Artur Zawisza: Marian Kowalski to postać niebanalna. Inaczej niż duża część akademickiej kadry narodowców jest prawdziwym człowiekiem z ulicy. Jednak w najlepszym tego słowa znaczeniu: żyje problemami zwykłych ludzi i czuje puls życia społecznego. Dzięki temu jest prawdziwym trybunem ludowym - nigdy nie mówi na zadany temat, ale zawsze od serca i odbiera aplauz publiczności.

Jest człowiekiem silnym, także krzepą fizyczną, ale jednocześnie inteligentnym, dowcipnym, rzeczowym i odpowiedzialnym. Doskonale pamięta się go jako "człowieka, który uratował Marsz", gdy 11 listopada 2012 roku mediował na ulicach stolicy między pokrzywdzonymi uczestnikami Marszu Niepodległości a prowokującą policją. On nie dał się sprowokować i znakomicie ostudził nastroje.

Pracuje zawodowo jako instruktor kulturystyki oraz szef ochrony na największej lubelskiej dyskotece. Każdy winien zrozumieć, że to praca niełatwa, bo miewa się do czynienia niekoniecznie z aniołkami, a raczej częściej z nabuzowanymi troglodytami. Mówiąc pewną parafrazą, jak państwo polskie nie zdało egzaminu 10 kwietnia 2010, tak ochrona pod wodzą Mariana zawsze zdaje egzamin. Zapewne zdała i tym razem opisywanym przez Gazetę Wyborczą.

Miarą jej zbydlęcenia jest umieszczanie zdjęcia Mariana z czarną opaską na oczach i dezinformacja czytelników jakoby w polskim systemie prawnym policja mogła stawiać zarzuty. Ze swej strony mogę tylko pogratulować Marianowi, że znalazł się na celowniku, bo dobrze wypełniać zadania zawodowe i jest groźnym przeciwnikiem politycznym dla rządzącego układu. Oczywiście nasz kolega musi podjąć odpowiednie kroki prawne i medialne, aby wyjaśnić zamierzone nieporozumienie. Wszyscy bywamy w trudnych sytuacjach, ale prawda nas wyzwala.

Not. m