Dowcip sprzed pół wieku, gdy po liście biskupów polskich do biskupów niemieckich komuniści rozpoczęli antykościelną nagonkę. Gomułka (informacja dla młodych: I sekretarz KC PZPR) zwołuje najbardziej zaufanych towarzyszy: „Musimy ich ukarać, składam na biurze politycznym wniosek o likwidację jednej kurii…”. Na to odzywa się towarzysz Tejchma (minister kultury): „ Jest Tysiąclecie Państwa Polskiego, więc nie można ruszyć Gniezna i Poznania”. Na co odzywa się Kliszko (członek Biura Politycznego KC PZPR, prawa ręka Gomułki): „ani Warszawy…”…. Wtedy wtrąca się Rapacki (szef MSZ): „Na litość Boską! Watykan! Nie ruszajmy polskich biskupów na Ziemiach Odzyskanych!”. Na końcu Cyrankiewicz (ówczesny premier) rzuca : „Tylko nie mój Kraków!”. Na to Gomułka: „A więc jest decyzja: likwidujemy Kurię Skłodowską”...

Dzisiaj możemy się śmiać, ale wtedy nie było powodu do śmiechu. Minęło pół wieku i oto była europosłanka i wiceprzewodnicząca SLD, profesor (sic!) Senyszyn orzekła na antenie programu TVP (uczestnictwem w nich jakoś nie gardzi ) - że największą Polką w dziejach była … Róża Luksemburg ! Powiedziała to na poważnie, choć raczej należałoby to umieścić w kategorii dowcipów o likwidacji „Kurii Skłodowskiej”. Tylko czekać, jak lewacy wyjdą z inicjatywą przemianowania Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie na Uniwersytet Róży Luksemburg. No,tak,teraz dowcipkujemy, ale jak lewactwo będzie w Polsce- ojczyźnie Tadeusza Kościuszki tak samo ekspansywne jak w Stanach Zjednoczonych Ameryki – przybranej ojczyźnie Tadeusza Kościuszki, to za jakiś czas śmiech nam zamrze na ustach.

Mowa o jednej Róży, a przecież jest druga Róża – znana współcześnie. Wart pałac Paca, a Pac pałaca. Może zatem w przyszłości (oby odległej) lewica połączy wysiłki z liberałami – aferałami i Uniwersytet Curie-Skłodowskiej zostanie wezwany do zmiany nazwy na uczelnię „dwóch Róż”.

Gdy dziecięciem byłem popularną chorobą była różyczka. Cóż, różyczka mała choroba, Róża – duża choroba. Przypomina mi to powiedzenie często cytowane przez moją ś.p. Mamę: „Małe dzieci – małe kłopoty, duże dzieci – duże kłopoty”.

Koronawirus kontratakuje. Lewicowa ideologia – również. Nie wiadomo, co gorsze. Wart Pac pałaca, a pałac Paca. Pandemia atakuje ciało, lewicowe – „izmy” atakują duszę. Trochę to jak wybór miedzy dżumą i cholerą. Skądinąd takiej metafory użył cztery lata temu ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki mówiąc o elekcji prezydenckiej w USA, o wyborze pomiędzy Donaldem Johnem Trumpem a Hillary Rodham Clinton. W międzyczasie Mateusz zmienił funkcję: z wicepremiera na premiera, ale też chyba zmienił, na szczęście, zdanie o Trumpie.

Nie zmienia to jednak faktu, że metafora: „dżuma czy cholera” dalej jest aktualna, tym razem jako wybór miedzy COVID-19 a lewactwem. Na szczęście można i trzeba zwalczać jedno i drugie...

 Ryszard Czarnecki

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej" (21.10.2020)