Takie rzeczy nie zdarzają się często. Jeden z najwyższych rangą urzędników państwowych w Niemczech zerwał z kajdanami politycznej poprawności i po imieniu nazwał radykalne lewackie idee, które niszczą państwo. Zapłacił za to wysoką cenę.

 

W sierpniu tego roku w saksońskim mieście Chemnitz imigranci zamordowali na miejskim festynie Niemca. Uwaga mediów i polityków skupiła się jednak nie na akcie barbarzyństwa uchodźców, ale na protestach, jakie wybuchły po tej zbrodni. W ulicznych demonstracjach brali udział przede wszystkim zwykli obywatele, choć nie zabrakło też grupek neonazistowskich; doszło do pojedynczych incydentów. W mediach twierdzono jednak, że niemieckie bojówki faszystowskie urządziły „pogrom” i „polowały” na obcokrajowców. O tym samym mówili politycy, w tym kanclerz Angela Merkel.

W wywiadzie prasowym dla dziennika „Bild” szef niemieckiego kontrwywiadu Hans-Georg Maaßen powiedział, że to nieprawda. Stwierdził, że żadnych pogromów nie było, a medialne doniesienia na ten temat mają wszelkie znamiona kłamstwa i powielania nieprawdy. Powołał się przy tym na stanowisko policji Chemnitz, premiera Saksonii oraz na własne informacje kontrwywiadowcze.

Ta wypowiedź wywołała polityczną burzę i socjaldemokracja tworząca z chadecją rząd wymusiła dymisję. Maaßen utracił swoje stanowisko. Wziął go jednak w obronę minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer i zaoferował posadę wiceministra, którą Maaßen przyjął.

Jak się teraz okazało skarcony przez lewicę szef kontrwywiadu nie chciał pogodzić się z polityką kneblowania ust i narzucania brutalną siłą politycznej poprawności. We wrześniu Maaßen uczestniczył na odbywającym się w Warszawie spotkaniu Klubu berneńskiego zrzeszającego szefów europejskich służb specjalnych. Wygłosił tam przemówienie w języku angielskim, w którym jednoznacznie dał do zrozumienia, co sądzi o polityce migracyjnej rządu kanclerz Angeli Merkel oraz o niemieckiej lewicy. By ułatwić przeniknięcie swojego wystąpienia do Niemiec, zlecił przetłumaczenie tekstu wystąpienia na język niemiecki i zamieścił je w internecie. Potem czekał, aż ktoś na nie trafi.

I właśnie trafiono, w efekcie czego Maaßen został zwolniony przez Horsta Seehofera ze skutkiem natychmiastowym. Jego kariera urzędnicza została zakończona. Były szef kontrwywiadu oczywiście sam tego chciał i postanowił sprowokować – mówiąc prawdę.

Co Maaßen powiedział w Warszawie?

„Wiele widziałem już niemieckich manipulacji medialnych oraz rosyjskiej dezinformacji. To jednak, że politycy i media wymyślają sobie jakieś pogromy lub nie sprawdzając tego rozprzestrzeniają fałszywe informacje, było dla mnie zupełnie nową jakością fałszywego podawania wiadomości w Niemczech” - mówił.

Stwierdził następnie, że po udzieleniu wywiadu Bildowi rozpętano przeciwko niemu kampanię skutkującą jego zwolnieniem.

„Z mojego punktu widzenia było to doskonałą okazją dla lewicowo-radykalnych sił w SPD, które od początku były przeciwne wchodzeniu w koalicję z CDU/CSU, by sprowokować zerwanie rządzącej koalicji. To, że jestem w Niemczech znany jako krytyk idealistycznej, naiwnej i lewicowej polityki dotyczącej obcokrajowców i bezpieczeństwa, było okazją dla moich politycznych przeciwników oraz dla niektórych mediów, by usunąć mnie z urzędu” - wskazał.

Podsumowując: Maaßen przyznał, że niemieckie media manipulują faktami, że w tym konkretnym przypadku sprawy Chemnitz zarówno media jak i politycy po prostu bezczelnie kłamali, że we współrządzącej krajem partii SPD obecne są siły „lewicowo-radykalne”, a polityka imigracyjna i bezpieczeństwa Niemiec jest „idealistyczna, naiwna i lewicowa”.

To rzeczywiście bardzo mocne słowa.

Maaßen powiedział, że wyobraża sobie teraz swoją przyszłość w biznesie – albo w polityce. Otrzymał natychmiast zaproszenie do wstąpienia do Alternatywy do Niemiec. Władze tej partii zapewniły, że jest w niej „mile widziany”, a wielu zwolenników AfD marzy wręcz, by to Maaßen stanął na jej czele.

Cała sprawa jest ciekawym przykładem specyficznych stosunków panujących w Niemczech. Kłamstwo i manipulacja są na porządku dziennym, o ile tylko idą w zgodzie z przyjętą przez rząd linią i poprawnością polityczną. Dla prawdy o polityce migracyjnej - nie ma miejsca. 

hk/fronda.pl