Właśnie wróciłem z obozu uchodźców w Libanie i Jordanie. Kilka miesięcy wcześniej byłem w podobnych obozach w Iraku. Odwiedzałem zarówno obozy uciekinierów-chrześcijan, jak i muzułmanów. Mogę więc zabierać głos w debacie na temat imigrantów w Polsce, mając dużo większą praktyczną wiedzę i doświadczenie niż ci, którzy żadnego uchodźcy na oczy nie widzieli (chyba że w telewizji), ale zapraszają ich do Polski i pouczają innych, którzy ośmielają się mieć inne zdanie.

Uchodźcy z - w dużej mierze chrześcijańskiego – Mosulu, których spotkałem w Erbilu (stolica irackiego Kurdystanu) nie chcieli wcale wyjechać do Europy – chcieli wracać tam, gdzie ich przodkowie mieszkali od 2 tysięcy lat. Wielu z muzułmanów (choć nie wszyscy) chcą przenieść do Europy. W obozach palestyńskich w Libanie, a zwłaszcza syryjskich w Jordanii jest mało młodych mężczyzn. Na pytanie: „Gdzie są?”, słyszę odpowiedź: „Już w Europie”. W jordańskim obozie Azraq - z którego blisko do ogarniętej wojną Syrii, a dalej do stolicy w Ammanie – widziałem głównie kobiety i dzieci. A jednak, mimo widocznego braku mężczyzn jest niebywały wzrost urodzeń. Słyszę, że to dlatego, iż w tej kulturze mężczyzna może mieć trzy, cztery żony…

Trzeba tym imigrantom pomagać tam, na miejscu – ale na pewno nie zapraszać ich do nas.

*komentarz ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (24.09.2016)

Ryszard Czarnecki