Nietrudno domyślić się, że Rosja nie będzie zadowolona z ustaleń, jakie zapadną podczas szczytu NATO w Warszawie. Eksperci od spraw wschodnich czy analiz strategicznych, publicyści czy politycy mówią wprost, że w interesie Władimira Putina jest NATO osłabione i podzielone, choć nie wszyscy są zgodni, co do celu i dróg, jakimi Federacja Rosyjska będzie do tego dążyć. Na razie mamy na pewno atak informacyjny.

W artykule "Syki łowców Anakond" na portalu wp.pl możemy przeczytać o niedawnym wystąpieniu Władimira Putina na forum rosyjskiej dumy. Autor początkowo chciał zatytułować tekst "Syki Anakondy", parafrazując tytuły w rosyjskiej prasie.

"Przez kilka ładnych dni łamy najpoczytniejszych dzienników pełne były złowieszczego syku groźnego węża, który za chwilę udusi Rosję w morderczych objęciach. Gdyby potraktować poważnie histeryczny ton rosyjskich mediów, które najwyraźniej otrzymały od Kremla odpowiednią instrukcję, można by pomyśleć, że to już prawdziwa wojna, a Polacy na czele natowskich hord wdarli się właśnie na ulice Moskwy"- pisze Robert Cheda, były analityk Agencji Wywiadu.

Dalej Cheda przytacza wystąpienie prezydenta Rosji na forum Dumy. Z 22 czerwca. 22 czerwca 1941 roku to data agresji III Rzeszy (czyli niedawnego sojusznika) na ZSRR. Putin wydaje się budować paralelę między NATO a hitlerowskimi Niemcami.

"Może Putin miał na myśli niemiecką Białą Księgę, w której Moskwa została nazwana rywalem współczesnego Berlina, a nie jak dotychczas partnerem? Bardziej prawdopodobną jest jednak interpretacja, że rosyjski prezydent po raz kolejny przesłał Zachodowi ostrzegawczy komunikat, którego celem był moralny i polityczny szantaż, mający wpłynąć na wyniki warszawskiego szczytu Sojuszu."- zastanawia się autor artykułu. Jedno jest pewne. Szczyt NATO w Warszawie jest dla Moskwy bolesny z dwóch powodów. Po pierwsze, Kreml wciąż nie może odżałować, że Polska "wdziera się" na obszar stosunków międzynarodowych zarezerwowany dotychczas dla mocarstw. Rosja wciąż żyje "Układem Warszawskim", podczas, gdy nasz kraj, dzięki przynależności do NATO czy Unii Europejskiej, zapewnił sobie dobre perspektywy, a polski głos jest słyszalny w Brukseli czy Waszyngtonie. Druga kwestia to owoce rosyjskiej agresji na Krym.

Autor zastanawia się, dlaczego Rosja chce osłabić NATO i oddaje głos rosyjskim komentatorom. I tak prof. Siergiej Karaganow, przewodniczący Rady Polityki Zagranicznej i Obronnej uważa, że napięte relacje z Zachodem to dowód na sukces rosyjskiej polityki zagranicznej i fakt, że Rosja przestała być uległa wobec Zachodu. "Uczymy teraz naszych zachodnich kolegów prowadzić się porządnie i szanować nasze interesy"- pisze szef think tanku będącego intelektualnym zapleczem Kremla. Karaganow podaje tu przykład Ukrainy, którą Europa Zachodnia usiłowała wciągać w swoje sojusze, więc Rosja przestała być uległa i sama uderzyła. Co więcej, prof. Karaganow pisze wprost, że akces Ukrainy do NATO to dla Federacji "powód do wojny".

Robert Cheda zaznacza, że kluczową przyczyną takiego myślenia jest rosyjski imperializm. Rosji zaś zależy na tym, aby ingerować w wewnętrzne sprawy Sojuszu, więc oskarża NATO o ignorowanie jej interesów.

Ponadto, Federacji Rosyjskiej grozi katastrofa gospodarcza, a eksperci przewidują, że być może już w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Ratunkiem mogą być tylko dobre relacje z Zachodem. Ale ten powinien być wobec Rosji spolegliwy.

Autor tekstu zwraca uwagę jeszcze na jeden istotny fakt. Czy Rosja w istocie nie czuje się zagrożona przez Sojusz?

"A jeśli chodzi o Sojusz, to rosyjskim wojskowym od czasu do czasu zdarza się niechcący powiedzieć prawdę. Anatolij Chramczychin z Centrum Analiz Wojskowych i Politycznych mówi, że NATO to tylko wirtualny przeciwnik. Sojusz nie jest gotowy do starcia z Rosją, nawet obronnego, co potwierdzają także amerykańscy sztabowcy. To nic, że ma imponujące zasoby ludzkie, finansowe i długą listę niezbędnej broni, przewyższając Rosję w każdej kategorii. Chodzi o niewielki stopień przyzwolenia politycznego na jakąkolwiek konfrontację militarną z Moskwą, nie mówiąc o powszechnym pacyfizmie Europy, który generalnie wyklucza potrzebę istnienia sił zbrojnych."

Wydają się to potwierdzać wypowiedzi niemieckich i francuskich polityków, chociażby "pobrzękiwanie szabelką" Steinmeiera.

Czy więc w tym wszystkim chodzi tylko o to, by przestraszyć i podporządkować sobie Europę?

JJ