Okazuje się jednak, że ranking jest dalece niedoskonały i jego prestiż wynika z faktu, że promuje przede wszystkim uczelnie anglosaski.

Przyjrzyjmy się jego słabościom. Ranking bierze po uwagę jedynie 1000 z ponad 19 000 uczelni na świecie. Szczegółowe pozycje wyznacza tylko tym z pierwszej pięćdziesiątki, potem grupuje juz tylko uniwersytety w setki. Co więcej bierze pod uwagę wkład historyczny poszczególnych uniwersytetów w naukę, a zatem miesza to co historyczne z dzisiejszymi możliwościami poszczególnych uczelni.

Okazuje się, że w tak ustawionym algorytmie amerykański Harvard na głowę bije choćby Cambridge, czy Oxford.

ToR/gazeta.pl