni 2014 r. włoski Sojusz Narodowy zorganizował w Rzymie akcję solidarności z Rosją (m.in. rozklejano plakat z Putinem w wojskowej czapce i podpisem „Jestem z Putinem”), lider partii Adriano Tilgher na Facebooku pisał: „Putin powiedział ‘nie’ UE, zajął też odważne stanowisko przeciwko lobby gejowskiemu oraz światowym centrom finansowym, które chciały wojny w Syrii”.

Części prawicowych środowisk na Zachodzie podoba się też deklarowany przez Putina konserwatyzm obyczajowy i bliskie relacje obecnego państwa rosyjskiego z Cerkwią prawosławną (choć tutaj nie chce się dostrzegać faktycznie służebnej roli Cerkwi wobec polityków). Le Pen poszła tak daleko, że nazwała rosyjskiego prezydenta obrońcą „chrześcijańskiego dziedzictwa cywilizacji europejskiej”. W 2013 r. Centrum Strategicznych Komunikacji – związany z Kremlem think-tank – opublikowało z kolei raport pt. „Putin: nowy światowy lider konserwatyzmu”. Dla Putina i wielu Rosjan europejski kulturowy liberalizm, który dają równe prawa związkom tej samej płci, jest nie tylko degeneracją, ale też zagrożeniem dla przetrwania rosyjskiego narodu. W kulturowej wojnie między zachodnim społecznym liberalizmem a wschodnim tradycyjnym konserwatyzmem, której symbolem stała się Conchita Wurst, skrajna prawica w UE (z niewielkimi wyjątkami, choćby PVV) stoi po stronie Rosji.

Jednym z fundamentów tradycjonalizmów skrajnej prawicy i putinizmu jest stosunek do praw LGBT. W Rosji w czerwcu 2013 uchwalono prawo o przeciwdziałaniu „propagandzie homoseksualnej”, które pozwala władzom ograniczać prawa członków mniejszości seksualnych poprzez zakaz demonstracji lub karanie grzywną homoseksualnych par za okazywanie związku publicznie. Poziom braku akceptacji dla homoseksualizmu w Rosji stawia ten kraj w jednym rzędzie z muzułmańskimi krajami Azji. W ideologii współczesnego państwa rosyjskiego europejska tolerancja i akceptacja praw LGBT jest symbolem kulturowej degradacji Zachodu. Bardzo restrykcyjne wobec homoseksualistów prawo zostało przyjęte przez część europejskiej prawicy z entuzjazmem. Obok nacjonalizmu i kwestii związanych z szeroko pojętymi zagadnieniami prawa i porządku, to tradycyjne rodzinne wartości są kluczem do szerokiej putinowskiej politycznej ideologii Putina „postkomunistycznego neokonserwatyzmu”. W tej wojnie kulturowej skrajna prawica europejska stoi po stronie Putina. W 2013 r. jej przedstawiciele (m.in. BNP i Złotej Jutrzenki) pojechali do Moskwy, żeby wziąć udział w konferencji zorganizowanej przez grupę pod nazwą Rosyjskie Forum Narodowe. Dyskusja dotyczyła wyzwań dla tradycyjnych wartości wynikających ze sprzyjającego LGBT prawa w Europie. Austriacka FPÖ definiuje rodzinę jako „związek między mężczyzną i kobietą ze wspólnymi dziećmi”. Przeciwko jednopłciowym małżeństwom opowiada się UKIP. Zaś Jobbik w 2012 r. proponował poprawkę mającą zakazywać „propagandy gejowskiej”. Choć są wyjątki, jak na przykład promotor praw homoseksualistów Wilders.

