Dziś mija dokładnie 55 lat od śmierci ostatniego żołnierza antykomunistycznego podziemia niepodległościowego. Lalek, czyli Józef Franczak zginął we wsi Majdan Kozic Górnych na Lubelszczyźnie. Wcześniej niejednokrotnie wymykał się ubekom, jednak w październiku 1963 r. poległ w bolu z oddziałami SB i ZOMO. Zdradził go stryjeczny brat narzeczonej. 

Franczak urodził się 17 marca 1918 r. w Kozicach Górnych, niedaleko miejscowości Piaski w okolicach Lublina. Miał czworo rodzeństwa, był synem rolnika. Ukończył szkołę podoficerską w Grudziądzu i w 1939 rozpoczął służbę w garnizonie w Równem. 

Po agresji sowieckiej na Polskę brał udział w walkach i trafił do niewoli, jednak zbiegł w czasie marszu na wschód. Następnie, pieszo, udało mu się dotrzeć na Lubelszczyznę. Służył w konspiracji: w Związku Walki Zbrojnej oraz w Armii Krajowej. Po wkroczeniu Sowietów został wcielony do II Armii „ludowego” Wojska Polskiego, a jego oddział skierowano do Kąkolewnicy, gdzie działał sąd polowy skazujący na śmierć innych żołnierzy Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Wówczas zdezerterował.

Krótko przed końcem II wojny światowej, w marcu 1945 r. trafił do Zduńskiej Woli. Rok później powrócił w rodzinne strony. Na Lubelszczyźnie walczyło wówczas ok. tysiąca partyzantów podziemia niepodległościowego- m.in. oddziały "Orlika" i "Zapory". "Lalek" znów zgłosił się w konspiracji. W walkach z funkcjonariuszami MBP kilkakrotnie odnosił rany. Aresztowano go latem 1946 r. wraz z innymi partyzantami. Żołnierzom Podziemia udało się podczas transportu unieszkodliwić eskortę i zbiec.

Walczył z komunistami w oddziale Zrzeszenia WiN kpt. Zdzisława Brońskiego, „Uskoka”. Ostatnich towarzyszy broni stracił w 1953 r., później przez 10 lat ukrywał się w pojedynkę. Wspierało go ponad 200 osób, dlatego też był w stanie ukrywać się tak długo.

Józefa Franczaka wydał Stanisław Mazur, stryjeczny brat Danuty, narzeczonej "Lalka" i matki jego syna. 21 października 1963 zagrodę Wacława Becia, gdzie ukrywał się żołnierz, otoczyło 35 zomowców. 

„Z chwilą okrążenia zabudowań b. [bandyta] Franczak wyszedł ze stodoły, pozorując gospodarza rozważał możliwość wyjścia z obstawy, a gdy został wezwany do (nieczytelne) chwycił za broń – pistolet, z którego oddał kilka strzałów. W tej sytuacji grupa likwidacyjna ZOMO przystąpiła do likwidacji. Franczak mimo wzywania go do zdania [broni] podjął obronę i wykorzystując słabe punkty obstawy pod osłoną zabudowań wycofał się około 300 m od meliny, gdzie podczas wymiany strzałów został śmiertelnie ranny i po kilku minutach zmarł”- w ten sposób opisano w esbeckim raporcie śmierć ostatniego z Wyklętych. 

Rodzinie "Lalka" nie dawano spokoju nawet po śmierci partyzanta. Józef Franczak osierocił pięcioletniego wówczas syna, Marka Franczaka. Mężczyzna jeden jedyny raz widział się z ojcem, krótko przed jego śmiercią. W dodatku nie mogli nawet ze sobą porozmawiać. Ubecy nieustannie nękali rodzinę rewizjami, inwigilowali, robili zdjęcia z ukrycia. Marka Franczaka nie przyjęto do liceum, ponieważ dla władz był "synem bandyty". Jeszcze wcześniej, w szkole podstawowej, syn "Lalka" zademonstrował sprzeciw wobec systemu. Nauczyciel historii przekonywał bowiem podczas lekcji, że 17 września 1939 r. Armia Czerwona przybyła do Polski z "bratnią pomocą". Franczak odpowiedział, że był to raczej "nóż w plecy". Jak wspominał w rozmowie z TVP Info, po tej lekcji "długo bolały go uszy". Syn Józefa Franczaka wspominał również, że wielokrotnie był np. podejrzewany o coś, czego nie zrobił, tylko dlatego, że miał "bandyckie" pochodzenie. 

Widzimy więc, jak wiele dramatów ludzkich spowodowała ta "bratnia" pomoc, a później "ludowa" władza. 

yenn/TVP Info, Fronda.pl