Tomasz Wandas, Fronda.pl: Czy w świetle ostatnich wypowiedzi izraelskich polityków możemy mówić o kryzysie w relacjach polsko-izraelskich oraz czy reakcja polskiego rządu na to co się wydarzyło była wystarczająca?

Prof. Jan Żaryn, historyk, senator RP: Przede wszystkim chciałbym pogratulować premierowi Morawieckiemu oraz Jackowi Czaputowiczowi za to, że będąc w trudnej sytuacji potrafili zachować się w sposób perfekcyjny. Ważny jest gest, który wykonali w stosunku do Izraela, a w którym to Izrael dostał jasny sygnał, że jeśli chce być nadal dalej traktowany jak partner, to musi zmienić retorykę. Co więcej ta jednoznaczna postawa premiera i szefa polskiego MSZ to nie tylko sukces wizerunkowy, ale wszystko wskazuje na to, że jest to także sukces dyplomatyczny – nie doszło do spotkania grupy V4, które miało odbyć się w Jerozolimie. 

Co w związku z tym? 

W tym momencie strona izraelska będzie musiała rozważyć czy warto szukać potencjalnego elektoratu poprzez wygłaszanie antypolskich haseł. Być może politycy izraelscy zrozumieją, że nie warto grać na ideologicznych żydowskich instynktach utwierdzając potencjalny elektorat w nieprawdzie. 

Co natomiast oznacza to dla nas, dla Polski? 

Dla nas, dla Polaków, jest to dobra lekcja, by zrozumieć, że jesteśmy w tych wypowiedziach traktowani utylitarnie – nie my jesteśmy tu głównymi bohaterami, a np. Żydzi pochodzący na przykład z Rosji, którzy tak mówią o Polakach w swoich domach. Jest to dla nas sygnał jak bardzo jesteśmy przez część społeczności żydowskiej niesłusznie oskarżani o antysemityzm (choć słowo „antysemityzm” to zbyt mało powiedziane, gdyż oznacza dziś ono zupełnie co innego niż kiedyś). 

To znaczy? 

Niewątpliwie w Polsce przed 1939 rokiem z różnych powodów były powszechne nastroje antyżydowskie, natomiast nie było żadnego przyzwolenia, w żadnej partii (nawet tej najbardziej prawicowej) by używać ludobójstwa jako narzędzia rozwiązywania problemów społeczno-gospodarczych. Po II wojnie światowej, używanie określenia, że „Polacy z mlekiem matki wyssali antysemityzm” jest pomówieniem, które ma sugerować jako byśmy mieli być zdolni jako naród do zrobienia tego samego co Niemcy – otóż, nie bylibyśmy zdolni! W żadnym momencie naszych dziejów, nie było siły politycznej w Polsce, która byłaby zainteresowana rozwiązywaniem problemów polsko-żydowskich w sposób zbliżony do praktyk nazistowskich, stąd my Polacy, odbieramy te wszystkie wypowiedzi negatywnie gdyż sytuują nas one zupełnie w innej rzeczywistości niż ta związana z naszymi dziejami. 

Czy jest cień szansy, że Żydzi zmienią swoją postawę? 

Jeśli okaże się, że strona żydowska niczego się nie nauczy na tym przykładzie to oczywiście jest prawdopodobne, że eskalacja będzie postępować – ale zależy to od strony żydowskiej. Wiele wskazuje na to, że przyjdzie opamiętanie i opadnie ten emocjonalny kurz. Mówię o tym kurzu dlatego, że widzę, to w kontekście utylitarnego traktowania polskiej historii i kłamstwa na temat Polaków. 

Utylitarnego? 

Utylitarnego, to znaczy, że nie my jesteśmy tutaj tak naprawdę podmiotem tylko są nimi wskaźniki w sondażach wyborczych. Jest to dla nas ilustracja nie tyle poglądów ministra spraw zagranicznych Izraela czy kogokolwiek sprawującego władzę w Izraelu, tylko jest to dla nas znak mówiący o tym, że w społeczności żydowskiej istnieją bardzo silnie zakorzenione mity o Polsce, których warto używać jeśli chce się wygrać wybory. 

O czym to świadczy? 

Jest to oczywiście podwójnie obrzydliwe, dlatego, że politycy izraelscy próbują się w wygrywaniu wyborów na kanwie podsycania kłamstwa – to samo w sobie jest smutne. Po drugie sama społeczność żydowska nakręca siebie na pomnażanie nienawiści. 

Może zdymisjonowanie ambasador Izraela nie byłoby w tych okolicznościach złą decyzją? 

Jeśli chodzi o panią ambasador, to moim zdaniem w zeszłym roku był moment, w którym należało w taki resjrykcjy sposób rozwiązać sprawę. Tutaj nie widzę jej winy (choć może się mylę), jednak nie jest ona bezpośrednią winowajczynią – musi się teraz tłumaczyć przed ministrem spraw zagranicznych Polski z kontrowersyjnych wypowiedzi swoich głównych pracodawców, czyli premiera czy ministra spraw zagranicznych Izraela. Natomiast sama Anna Azari nie jest sama w sobie nosicielem tego napięcia. 

Jeśli nie dymisja Anny Azari to może zmiana dyrektora POLINu bądź muzeum Auschwitz-Birkenau? 

Niewątpliwie tak się składa, że ważnym punktem , który związany jest z historią Polski, z historią II wojny światowej stanowiska dyrektorów są kadencyjne, do takich muzeów należą: muzeum POLIN i muzeum Auschwitz- Birkenau. Dotychczasowa praktyka potwierdza, że jesteśmy bardzo mocno przywiązani do wsłuchiwania się w głos żydowski i chcemy tę wrażliwość żydowską pielęgnować, stąd w nie próbujemy na te stanowiska stawiać osób pokroju np. mojego czyli prof. Jana Żaryna, gdyż mogłoby być to odczytane jako prowokacja – jest tylko i wyłącznie dobrym gestem ze strony Polski, strona żydowska powinna zdawać sobie z tego sprawę. 

Dziękuję za rozmowę.