Wielokierunkowa strategia

Przy wielu zbieżnych poglądach i kwestiach jednoczących różne partie w ich stosunku do Rosji, nie można zapominać o tym, że skrajna prawica w Europie jest nurtem bardzo zróżnicowanym – i przez to trudniejszym do kontrolowania i manipulowania przez Moskwę. Rosjanie starają się doprowadzić do jakiegoś konsensusu między radykałami, choć oczywiście z ich punktu widzenia różnice na tle np. stosunku do LGBT czy antysemityzmu są mniej istotne, dopóki partie skrajnej prawicy realizują te najważniejsze dla Rosji postulaty.

Skrajnie prawicowe partie w UE od dawna próbują koordynować swoją aktywność, aby choć częściowo zniwelować wciąż dużą przewagę partii głównego nurtu. W 2010 r. powstał Europejski Sojusz na rzecz Wolności (EAF), który zrzesza co do zasady indywidualnych polityków. Należą do niego działacze Vlaams Belang, Frontu Narodowego, FPÖ czy Szwedzkich Demokratów. Bardziej radykalny jest wspomniany już przy okazji kwestii ukraińskiej (komunikat z 5 marca 2014) Sojusz Europejskich Ruchów Narodowych (AENM), skupiający m.in. Jobbik i BNP, który powstał w 2009 r. Najmłodszym dzieckiem ultraprawicowej międzynarodówki jest jednak Sojusz na rzecz Pokoju i Wolności (APF), którego pierwszy kongres odbył się w lutym 2015 r. w Parlamencie Europejskim. Na jego czele stoi Roberto Fiore, lider włoskiej Forza Nuova (Nowa Siła), a organizacja skupia siedem partii (m.in. grecka Złota Jutrzenka, niemiecka NPD, hiszpańska Narodowa Demokracja) i indywidualnych polityków. Za jeden z priorytetów członkowie APD uznali zacieśnienie współpracy z Rosją.

Istnienie kilku organizacji skupiających środowiska ultraprawicowe pokazuje, jak złożoną układanką jest cały ten nurt. Węgierski Jobbik dystansuje się od Frontu Narodowego, nazywając partię Le Pen partią „niewiernego liberalizmu”. Le Pen wykluczyła zaś zbyt ekstremistyczny Jobbik z eurosceptycznej frakcji w PE – chodziło o antysemityzm. Różnice są też w kwestiach społecznych. Gdy PVV wspiera prawa LGBT, FPÖ definiuje rodzinę tradycyjnie jako związek kobiety z mężczyzną. Dla bardziej umiarkowanych FN czy PVV radykalizm Jobbiku z jego antysemityzmem jest nie do przyjęcia na zachodzie Europy. Partia Wolności (PVV) jest proizraelska, głównego wroga upatrując w muzułmanach. Zresztą dla Wildersa zbyt radykalna jest też chociażby niemiecka NPD. Bliżej do FN i PVV jest nacjonalistom z Włoch, Belgii czy Hiszpanii i Skandynawii (Szwedzcy Demokraci – Sverigedemokraterna). Jobbik jest też zbyt radykalny dla UKIP, ale ta partia z kolei ma problem z dogadaniem się z FN. Z węgierskimi radykałami jest za to po drodze brytyjskiej BNP, chorwackiej Partii Czystych Praw czy bułgarskiej VMRO, która pod względem radykalizmu przebija już Atakę.

Zjawisko przejmowania elektoratu przez coraz bardziej radykalne ugrupowania widać zresztą nie tylko w Bułgarii. Na przykład na Słowacji mającą przez wiele lat monopol w tej części sceny politycznej SNS zastąpiły już Slovenska Pospolitost czy LUNS. Takie procesy dostrzega też Rosja, która wyraźnie różnicuje metody działania wobec skrajnej prawicy i prowadzi politykę dwutorową. Z bardziej znaczącymi i umiarkowanymi partiami i politykami (np. Le Pen i FN) spotykają się rosyjscy politycy z pierwszego szeregu. Partie te nie uczestniczą w najbardziej kontrowersyjnych imprezach, zaś kontaktują się z władzami rosyjskimi poprzez kierownictwa partyjne, parlamenty, administrację prezydenta czy wpływowych kremlowskich ideologów (np. kontakty Aleksandra Dugina z Jobbikiem i – to akurat lewica – Syrizą). Nurt najbardziej radykalny i marginalny przejęły nieoficjalne środowiska w Rosji – oczywiście z błogosławieństwem i pod kuratelą Kremla i służb specjalnych. Nawet marginalne skrajne środowiska w UE Rosjanie postrzegają jako użyteczne narzędzie w nagłaśnianiu prorosyjskich haseł. Zwłaszcza wtedy i w takiej formie, na jaką nie mogłyby sobie pozwolić partie „umiarkowane” w rodzaju FN, UKIP czy Ligi Północnej.

