Pomysł przywiezienia uchodźców na granicę polską, litewską i łotewską to akcja wojskowa mająca na celu wywołanie maksymalnego chaosu w krajach NATO i UE. Akcja ta jest cynicznie prowadzona przez Kreml przy pomocy sojuszników z Mińska i Damaszku. Zarówno Łukaszenka, jak i al-Asad to dyktatorzy całkowicie uzależnieniu od Putina. Można się zastanawiać nad ostatecznymi celami tego ataku, ale mamy do czynienia z bardzo poważnym naru szeniem prawa międzynarodowego i bezpieczeństwa naszych państw. Już sam fakt, że służby białoruskie potrafiły wejść na terytorium NATO, uszkodzić zapory i wprowadzać tam nielegalnych imigrantów, pokazuje, że sytuacja jest nadzwyczajna i powstało zagrożenie życia wielu ludzi – ze Straży Granicznej i wojska oraz ludności cywilnej. Mogą oni paść ofiarą zarówno eskalacji, jak i możliwych ataków terrorystycznych. Być może ta mająca wszelkie cechy agresji akcja Moskwy skończy się tylko na tym, a może jest jednak początkiem lokalnego konfliktu. Nie wykluczam, że chaos na granicach NATO to preludium do ataku na Ukrainę. Tak czy inaczej zrobiło się wokół nas naprawdę niebezpiecznie. To niebezpieczeństwo jest zwielokrotnione dwoma fatalnymi decyzjami prezydenta USA: odblokowaniem budowy gazociągu Nord Stream 2 i chaotycznym wycofywaniem wojsk z Afganistanu. Rosja uwolniła się od konieczności transportu gazu przez Ukrainę i dostała wyraźny sygnał wiarołomności i słabości Waszyngtonu wobec sojuszników. Więcej Putinowi nie trzeba. Joe Biden już podpalił świat, pytanie tylko, jaka będzie skala pożaru.

Niezwykłe jest zachowanie w tej sytuacji polskiej opozycji. Już samo dążenie do natychmiastowego wywołania kryzysu politycznego pachnie wpisywaniem się w scenariusz Putina. To jednak tylko element tej destrukcji. Polski rząd został zaatakowany za to, że chroni nasze granice przed atakiem ze strony Putina i Łukaszenki. W normalnych warunkach próba zmiany rządu czy jego najgorętsza nawet krytyka nie jest niczym nadzwyczajnym. Problem w tym, że warunki nie są normalne, lecz niemal wojenne. Ale i to nie wszystko. Ze strony opozycji nastąpił też atak na funkcjonariuszy Straży Granicznej i Wojska Polskiego. Przypomina to jako żywo rok 1920, kiedy członkowie Komunistycznej Partii Polski (a właściwie wtedy KPRP) pluli na polskich żołnierzy idących zatrzymać bolszewicką nawałę. Nazywali ich bardzo podobnie jak Władysław Frasyniuk. Ten atak psychologiczny ma osłabić morale i spowodować rozszczelnienie granicy. Oczywiście dodatkowym zyskiem Kremla z działalności opozycji jest wywołanie kryzysu politycznego. Na tym etapie scenariusz Putina obliczony jest przede wszystkim na odpowiednią reakcję opozycji. I to niestety mu się udało. Gdyby działania PO i Lewicy wspierały Bruksela czy Berlin, można by sądzić, że mamy do czynienia już z tradycyjnym od lat służalstwem wobec Niemiec. Jednak tym razem władze UE zajmują zbliżone stanowisko do polskiego rządu. Jedynym więc patronem tej aktywności opozycji może być Moskwa. Zdumiewa, że kilkadziesiąt lat po upadku imperium sowieckie ma tu tak ogromne wpływy.

Działań głównych polityków opozycji nie można wytłumaczyć chęcią pomocy potrzebującym. Jeżeli chodzi o skutki, jest dokładnie odwrotnie. To ich zachęty powodują, że Łukaszenka, Putin i al-Asad mogą tworzyć nadzieję na przejście granicy UE i zachęcać do porzucenia swoich domów i oddania ostatnich pieniędzy służbom dyktatorów i przemytnikom. Każdy tego typu sygnał wywołuje lawinę nieszczęść ludzi zwabionych iluzją lepszego życia.

Dlaczego wcześniej Syryjczycy czy Irakijczycy nie forsowali naszej granicy wschodniej? Dlatego że nikt nie stworzył im ku temu warunków. A dzisiaj tworzą je Putin ze swoimi watażkami i polska opozycja. To oni wspólnie odpowiadają za cierpienia uchodźców. Pomysły Donalda Tuska, że wbrew Łukaszence można na terytorium Białorusi pomóc uchodźcom, pachną czystym szaleństwem. Chyba że jednak chce ich wszystkich wpuszczać do Polski. Tak czy inaczej dokłada cegiełkę do zapraszania tu ludzi, których potem czeka wyłącznie poniewierka.

Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska" nr. 35; data: 01/09/2021.