Panie Profesorze, czy mógłby Pan wyjaśnić na czym polegają związki pomiędzy ideologią gender, a ideologią komunistyczną? Czy faktycznie one istnieją?

Te związki są i to zresztą bardzo głębokie. Zresztą ideologia ta z marksizmu wyrosła, co można dokładnie prześledzić. Jedną z podstawowych zasad marksizmu była zasada walki klas, która mówiła, że każde społeczeństwo dzieli się na dwie antagonistyczne klasy, więc każde społeczeństwo, każdy system, czy jak mówili marksiści – każda formacja - ma klasę, która dominuje i tę drugą, antagonistyczną, która jest dominowana.

Jaka jest natura tej dominacji?

Jest to kontrola polityczna, kontrola ekonomiczna, ale także bardzo skomplikowany system władzy, który marksiści starali się opisać posługując się słowem ideologia. Polega on na tym, że w społeczeństwie powstaje wrażenie, że pewne rzeczy sprawiają wrażenie absolutnie naturalnych i odwiecznych, podczas gdy w istocie są konstrukcjami wynikającymi ze struktury władzy. Ludzie np. uważają, że obowiązująca w społeczeństwie sprawiedliwość jest bezwzględna i ostateczna, a tak naprawdę są to reguły narzucone im po to, żeby trzymać ich w posłuszeństwie.

Jaki ma to związek z feminizmem i gender?

Feminizm właściwie przejął tę formułę – również mówi o klasach, mówi o rasie, ale mówi także o tym co nazywa gender, czyli płcią. Ta walka, która się toczy to nie jest tylko walka pomiędzy klasami, czy dominacją jednej klasy nad drugą, to jest dominacja jednej płci – płci męskiej nad płcią żeńską. Mówiąc kolokwialnie: chłopów nad babami. Kontrola ma charakter polityczny, gospodarczy, ale także ideologiczny, to znaczy zmieniający struktury myślenia by ludziom, a kobietom przede wszystkim się wydawało, że są odwieczne. A nie są.

Jaki możemy podać tu przykład?

Np. że małżeństwo to jest związek kobiety i mężczyzny, który jest czymś odwiecznym, naturalnym i danym raz na zawsze. To już Engels pisał w jednej ze swoich prac – właściwie trudno to nazwać pracą, to są właściwie streszczenia poglądów innych – że małżeństwo współczesne jest formą zniewolenia kobiety przez mężczyzn i wraz z wyzwoleniem kobiet także małżeństwo powinno też ulec zasadniczym zmianom.

Co z samym gender?

Słowo to wyraża dokładnie tę samą treść. W języku angielskim słowo to pierwotnie oznacza rodzaj gramatyczny. W różnych językach są różnego rodzaju gramatyki i rodzaje gramatyczne. W polskim mamy trzy: męski, żeński i nijaki. Nam się wydaje, że to jest naturalny podział. Ale w języku francuskim mamy np. dwa rodzaje – Francuzom to wydaje się oczywiste, ale tak na prawdę jest to pewna konwencja. Można owe rodzaje podzielić na dwa, na trzy, można jeszcze inne kombinacje robić. Jeśli to zastosujemy do sfery społecznej czy biologicznej, to się okaże nagle, że ten podział, wedle którego mężczyzna to jest coś bardzo definitywnie określonego przez biologię i kobieta to też coś definitywnie określona przez biologię, tak naprawdę nie jest wcale biologiczny, lecz stanowi twór kulturowy czyli właśnie ów gender. Płeć zatem zaczyna nam się jawić jako konstrukcja społeczna. A jeżeli jest to tylko konstrukcja społeczna, to jak każdą konstrukcję można zmieniać, można modyfikować. Feministki powiedzą, że nas nauczono, że płcie dzielą się na dwie, ale to jest oczywiście nieprawda, bo może być wiele płci. W Niemczech pojawiła się już oficjalnie trzecia płeć, a ktoś naliczył, że jest tych płci genderowych osiem. A skoro osiem, to dlaczego nie dziewięć? A jeżeli jednak dziewięć, to dlaczego nie dziesięć? Itd.

Czy tu pojawia się związek gender i komunizmu?

Mamy tu formułę emancypacyjną, która w marksizmie polegała na tym, żeby demistyfikować i podważać te struktury władzy społecznej, które, jak twierdzili marksiści, system kapitalistyczny tworzyły i wzmacniały, natomiast tutaj mamy też władzę, choć nieco inną. Często używa się słowa patriarchat dla określenia owej władzy mężczyzn - nie tylko politycznej, prawnej, czy ekonomicznej, ale właśnie świadomościowej, czy ideologicznej. Tę władzę trzeba - mówią feministki - podważyć i pozbawić legitymacji. Oczywiście pierwszym przedmiotem tego ataku jest rodzina, która od czasów niepamiętnych opiera się na dualizmie męskiego i żeńskiego. Już Arystoteles kiedy pisał o polityce w swoim dziele o tym samym tytule, gdzie próbował przedstawić na czym polega polis czyli państwo, zaczyna od tego podziału męski-żeński. Ten podział tworzy rodzinę. Arystoteles nazywał to domostwem, czy gospodarstwem w ten sposób opisując szeroka wspólnotę rodzinną. Jeśli zatem ten podział na męski i żeński upada, to upada także rodzina.

Dlaczego właśnie rodzinę się szczególnie atakuję?