W marcu 2015 r. w Sankt Petersburgu miało miejsce Międzynarodowe Rosyjskie Forum Konserwatywne, które zgromadziło rosyjskich i europejskich przedstawicieli radykalnych, często wręcz neonazistowskich ugrupowań. Byli na tym zjeździe ludzie z greckiej Złotej Jutrzenki, włoskiej Nowej Zorzy, ale też wielu „wolnych strzelców”, w rodzaju byłego lidera NPD, eurodeputowanego Udo Voigta. Stronę rosyjską reprezentowały różne środowiska nacjonalistyczne i monarchistyczne, zaś organizatorem całej imprezy była partia Rodina (Ojczyzna). Część uczestników Forum została zaproszona do udziału w Światowym Ruchu Narodowo-Konserwatywnym (ŚRNK). Ta inicjatywa jest przykładem aktywnej polityki Kremla na skrajnie prawej stronie politycznej sceny europejskiej. Jak zwraca uwagę Centrum Sowa, które od lat monitoruje działalność rasistowskich i nacjonalistycznych ruchów w Rosji, główne role w tej operacji grają petersburskie struktury partii Rodina oraz Rosyjski Ruch Imperialny. Rodina powstała w 2003 r., a wśród jej założycieli byli obecny wicepremier Dmitrij Rogozin oraz obecny wpływowy doradca Putina, Siergiej Głazjew. Rosyjski Ruch Imperialny, który propaguje ideologię „prawosławnego imperialnego nacjonalizmu”, powstał w 2002 r.

Przewodniczącym komitetu organizacyjnego ŚRNK jest wysoki rangą działacz Rodiny, Jurij Liubomirskij. Ruch określa się jako „międzynarodowe stowarzyszenie partii politycznych, organizacji i prywatnych obywateli sformowane na zasadach dobrowolności i równości przez przedstawicieli różnych krajów i narodów na bazie ich zobowiązania do osiągnięcia celi” ruchu. Lista partii i organizacji zaproszonych do uczestniczenia w Ruchu jest bardzo długa. Podaje ją Centrum Sowa, a są na niej m.in.: Nordiska Motståndsrörelsen (Nordycki Ruch Oporu – Dania, Finlandia, Norwegia, Szwecja),  Nordisk Ungdom (Nordycka Młodzież – Szwecja), Danskernes Parti (Dania), Złota Jutrzenka (Grecja), Nationaldemokratische Partei Deutschlands (Niemcy), Falanga (Polska), Generace Identity (Słowacja), Renouveau français (Francja), Noua Dreaptă (Rumunia), British Unity (W. Brytania). Podkreślić trzeba, że na liście tej są też mniej radykalne partie, jak np. Perussuomalaiset (Finlandia), Jobbik (Węgry), Slovenská národná strana (Słowacja), Kongres Nowej Prawicy (Polska), ale również na przykład brytyjska antyaborcyjna organizacja UK Life League.

