Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Jak Pana zdaniem wygląda przygotowanie młodzieży  w Polsce do działań obronnych w przypadku zagrożenia militarnego? Czy wprowadzenie przysposobienia obronnego do szkół  jest zasadne w obecnej sytuacji?

Romuald Szeremietiew, dr hab. nauk wojskowych, b. minister obrony: Przygotowanie do obrony kraju dotyczy nie tylko młodzieży. Problem z tym mamy w Polsce od momentu, gdy władze zdecydowały, że będzie tylko armia zawodowa i w związku z tym nie będą wojsku potrzebni przeszkoleni rezerwiści. Wtedy doszło do zawieszenia poboru i w związku z tym zlikwidowano Zasadniczą Służbę Wojskową. Zaprzestano odtąd szkolić wojskowo obywateli.  

Obywatelski obowiązek obrony ojczyzny - w Konstytucji jest taki nakaz - został zredukowany do stawiennictwa przed komisją lekarską, która stwierdzi  kategorię zdrowia, a następnie bez odbycia służby wojskowej obywatel jest przenoszony do rezerwy. A więc produkuje się taką dziwaczną „rezerwę" bez zdolności wykonania obowiązku obrony kraju. Kiedy okazało się, ze zagrożenie polskich granic jest czymś realnym (wojna na Ukrainie) wtedy dopiero uświadomiono sobie, że „zawodowcy" z wojsk operacyjnych nie wystarczą i istnieje konieczność  przeszkolenia wojskowego obywateli.  W razie zagrożenia wojną trzeba będzie zmobilizować armię, a  więc powołać pod broń rezerwistów. Nie można jednak ludzi, którzy nie mają przeszkolenia wojskowego ubrać w mundury i dać im karabiny. Będą oni bowiem tylko „mięsem armatnim", które wróg z łatwością unicestwi, zmasakruje.

Trzeba więc ludzi przeszkolić - pytanie jak to zrobić? Najprostszym rozwiązaniem byłoby przywrócenie poboru do wojska, czyli wznowienie Zasadniczej Służby Wojskowej, tak jak to było przedtem. Politycy jednak boją się to zrobić ponieważ sądzą, że byłoby to posunięcie niepopularne. Nie wiem czy to słuszne przekonanie skoro -jak wynika z badań opinii publicznej - duży odsetek pytanych chce przywrócenia poboru do wojska.  W każdym razie gdy zapytało się o to polityków poprzednio, ale i teraz, zawsze można usłyszeć:,, ...pobór, no nie, będzie się szkolić tylko ochotników". To trochę tak jakby w sprawie podatków – też obowiązek konstytucyjny – ktoś powiedział, że będą je płacić tylko ci co zechcą. Stąd zapewne proponowane jest takie rozwiązanie pośrednie, przywracając zajęcia z zakresu wojskowości w szkołach jakoś ten problem chce się rozwiązywać.

F: Na jaką skalę mogłyby być prowadzone takie zajęcia?

Romuald Szeremietiew: Na to pytanie nie mam odpowiedzi. A jest oczywiste, że nie da się zbudować armii na wypadek wojny bez mobilizacji rezerw. Jeśli nie będzie przeszkolonych wojskowo obywateli, to nie będzie komu Polski bronić.  Rzecz więc w powszechnym szkoleniu wojskowym zanim wybuchnie wojna, gdy mamy pokój. Pozytywem jest, że to szkolenie nie musi być długie. Nie szkolimy przecież pilotów samolotów F-16, ale żołnierzy potrafiących strzelać z karabinów. Na to wystarczy dwa-trzy miesiące. Tak przeszkolony obywatel nadawałby się do służby w Obronie Terytorialnej, masowej i powszechnej.

Tymczasem obawa przed utratą głosów wyborców powoduje, że politycy nie chcą sięgnąć po proste i oczywiste rozwiązania – przywrócenie poboru - i jak widzimy będzie to rozwiązywane przez jakieś formy zastępcze, np. wprowadzenie przeszkolenia wojskowego do szkół.

F: Od kiedy miałoby to wejść, czy wiadomo coś więcej i czy podstawowe szkolenie byłoby skomplikowane do przeprowadzenia?

Romuald Szeremietiew: Poza zapowiedzią ministra obrony nic więcej na temat tych szkoleń na razie nie wiadomo. Wymaga to oczywiście przygotowań w sferze logistycznej, ale uruchomienia takich szkoleń nie jest nadzwyczajnie trudne bowiem nikt szkolonych nie będzie wsadzał do czołgu czy samolotu. Mają oni – jak mówiłem - nauczyć się strzelać, nabrać zdolności funkcjonowania w oddziale,  wiedzieć jak zachować się w warunkach bojowych. Jest to szkolenie najbardziej podstawowe, takie żołnierskie abecadło.

F: A co z bronią? Gdyby zagrożenie było realne i byliby wstępnie przeszkoleni ludzie?

Romuald Szeremietiew: Jest oczywiste, że przeszkoleni i zmobilizowani obywatele muszą otrzymać broń, ale jak jest z zapasami uzbrojenie na wypadek mobilizacji nie wiadomo – tajemnica.  Powinna więc być broń do przekazania zmobilizowanym, ale brak przeszkolenia eliminuje problem - nawet gdy są zapasy uzbrojenia, to nie będzie go komu wydać.

F: OT na pewno ma sens, ale czy nie trzeba oswajać z kwestią obrony zwyczajnych ludzi?

Romuald Szeremietiew: Powinien być system szkolenia wojskowego w ramach całego państwa. Powinien mieć oparcie o strukturę Sił Zbrojnych. Były strzelnice, place ćwiczeń, jednostki i centra szkoleniowe, żołnierze odbywali służbę w jednostkach przechodząc szkolenie w postaci Zasadniczej Służby Wojskowej i to wszystko zostało polikwidowane.

Umiejętności żołnierskich nabywa się w takim właśnie cyklu szkoleniowym, które wojsko powinno organizować. To powinien być element funkcjonowania sił zbrojnych w RP. Nie załatwią sprawy jednostki ochotnicze, swoisty wolontariat obronny - czy można sobie wyobrazić ochotnicze straże pożarne, gdyby nie było straży państwowej?  To musi być po prostu system stworzony przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Potrzebne jest zabezpieczenie logistyczne - muszą być wyznaczone miejsca, gdzie ludzie powołani do szkolenia będę mogli je odbyć, muszą być instruktorzy, wiele różnych elementów trzeba zorganizować- czyli do zrobienia jest cała masa rzeczy i MON nie powinien z tym zwlekać.

 dziękuję za rozmowę