W sobotę kongres PO. Dowiemy się, kto pokieruje kampanią parlamentarną Platformy. Podobno będą to Rafał Trzaskowski i Joanna Mucha. Czy dzięki tym zmianom PO może się odbić od dna?

Nie sądzę, żeby kosmetyczne zmiany mogły spowodować jakieś gwałtowne odbicie Platformy Obywatelskiej w sondażach. Zresztą to nie są nowe osoby. Pani Mucha jest przecież parlamentarzystką PO od 8 lat. Pełniła funkcję ministerialną w rządzie Donalda Tuska, przy okazji często się kompromitując, bo zajmowała się sprawami, na których się kompletnie nie znała.

Była ministrem sportu i zasłynęła kilkoma specyficznymi wypowiedziami.

Brutalnie mówiąc, została powołana na stanowisko dlatego, że Polska wtedy organizowała Euro 2012, a rząd Tuska na tle niezbyt dobrze postrzeganego szefa PZPN Grzegorza Laty chciał prezentować elegancką panią minister, która robi fantastyczną imprezę. Okazało się, że pani minister kompromitowała się na każdym kroku. Najbardziej kuriozalne było chyba zatrudnienie swojego fryzjera na stanowisku wicedyrektora Centralnego Ośrodka Sportu.

A Rafał Trzaskowski?

Przez całą poprzednią kadencję był eurodeputowanym PO, potem ministrem w końcówce rządu Donalda Tuska, teraz jest wiceministrem u pani Kopacz. Nie jest to nowa jakość. Oczywiście na tle coraz bardziej zużytych twarzy, jak Radosław Sikorski czy Andrzej Biernat to jest próba pokazania nieco łagodniejszego oblicza, ale myślę, że Polacy nie oczekują karuzeli stanowisk, bo tych już było w PO wiele. Mamy już siódmego w ciągu 8 lat ministra sprawiedliwości. A Polacy oczekują zmiany i naprawy państwa, a to może gwarantować tylko ugrupowanie, które nie sprawowało władzy przez ostatnie 8 lat.

Wymieniono też ministrów na osoby kompletnie nowe.

Kto w to uwierzy? Gdyby to się działo po wyborach, to sięganie po nowe twarze miałoby sens. W końcówce rządów, kiedy zostały trzy miesiące to tani zabieg marketingowy. Wierzę w dojrzałość polityczną Polaków, zresztą pokazali ją w ostatnich wyborach prezydenckich i w związku z tym nie sądzę, by dali się na tego typu tanie chwyty nabrać.

Niektórzy porównują Platformę do Titanica i śmieją się, że walczy o przekroczenie progu wyborczego. Jednak w sondażach ma pewne poparcie i – było nie było – pozostaje partią rządzącą. Jakie ma perspektywy?

Pamiętajmy, że Jerzy Buzek (dziś przecież polityk Platformy Obywatelskiej) startował w wyborach jako premier i nawet nie wszedł do sejmu. PO walczy o to, żeby iść drogą SLD z 2005 r. (czyli z wprawdzie z bardzo słabym wynikiem, ale jednak wejść do sejmu), a nie drogą AWS z roku 2001 r.

Robi manewr w stylu końca rządów SLD, kiedy Leszka Millera zastąpił Marek Belka. I rzeczywiście, SLD udało się przekroczyć próg wyborczy. Mocno poobijani, do dzisiaj się z tego nie pozbierali, ale pozostali na scenie politycznej. Natomiast AWS się rozpłynęła. Najwięcej dawnego AWS poszło zresztą prędzej czy później do Platformy. Zobaczymy, jak się PO powiedzie. Gdyby na jej czele stanął polityk takiego formatu, jakim był Donald Tusk, to myślę, że partia ostałaby się w polityce i przekroczyła próg wyborczy. Czy to się uda pani Kopacz - mam wątpliwości. Ona jest troszkę takim Markiem Belką. Wprawdzie SLD przetrwało, ale Marek Belka startował w 2005 r. do semu jako urzędujący premier z listy partii Demokraci.pl (to była taka próba tego, co dzisiaj robi pan Petru) i się do sejmu nie dostał. Jeśli nie nastąpią błyskawiczne zmiany na szczytach władzy, łącznie z panią Kopacz, którą powinien zastąpić na czele partii ktoś inny, to Platforma daleko nie zajedzie.

Kogo ma pan na myśli?

Taką osobą byłby Grzegorz Schetyna. To byłby manewr, jaki zastosowali brytyjscy laburzyści. Kiedy było już wiadomo, że ich partia jedzie w dół, Tony'ego Blaira zastąpił Gordon Brown. W obrębie elektoratu Partii Pracy był on postrzegany jako główny przeciwnik linii politycznej Blaira, w związku z tym traktowano go jako odnowiciela. Gdyby PO chciała rzeczywiście walczyć o zachowanie przynajmniej 20 proc., to szansę na to dawałoby postawienie na Schetynę. Jest on postrzegany przez Polaków jak ktoś, kto wprawdzie jest w Platformie, ale był w niej przez wiele lat marginalizowany jako krytyk. Każdy inny polityk jest uznawany za część wewnątrzplatformerskiej sitwy, która tą partią zarządza od początku i doprowadziła ją do obecnego upadku. Nikt nie ma takiej wiarygodności, jak Schetyna.

Tylko czy Schetyna pociągnąłby za sobą ludzi? Nie jest to człowiek, który słynie z charyzmy, umiejętności porywania tłumów i mistrzowskich występów w telewizji.

To prawda, ale przez wiele lat dał się poznać jako krytyk tego, co się dzieje w Platformie, więc ma pewną wiarygodność. To nie jest lider, który byłby w stanie doprowadzić tę partię do zwycięstwa, bo nikt już nie jest w stanie tego zrobić. Natomiast gdyby to on kierował PO, jej straty byłyby najmniejsze z tych, jakie może ponieść.

Czy wcześniejsze wybory mają sens?

Nie. Do wyborów zostały trzy miesiące. Organizowanie ich w środku sierpnia to pomysł ryzykowny od strony organizacyjnej i z powodu prawdopodobnie niskiej frekwencji.

Rozmawiał Jakub Jałowiczor