Rodzina zawsze była przedmiotem ataków różnego rodzaju reformatorów, ponieważ rodzina ma ten pierwszy i w wielu przypadkach najważniejszy wpływ na człowieka - i wychowawczy, i biologiczny, więc wszyscy właściwie twórcy wielkich projektów społecznych od utopii renesansowych i rewolucji francuskiej poczynając, przez rewolucję bolszewicką i rewolucję 1968 roku zaczynali od rozbijania rodziny. Gender jest pod tym względem idealnym narzędziem. Cała ta konstrukcja: tata, mama, dzieci jest w tej perspektywie kompletnie pozbawiona jakichkolwiek podstaw obiektywnych. Mogą być dwie mamy, trzy mamy, czterech mężów, jedna żona będąca też mężem. Wszystko zależy jak to się skonstruuje, jak każdy z nas się będzie konstruował. Tak to z grubsza wygląda.

To jest projekt zniesienia płci, odcieleśnienia, analogicznie komunizm chciał znieść klasy.

Tak, jest to projekt zniesienia obiektywnych wyznaczników w społeczeństwie. To jest nawet bardziej dotkliwe niż komunizm. Proszę zwrócić uwagę, że w komunizmie rodzina była bardzo gwałtownie atakowana, ale głównie w okresie komunizmu heroicznego. Później to nieco zelżało i rodzina stała się miejscem, gdzie człowiek się chronił przed inwazją ideologii, przed kłamstwem, przed ogłupiającą atmosferą. Genderyści już to zrozumieli i teraz chodzi o to żeby zabrać młodego człowieka spod kontroli rodziny na możliwie wczesnym etapie. Stąd się biorą te pomysły wychowania przedszkolnego, stąd się biorą te pomysły zmiany języka, żeby już nie było taty i mamy. Znany jest dokument na ten temat Światowej Organizacji Zdrowia, ale to nie tylko to – Unia Europejska też idzie w tym kierunku bardzo mocno, niektóre rządy narodowe, ministerstwa, to jest powszechne. To jest horrendum, że na tak wczesnym etapie ogranicza się wpływ rodziców, a wychowanie przejmują genderyści. Niedługo nie będzie można powiedzieć, że mam córkę, czy mam syna. W wymarzonym świecie genderystów będzie to stwierdzenie bardzo mocno podejrzane i mocno represywne. Zasada jest taka – zniszczyć trwałe struktury, zniszczyć podziały obiektywne i rozróżnienia, by uzyskać kontrolę.

Skąd ta niechęć do obiektywności?

Obiektywność – jak odkryli Orwell i Huxley opisujący systemy totalitarne – jest tą rzeczą, która stanowi przedmiot ataku wszystkich projektów totalnej inżynierii społecznej, ponieważ obiektywność chroni nas przed arbitralną władzą zewnętrzną. Obiektywność czyli zasada, wedle której rzeczy są dobre albo złe, moralne i niemoralne, prawdziwe i fałszywe same z siebie, niezależnie od woli władzy politycznej – zawsze była głównym przedmiotem ataku totalitarystów. Bolszewicy i dzisiejsi neobolszewicy feministyczni zawsze zaczynają od jej podważania mówiąc, że obiektywność jest klasowa, dialektyczna, genderowa, kulturowa, polityczna, i co tam jeszcze. Gdy już ten pogląd narzucą, to zwycięstwo mają zapewnione. Jeśli nie można oprzeć się na tym, co obiektywne, to wówczas zawsze decydują ci, którzy posiadają władzę. Jeśli biologia nie rozstrzyga, kto jest kobietą, a kto mężczyzną, to rozstrzygać o tym będą wytyczne feministycznego politbiura. Jeśli nazwanie chłopca chłopcem, dziewczyny dziewczyną, mamy mamą, a taty tatą jest narzuceniem roli genderowej przez rodziców, to rodzice jawić się muszą jako złowroga siła represywna, a Światowa Organizacja Zdrowia, Unia Europejska i rozmaite ministerstwa kierowane przez istoty środopodobne jako wyzwoliciele. Ale nie dość odsunąć od wpływu niebłagonadiożnych rodziców. Trzeba jeszcze odsunąć od wpływu babcie, bo, jak stwierdziła kiedyś Maria Janion, babcie są szczególnie skutecznymi narzędziami patriarchatu.



Wydaje się to dość paradoksalne.

Owszem. W czasach panowania ekologii nie można ściąć drzewa, czy wybudować sobie ścieżki w ogrodzie, ponieważ zakłóca się życie przyrody. Jednocześnie można robić zupełnie horrendalne rzeczy z rodzina i człowiekiem. Z ptaszkami nie można, z żabkami nie można, a z człowiekiem można.

I to jeszcze w imię nauki.

Tak. Te ambicje naukowości genderyzmu są istotnie groteskowe. Genderyzm ma swojego prekursora w łysenkizmie. Łysenko też głosił rzeczy bardzo podobne, a mianowicie, że biologia jest swoistego rodzaju konstrukcją społeczną. Społeczne skonstruowanie pszenicy rosnącej poza kołem podbiegunowym okazało się jednak mimo wszystko niewykonalne i obiektywność dała znać o sobie w postaci głodu. Genderowcy mają o tyle łatwiej, że skutki ich idiotyzmów nie są bezpośrednio tak dotkliwe; nikt w każdym razie nie umiera z głodu. A zresztą większość ludzi ma do nich stosunek pobłażliwy, bo wydaje się, że te kawałki o babciach jako strażnikach patriarchatu, ośmiu płciach, jajeczkach wyzwalających się spod władzy plemników, chłopcach w sukienkach, to jakaś chwilowa utrata rozumu, która musi się szybko skończyć. Skończy się na pewno, ale w międzyczasie dokona wielu spustoszeń. Historie o Łysence czytamy dzisiaj też jako zabawne anegdoty, ale to był przecież trwający wiele lat proces destrukcji ludzkich umysłów.

Rozmawiał Tomasz Rowiński