„Członkostwo w UE jest elementem systemu bezpieczeństwa Polski”.

Czyli, jesteśmy w Unii z obawy przed różnymi zagrożeniami, obecnie głównie zagrożeniami ze Wschodu.

Obawy przed zagrożeniami ze Wschodu i nasze członkostwo w Unii ciągle jeszcze – zdaje się – przewyższają rachunek szkód, jakie Polska ponosi w wyniku sukcesywnej, konsekwentnej, prawnej i faktycznej utraty suwerenności z tym członkostwem związanej. Utraty, tym razem na rzecz Zachodu. A precyzyjnie, via Unia na rzecz Niemiec. Bo celem członkostwa w UE jest, po usunięciu państw narodowych, ujednolicenie obszaru Europy we wszystkich wymiarach, do stanu jednolitego Eurolandu z centrum organizacyjno-prawnym w Brukseli, a politycznym w Berlinie.

Czy to znaczy, że ceną, za nasze „bezpieczeństwo” będzie w końcu zgoda na nieodwracalny pokojowo status Polski, jako obszaru całkiem „bezpiecznego”, ale już nie suwerennego, o cechach niemieckiego landu, w ramach ujednoliconego Eurolandu?

Dziś, to Niemcy, obok NATO, gwarantują nam „bezpieczeństwo” w ramach organizacji unijnej im podległej, ale realizacja tych gwarancji zbliża Polskę coraz bardziej do politycznej i państwowej agonii, do utraty suwerenności. Podobnej w efektach końcowych do tej, do jakiej doprowadziły Polskę sowieckie „gwarancje bezpieczeństwa” po II Wojnie Światowej.

Jak nie chcę znanych w skutkach, wschodnich „gwarancji”, jako elementu „bezpieczeństwa” Polski, tak też nie chcę obecnych niemieckich, via unijnych, bo cel ostateczny obu naszych sąsiadów jest od wieków ten sam: wspólna między nimi granica.

Może inne siły historii zadziałają. Już zdaje się działają. Może kiedyś „elementem systemu bezpieczeństwa” względnie suwerennej Polski będą – poza samą Polską – też sąsiednie państwa za południowymi naszymi granicami.

Krystyna Pawłowicz