Celem ŚRNK ma być zbudowanie platformy, na której uczestnicy Ruchu – za pośrednictwem stron internetowych i mediów społecznościowych – wymienialiby się informacjami i doświadczeniami oraz radami. ŚRNK chce działać na rzecz obrony chrześcijan na Bliskim Wschodzie, Serbów w Kosowie czy mieszkańców „Noworosji”. Widać wyraźnie więc, że Moskwa chce wykorzystać to narzędzie do własnych celów politycznych. Zresztą to właśnie Rodina i Rosyjski Ruch Imperialny w kwietniu 2014 r. utworzyły Wszechrosyjski Ruch Społeczny „Za Noworosję”. W programie ŚRNK jest też organizowanie „wspólnych obozów szkolenia wojskowego i sportowego” oraz tworzenie międzynarodowych brygad ochotników, które wysyłano by w strefy konfliktów zbrojnych. Wśród organizacji zaproszonych do udziału w Ruchu jest np. UnitéContinentale, utworzona latem 2014 przez ultranacjonalistów z Francji i Serbii ochotnicza formacja, która wyruszyła do Donbasu walczyć po stronie rebeliantów. We wspieranie działań zbrojnych na Ukrainie angażuje się od dawna także Rosyjski Ruch Imperialny.

Putintern a mainstream

Proces postępującej radykalizacji europejskich nacjonalistów, w połączeniu z aktywną polityką Kremla wobec tych środowisk może w dłuższej perspektywie przynieść poważne konsekwencje. Rosyjski wpływ na skrajną prawicę stał się zjawiskiem powszechnym dla całej Europy i stwarza podwójne zagrożenie: dla integracji euroatlantyckiej i dla integracji europejskiej. Niepokoić powinny zwłaszcza dwa czynniki. Po pierwsze, zasięg i głębokość ideologicznego zbliżenia putinizmu z eurosceptycyzmem i wrogością do euroatlantyzmu w wydaniu skrajnych partii. Po drugie, rosnąca systematycznie od 2008 roku popularność skrajnej prawicy w Europie – teraz jeszcze bardziej podsycana kryzysem imigracyjnym.

Pod presją rosnących w siłę sił skrajnie prawicowych (lub lewicowych, jak na południu Europy) centrowi politycy unijni mogą przesuwać się na bardziej antyeuropejskie i prorosyjskie pozycje, aby zachować możliwość reelekcji. Mogą oni zacząć przejmować niektóre elementy z programu radykałów, jeśli okaże się to konieczne, by nie tracić więcej gruntu pod nogami we własnych krajach. Trudno oczekiwać ustępstw w np. sferze obyczajowej. Łatwiej będzie chadekom, socjalistom czy liberałom odeprzeć zarzuty skrajnej prawicy dotyczące stosunku do Rosji, poprzez złagodzenie krytyki tego kraju czy zdjęcie sankcji.

Jest to tym bardziej realne, że przecież także w głównym nurcie politycznym nie brakuje postaci o prorosyjskich, wręcz rusofilskich czy putinofilskich poglądach. Najbardziej znanym od lat jest były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, socjaldemokrata i euroentuzjasta. Na przeciwnym ideologicznym biegunie jest były prezydent Czech Vaclav Klaus, zadeklarowany prawicowiec i eurosceptyk, określany często w zachodniej prasie jako jeden z największych admiratorów Putina w Europie. Zresztą następca Klausa, obecny prezydent Czech, socjaldemokrata Milos Zeman również zalicza się do polityków bardzo przychylnych Moskwie. A przecież nie wolno zapominać o Viktorze Orbanie, Robercie Fico czy Matteo Renzim. Nie lepiej wygląda to również, jeśli spojrzymy na potencjalnych następców obecnych europejskich przywódców, choćby Nicolasa Sarkozy’ego czy Jeremy’ego Corbyna. Tak zapewne wygląda idealny scenariusz z punktu widzenia Kremla: wybór między mniej lub bardziej prorosyjskim politykiem.

Czesław Kosior

Źródło: Ośrodek Analiz Strategicznych (www.oaspl.org)

Część druga analizy na temat współpracy skrajnej prawicy europejskiej z putinowską Rosją dotyczyła będzie Węgier i Jobbiku.